Furyu - Cio' Che L'Anima Non Dice

Andrzej Barwicki

ImageDebiutujący tym wydawnictwem włoski zespół Furyu proponuje nam muzykę z pogranicza fusion i instrumentalnej dawki progresywno-metalowych improwizacji. Jak określa to sam zespół, koncepcja tej płyty oparta jest na przeróżnych nastrojach i emocjach istoty ludzkiej. Syntetyczne wyrażenia charakteryzujące każdy tytuł i tekst utworów zamieszczonych na albumie, mają ilustrować doświadczenia i przeżycia bohatera, które dotknęły go na jego własnej drodze życia.

Początki projektu Furyu sięgają 2000 roku, kiedy to w Bolonii spotkali się dwaj muzycy: Michele Zappoli (bas) i Matteo Migliori (gitara i wokal). Następnie do duetu dołączyli gitarzyści Giulio Capitelli i Federico Melandri, wprowadzając bardziej innowacyjne eksperymenty i własne pomysły muzyczne. W tym składzie młody zespół zaczął nagrywać swoje pierwsze dema, jak również grać na żywo w miejskich klubach. Dopiero w połowie 2009 roku skład grupy uzupełnili perkusista Riccardo Grechi (Lacerater, Cruel Fave of Life) i grający na samplerach Damiano Storelli (Dim Arcana).

Trudno jednoznacznie określić ich muzyczną twórczość składającą się z metalowych, czasami ostrych riffów, urozmaiconą dobrą, technicznie zagraną i zmienną w swym tempie muzykę. Czyni to ich kompozycje ciekawymi i pełnymi niespodzianek. Nie usłyszymy tu przebojowych, chwytających od razu za serce utworów, niemniej jednak urozmaicone brzmienie i złożoność fraz może zaciekawić słuchaczy lubiących muzykę w dużej mierze instrumentalną. Po wysłuchaniu tych kilku kompozycji docenimy pracę włożoną przez zespół Furyu w celu uzyskania swojego charakterystycznego dla niego klimatu poszczególnych kompozycji.

Ukryty potencjał dobrze rokuje na kolejne płyty i być może w pełni wymiarowe albumy, zawierające zdecydowanie większą dawkę ich muzycznych możliwości. Na razie możemy wsłuchiwać się w utwory z trwającego 31 minut mini albumu pt. „Cio’ Che L’Anima Non Dice”. Jest ich pięć na tym krążku. Myślę, że jak na zaistnienie w muzycznym świecie tego typu twórczości to wystarczająca dawka ich możliwości, pozwalająca w kulturalny sposób, w oczekiwaniu na danie główne, posmakować ich jak przystawkę.

Otwarte i złożone struktury nagrań dostosowane są do atmosfery w nich panujących. Karkołomne, dynamiczne, pełne zmiennego tempa pozwalają docenić muzyczne rzemiosło i pomysłowość muzyków realizujących swój projekt. Album rozpoczyna dość szybki i zmienny utwór „Illusione Dei Miei Giorni” z dużą dawką metalowego impulsu, ukierunkowując odbiorcę na zawartość muzyczną, która będzie mu towarzyszyć przez najbliższe dwa kwadranse. Kolejna propozycja to „E Poi La Luce”, w moim osobistym odczuciu urastająca do rangi faworyta z tej płyty. To znakomita wizytówka tego krążka, która śmiało może być prezentowana w komercyjnych stacjach radiowych. Podczas słuchania tego utworu doświadczymy wiele ciekawych i czasami zaskakujących słuchacza różnorodnych, gitarowych zagrywek. Nie bez znaczenia jest też brzmienie sekcji rytmicznej. Wszystko to tworzy wspaniały klimat do rozkoszowania się tym trwającym ponad osiem minut kawałku. Swoboda i lekkość, z jaką podchodzą do gry na swoich instrumentach, czyni ich eksperymentalne podejście nadzwyczaj interesującym, podnosząc walory artystyczne, a co za tym idzie przyciągając wielbicieli takiego rodzaju interpretacji i różnorodności sztuki muzycznej.

Do końca pozostały jeszcze trzy utwory „Un Momento: Vado A Fuoco”, „Finalmente Io Sono” i „La Vastita’ Del Mio Tempo (Cio’Che L’anima Non Dice)”, które nie ustępują poziomem i walorami, jakich doświadczamy od początku trwania tej płyty. Panowie z Furyu stworzyli coś wyjątkowego, potrafiąc wpleść w tą muzykę bardzo eleganckie, nieodkryte po pierwszym przesłuchaniu elementy przeróżnych instrumentów, które docierają do uszu i umysłów odbiorców dopiero po kilkakrotnym odtworzeniu tej płytki. Udało się im połączyć kilka cennych elementów muzycznych, jak różnorodność gitar, potęgę rytmu, zachowanie odpowiedniego kontrastu alternatywnych rockowych dźwięków, dodających wiele dobrego do muzycznego, progresywno-metalowego gatunku, nie kopiując przy tym brzmienia od innych artystów.

Jeszcze jedna uwaga dotycząca wokalnej strony tego wydawnictwa: wokal nie pełni tu głównej roli i jest nieco przytłumiony. Schowany w tle.  Utwory wykonywane są w języku włoskim, co mnie osobiście trochę rozprasza podczas słuchania. Ciekaw jestem jak te same wykonania zabrzmiałyby w języku angielskim?

Na zakończenie można powiedzieć, że jak na początek jest to dobrze pomyślane i wykonane zadanie. Każde kolejne przesłuchanie albumu zachęca do ponownego wciśnięcia przycisku play na naszym sprzęcie grającym, aby odkrywać uroki debiutującego zespołu Furyu i delektować się ich miniwydawnictwem, w oczekiwaniu na kolejne ciekawe i pełnowymiarowe propozycje.  

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok