W 2011 roku frakcja grupy Jane kierowana przez Wernera Nadolnego wydała dwie płyty. Oprócz premierowego materiału (album „Eternity”) zespół zrealizował krążek retrospektywny. Zgodnie ze swoim tytułem jest to podróż po najlepszych (wg lidera) kompozycjach grupy Jane z lat 70., czyli z czasu gdy formacja odnosiła największe sukcesy i nagrywała najciekawsze płyty. Na okładce zaznaczono to w bardzo zawoalowany sposób, ale trzeba to wyraźnie zaakcentować: najlepsze kompozycje Jane zostały nagrane raz jeszcze. Tamten zespół z jego obecnym wcieleniem łączy tylko osoba Wernera Nadolnego. Jest to więc zupełnie inna grupa. Nowe Jane nagrało wybrany repertuar starego Jane i… wyszło...
Wybór repertuaru na retrospektywny album to zawsze pewnego rodzaju kompromis. Nigdy się wszystkim nie dogodzi. Zawsze wśród słuchaczy powstają dyskusje dlaczego jest to, a nie ma czegoś innego. Nie należę do wielkich znawców dorobku Jane (jest kilka płyt, których nie słyszałem), moje wątpliwości ograniczę więc do krótkiego pytania: dlaczego nie ma choćby fragmentu „Between Heaven And Hell”?
Parę miesięcy temu miałem okazję recenzować rocznicowe koncertowe DVD zespołu zatytułowane „Live In Concert”. Na albumie „Journey I: The Best Of Jane ’70-‘80”, z dziewięciu zamieszczonym na nim nagrań, aż 8 w bardzo podobnych wersjach znalazło się na wzmiankowanym DVD. Jest to więc pewnego rodzaju „powtórka z rozrywki”. Płyta przeznaczona jest głównie dla tych, którzy sięgnąć po DVD nie mieli albo ochoty albo okazji. A czy zatem warto rozglądnąć się za tą płytą? Warto. Nowe wcielenie Jane prezentuje się całkiem dobrze. Stare kompozycje przedstawiono w nieźle wykonanych ciekawych wersjach. W porównaniu z oryginalnymi wykonaniami mniej w nich elementów bluesa, które pojawiały się w Jane za sprawą wokalu i partii gitarowych Klausa Hessa. Obecny gitarzysta, weteran niemieckiej sceny, Dete Klamann, jest równie dobry jak jego poprzednik, gra jednak bardziej rockowo. Wokalista Torsten Ilg głosowo przypomina Iana Gillana. Ma lepszy głos niż śpiewający w poprzednim wcieleniu Jane różni instrumentaliści. Jego interpretacjom od strony warsztatowej niewiele można zarzucić, przydałoby im się jednak trochę więcej uczucia.
Dla młodszych słuchaczy, zakochanych w muzyce Transatlantic czy Dream Theater, album „Journey I” stanowić będzie dobre wprowadzenie w muzyczny świat zespołu Jane. Brzmienie grupy zostało odświeżone i jest tu wszystko to, czym formacja ta czarowała przez lata. Dobre hard-rockowe granie z elementami krautrocka. Czasem krótsze i bardziej przebojowe („Lady”, „All My Friends”), czasem dłuższe i bardziej pokręcone („Back Again”, „Fire, Water, Earth & Air”), innym razem rozbudowane i lekko patetyczne, jak utwory przedstawione w postaci wiązanki „Windows / Spain / Love Your Life” czy też „Hangman”. Grupa miała w swym repertuarze także długie suity, jednakże obecne wcielenie Jane wykonuje je tylko we fragmentach i tak też zaprezentowano je na tym wydawnictwie (wspomniane już „Windows” i „Fire, Water, Earth & Air”). Ta niezła płyta powinna stanowić świetną zachętę do sięgnięcia po oryginalne, stare albumy tej zasłużonej dla niemieckiego rocka formacji.