Jelly Jam, The - Shall We Descend

Przemysław Stochmal

ImageSą takie muzyczne kooperacje, budowane dużymi nazwiskami i wydające całkiem przyzwoite albumy, które jednakże sprawiają wrażenie, jakby zasada ich egzystowania opierała się w zdecydowanie przeważającym stopniu na artystycznych przyjaźniach, a idea komercyjnego sukcesu, czy nawet niewielkiego poruszenia w określonym muzycznym środowisku była sprawą drugorzędną. Takie odczucia budzi we mnie muzyka tria The Jelly Jam, które właśnie wydało swój trzeci album, „Shall We Descend”.

Mimo że nazwisk Johna Myunga (Dream Theater), Ty Tabora (King’s X) i Roda Morgensteina (Dixie Dregs) w ich macierzystych zespołach nie wymienia się w pierwszej kolejności, to jednak stanowią oni trójkę muzyków, których wspólne dokonania przy dobrych wiatrach mogłyby znaczyć wiele więcej w świecie artrocka. Jest jednak inaczej – muzyka The Jelly Jam stanowi raczej cień dla innych tego typu supergrup, mniej lub bardziej ściśle wywodzących się z progrockowego nurtu. Mimo to, muzycy tria konsekwentnie tworzą nową muzykę, zadość czyniąc grającym w ich głowach nutom szukającym ujścia.

Na „Shall We Descend” nie ma rewolucji - Myung, Tabor i Morgenstein proponują ponownie łatwe, choć nie banalne rockowe kompozycje, nie podejmując choćby symbolicznej próby zaciekawienia odbiorcy czymś nowym, układającym się w nieco innej muzycznej przestrzeni, aniżeli do tej pory. Mało tego, po nieco bardziej piosenkowym, bezpośrednim, ale i cięższym w brzmieniu, bliższym King’s X drugim albumie, powracają do bardziej otwartej formuły, znanej z debiutu, łączącej krótkie zwrotkowo-refrenowe utwory z fragmentami niezobowiązujących improwizacji, mniej lub bardziej bazujących na melodiach i akordach pochodzących z piosenek.

Swoista powściągliwość i tworzenie utworów na znaną już modłę na pewno nie wskazuje na brak weny niemłodych już muzyków, wszak o chałturnictwie nie może być tu mowy, wydaje się natomiast potwierdzać, iż tegoroczna aktywność projektu The Jelly Jam spowodowana jest przede wszystkim faktem, że wspólne muzykowanie sprawia jego twórcom najprawdziwszą satysfakcję. Płyta zatem, choć udana, raczej nie stanie się czymś zdecydowanie więcej aniżeli pamiątką po serii kolejnych, efektywnych spotkań muzycznych Myunga, Tabora i Morgensteina, a już na pewno nie przybliży tria, choćby na milimetr, do sukcesów takich supergrup, jak Liquid Tension Experiment czy Transatlantic.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok