Van Der Graaf - The Quiet Zone / The Pleasure Dome

Przemysław Stochmal

ImageVan Der Graaf Generator w drugiej połowie lat 70. na pierwszy rzut oka, podobnie jak i inne grupy progrockowe tego okresu, wydawał się być potencjalną „ofiarą” punkowej rewolty. Grupa jednak, zawieszona w latach 1972-1975, nie tylko miała szansę zyskać nieco artystycznego „oddechu”, ale i dzięki odważnej solowej twórczości Petera Hammilla zaczęła coraz bardziej wymykać się ścisłym progresywnym schematom. Ostatni, jak się miało później okazać - na długie lata album Van Der Graafa, nie stał się zatem, jak to często miało miejsce w przypadku progrockowych grup w tamtym czasie, desperacką próbą ratowania honoru gatunku, ale ciekawym dowodem umiejętności kroczenia Hammilla z duchem czasu.

W zasadniczy sposób uległo zmianie brzmienie zespołu. Dotychczasowe, niezwykle charakterystyczne instrumentarium w postaci saksofonów i organów ustąpiło miejsca skrzypcom – do grupy zaangażowano Grahama Smitha z folkowego String Driver Thing. Hammill z kolei zredukował eksponowanie gitary elektrycznej (która, szeroko wykorzystywana na rok wcześniejszym „World Record”, doczekała się tam nawet swego rodzaju ody w postaci suity „Meurglys III”), chętnie powracając za to do brzmień akustycznych. Wyrazistą rolę zyskała również przesterowana gitara basowa (do grupy po siedmiu latach wrócił basista Nic Potter).

Podstawową zmianą okazało się także uproszczenie form kompozycji (co ciekawe, „poparte” skróceniem nazwy zespołu o ostatni człon).  Przepis na siedmio-dziesięciominutowe rockowe utwory z poprzedniego albumu, tutaj ewoluował w bardziej skompresowane, niemal piosenkowe konstrukcje. Złożyły się one na album zdecydowanie żywiołowy, w większości bardzo rockowy; nawet najbliższy progresywnemu formatowi utwór „The Sphinx in the Face” zbudowany jest na energetycznej, funkującej rytmice. Najciekawszymi utworami na płycie są jednak bardziej ambitne próby uwypuklenia dobrodziejstw i aranżacyjnych możliwości wpisania brzmienia skrzypiec w tradycyjny rockowy line-up - znakomity, emocjonalny „Cat's Eye / Yellow Fever (Running)” oraz nieco etniczny „Chemical World”.

„The Quiet Zone/The Pleasure Dome” okazał się ostatnim studyjnym albumem Van Der Graaf Generator na niemal trzydzieści lat. Choć nieco nierówny, był jednak zbyt interesujący, by w jego jakości upatrywać powodów rozwiązania zespołu (prawdopodobnie wymusiły je problemy finansowe). Niewykluczone jednak, że mimo odważnego personalno-formalnego podejścia do jego tworzenia Peter Hammill stwierdził, iż formuła pracy solowej będzie bardziej odpowiednia dla jego nowofalowych pomysłów.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!