Meksykanie trzymają się mocno. I nie zwalniają tempa. „Nimbus” jest już bodaj piętnastym albumem w dorobku Cast, a przecież początki zespołu sięgają zaledwie lat 80. Wydajność godna podziwu. W dodatku ilość nie szkodzi tu jakości. A przecież jeszcze lider zespołu Alfonso Vidales to organizator ośmiu dotychczasowych edycji słynnego festiwalu Baja Prog, który regularnie ściąga do meksykańskiej części Kalifornii największe sławy prog rocka. I choć obiektywnie rzecz ujmując „Nimbus” jest albumem słabszym od ubiegłorocznego „Al-bandaluz”, to trzeba go niewątpliwie uznać za udaną pozycję w dyskografii grupy Cast. Zespół ten lubuje się w rozbudowanych formach muzycznych, bogatych aranżacjach, długich pasażach instrumentalnych i prawdziwej wirtuozerii wykonania. Sympatycy keyboardowego brzmienia a’la Tony Banks, IQ, czy wczesny Marillion będą zachwyceni. Vidales gra w sposób wręcz natchniony i w każdym utworze potrafi budzić najwyższy podziw. Nieźle wtóruje mu też reszta zespołu na czele z gitarzystą i wokalistą Francisco Hernandezem. Od kilku płyt preferuje on wykonywanie utworów Cast w języku hiszpańskim. Tak jest i na tej nowej płycie, aczkolwiek paradoksalnie jedno jedyne nagranie zaśpiewane po angielsku „911” wypada w tym zestawie chyba najciekawiej. Akustyczne i delikatne dźwięki łączą się w nim z bardzo dynamicznymi elementami. Zresztą takich łakomych kąsków nie brakuje na całej płycie. Cast to po prostu doświadczony zespół, który wie kiedy zagrać ostrzej, a kiedy łagodniej, kiedy zwolnić, a kiedy przyśpieszyć. Słowem potrafi idealnie wpisać się w konwencję nowoczesnego progresywnego rocka. Ci, którzy lubią takie neoprogresywne brzmienia z pewnością docenią najnowszą produkcję zespołu. Ci, którzy preferują bardziej tradycyjne podejście do tematu mogą się czuć chwilami nieco rozczarowani.
Cast - Nimbus
, Artur Chachlowski