DeeExpus - King Of Number 33

Artur Chachlowski

ImageKiedyś nazywali się DeeExpus Project. Pojawili się znikąd. Wydali bardzo ciepło przyjęty album „Half Way Home” (2008), następnie pojawili się w lutym 2009 roku na dwudniowym festiwalu progresywnego rocka w Katowicach, oczarowali polską publiczność zgromadzoną w Teatrze Śląskim, a tych których tam nie było zachwycili zrealizowanym tamże koncertowym DVD zatytułowanym „Far From Home”. Szybko zdobywali popularność zarówno w Polsce, jak i w rodzimej Anglii, a także w całym progresywnym świecie. Wszyscy czekali na drugi krążek, który, jak wiadomo, często staje się prawdziwym probierzem umiejętności młodych wykonawców.

Premiera od dawna zapowiadanego albumu przeciągała się w czasie, na pewnym etapie świat obiegła wiadomość, że regularnym członkiem zespołu DeeExpus został Mark Kelly. I rzeczywiście, na planowanej do wydania pod koniec marca płycie, która będzie nosić tytuł „King Of Number 33” nazwisko keyboardzisty Marillionu widnieje tuż obok Andy Ditchfielda, który jest głównym kompozytorem, gitarzystą i wokalistą w zespole (niedawno gościnnie wystąpił on na płycie „In The Last Waking Moments…” formacji Edison’s Children). Obok tych dwóch panów w składzie DeeExpus mamy jeszcze wieloletniego głównego wokalistę Tony Wrighta oraz dwóch nowych członków stanowiących, skądinąd świetnie prezentującą się, sekcję rytmiczną: John Dawson (bg) – Henry Rogers (dr). Ten drugi to młody, prężny perkusista udzielający się ostatnio także w grupach Final Conflict i Touchstone.

Głównym punktem programu płyty „King Of Number 33” jest sześcioczęściowa kompozycja tytułowa, która trwa łącznie aż 26 minut i 42 sekundy. Ten muzyczny „mamut” to rzecz będąca absolutnym mistrzostwem świata współczesnego progresywnego rocka. Już dawno nie słyszałem tak dobrze skonstruowanej suity, z tak wieloma przenikającymi się i – co najważniejsze – logicznie powiązanymi ze sobą wątkami. Poszczególne części łagodnie i płynnie przechodzą jedna w drugą, zazębiając się niczym doskonale naoliwione tryby maszyny, wszystko funkcjonuje tak precyzyjnie jak w mechanizmie szwajcarskiego zegarka. Trudno jest oddać słowami ogromną klasę tej kompozycji. Jej świeżości, pomysłowości oraz świetnie przemyślanej konstrukcji. W każdym razie ani przez chwilę w trakcie tej blisko półgodziny słuchacz nie ma czasu na nudę czy zwątpienie. Dzieje się tu tyle, że aż czuć, iż muzyka DeeExpus wciska nas w fotel, każe za sobą podążać i śledzić rozwijającą się z minuty na minutę akcję. Nie ma tu śladu sztuczności, sztampy ani sklejania czegokolwiek na siłę. Jak już powiedziałem, wszystko rozwija się tu w bardzo naturalny sposób. Tony Wright śpiewa swobodnie, bez wysiłku i nie epatuje swoim, skądinąd ciekawym, głosem, Andy Ditchfield czaruje nas swoimi solówkami, a Mark Kelly (znowu! wreszcie! ponownie!) zachwyca wyrazistymi partiami granymi na fortepianie i na syntezatorach. O świetnie spisującej się sekcji już pisałem. Suita „King Of Number 33” to prawdziwe arcydzieło neoprogresywnego rocka.

Resztę płyty stanowią cztery krótsze kompozycje, które niejako „opakowują” tytułowy utwór z przodu i z tyłu. Zanim bowiem usłyszymy opisaną przeze mnie powyżej suitę, mamy trzy połączone ze sobą utwory: otwierające płytę, najbardziej rockowe w tym zestawie, nagranie „Me And My Downfall”, uroczą półakustyczną balladkę „Maybe September” (to jeden z najlepszych fragmentów całej płyty) i jedyny w tym zestawie instrumentalny utwór (a zarazem najkrótszy – trwa 4 minuty 43 sekundy) „Marty And The Magic Moose”. Po czym rozlegają się pierwsze dźwięki kompozycji „King Of Number 33” i rozpoczyna się blisko półgodzinna uczta dla progresywnych uszu. Po jej zakończeniu, które stanowi przewspaniała finałowa część szósta tej kompozycji – „Rex Mortuus Est” – po nasileniu niebywałych wrażeń muzycznych, po tym nagromadzeniu nieczęsto spotykanego ładunku emocji, mamy jeszcze na płycie zamykające całość nagranie „Memo”. To taki utwór na pożegnanie, na łagodny powrót do rzeczywistości. Obiektywnie rzecz ujmując, to chyba najsłabszy fragment płyty. Ale to idealny utwór na rozładowanie napięcia, na chwilę zamyślenia, po to tylko, by w odtwarzaczu jak najprędzej wcisnąć przycisk PLAY i powrócić w magiczny świat wykreowany przez dojrzałe, neoprogresywne dźwięki muzyki grupy DeeExpus.

Dobra płyta. Mocny punkt w zestawie tegorocznych premier.

PS. Jak się dowiadujemy, Mark Kelly nie rezygnując z członkostwa w zespole, zmuszony jest z powodu choroby do zrezygnowania z planowanych na wiosnę koncertów grupy DeeExpus. Jego miejsce na scenie zajmie wszędobylski ostatnio Mark Varty (Shadowland, Landmarq, Credo).

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok