Transowego improwizowania ciąg dalszy. Nicklas Barker (Anekdoten), Mathias Danielsson (Makajodama), Ronny Eriksson (Magnolia) oraz perkusista Tomas Eriksson już po roku wydali pod szyldem My Brother The Wind krążek będący następcą bardzo udanego „Twilight In The Crystal Cabinet” . Materiał na płytę „I Wash My Soul In the Stream of Infinity” został nagrany, jak w przypadku debiutu, w kilka godzin, dzięki czemu grupa po raz wtóry zaproponowała muzykę bardzo spontaniczną, „koncertową” w swoim charakterze.
Opracowanie koncepcji, według której rozwijają się grane na żywo nuty, nieco jednak różni się od podejścia właściwego pierwszej płycie. Tam, pośród kompozycji o ewidentnie transowym, jednostajnym charakterze, można było odnaleźć momenty w sposób bardziej drapieżny przełamujące ów space-rockowy „strumień świadomości”, muzycy nie stronili od kontrapunktów w postaci zgrabnych popisów na solowych gitarach. Na „I Wash My Soul In the Stream of Infinity” tego elementu zabrakło, w związku z czym charakter tej muzyki jest jeszcze bardziej hipnotyczny. Rezygnacja z fragmentów solowych wymusiła zaaranżowanie pomysłów na docelowe utwory w taki sposób, by brzmiały przekonująco dzięki swemu jeszcze bardziej stonowanemu, melancholijnemu wyrazowi, w związku z czym większość płyty sprawia wrażenie delikatniejszej, bardziej pastelowej. Pewien wpływ na taki stan rzeczy miał również element, z którego z kolei nie skorzystano w przypadku debiutanckiego krążka, a mianowicie pojawiające się tu i ówdzie brzmienia instrumentów klawiszowych.
Być może przez niektórych ten miejscami wyjątkowo „impresjonistyczny” efekt stonowania muzyki odebrany zostanie jako pójście w niedobrym kierunku, pewna formalna przesada, jednak część nagrań rozwiązanych w ten sposób, przynamniej w moim przypadku, pozostawia bardziej wyraźne wrażenie, aniżeli którykolwiek z utworów z „Twilight In The Crystal Cabinet” - warto w tym miejscu wspomnieć zwłaszcza tytułową kompozycję, której dźwięki delikatnie sącząc się, w przepięknym stylu zamykają płytę.
Mniej prowadzących gitar, wykorzystanie instrumentów klawiszowych, bardziej eteryczne brzmienia – tak po roku przedstawiają się muzyczne wizje Szwedów z My Brother The Wind. To równie wysoka klasa, ba, muzycy wydają się jeszcze bardziej zgrani niż przed rokiem. Takie same pojawiają się również i wątpliwości dotyczące charakteru tejże supergrupy – czy posiadając tak duży potencjał koncertowy faktycznie nie lepiej byłoby postawić na tournee, wszak utwory o tak otwartej formie z całą pewnością zyskałyby pełnię wyrazu w warunkach estradowych, w występowaniu „tu i teraz”. Osobiście zamiast wyczekiwać kolejnej płyty My Brother The Wind, zdecydowanie bardziej czekam na koncertowe europejskie daty.