Zdrastwujtie, powitaju, nie za bardzo ljublju i pisaju… Proszę Państwa, rosyjska wytwórnia, rosyjskie wydawnictwo. Wytwórnia nazywa się MALS, zespół zaś nosi nazwę Eternal Wanderers i przedstawia słuchaczom propozycję przeznaczoną dla miłośników niebanalnych połączeń zmian rytmu i mocno wyszukanej stylistyki. Na płycie „So Far And So Near” nie ma obawy, że coś powtórzy się dwa razy, jako zwrotka czy refren.
Oficjalnie grupa powstała w lipcu 1997 roku. Przez długi czas trzon zespołu stanowiły dwie panie: Elena Kanevskaya (vocals, keyboards) i Tatyana Kanevskaya (guitar). W 2006 roku dołączyli do nich basista i perkusista, i wtedy też zespół stał się prawdziwą rockową kapelą. Obecnie, oprócz wyżej wymienionych pań, w formacji grają: Dmitry Shtatnov (bass guitar, back vocals), Sergey Rogulya (drums) i Dmitry Drogunov (flute). W 2008 roku wydali recenzowaną na naszych łamach płytę "The Door To A Parallel World".
Długo zabierałem się do recenzji tego krążka, bo to jeden z tych, których klasyfikacja czy zaszufladkowanie wypada kiepsko, jest po prostu niemożliwe. Muzyka, jaką tworzą Rosjanie na „So Far And So Near” to mieszanka świadomie zagranych dźwięków psychodelicznego rocka, muzyki filmowej, prog i art rocka, a nawet muzyki klasycznej.
Album ten nie jest rasowym przykładem szturmu na scenę komercyjną. Wręcz przeciwnie, jest eksperymentem przy nocnych zajawkach, lunatykowaniu czy opowieściach na Halloween. Długo szukałem odpowiedniego przymiotnika, by w jednym wyrazie zawrzeć całość sztuki uprawianej przez diewoczki i malczików. I znalazłem: „nastrojowa”. To strzał w dziesiątkę! Każdy znajdzie tu, o ile wytrzyma próbę czasu, coś dla siebie, choćby jakiś mały element.
Płyta świetnie nadaje się do zanurzenia w niej w samotności. Nic innego tylko ty i rosyjska wyobraźnia. Oj, nawet carskie klimaty tam usłyszałem. Ale jak dobrze, że to już koniec.
Podsumowując, wykażcie trochę cierpliwości, a płytka może wyda się Wam ciekawa i ktoś dotrze do jej końca, albo nawet zaryzykuje i przesłucha ją jeszcze raz. Coś się na niej dzieje, coś tam jest…, ale na razie to rodzi się… instrumentarium, które samo, po jakimś czasie, zaczyna mocno męczyć i wtedy masz już dość. Wydaje ci się, że ta płyta nie ma końca.
Czekam na kolejny krążek, może przyniesie jakieś objawienie...