Zespół Delate został założony przez dwóch muzyków zespołu Annalist znanych również z projektów z cyklu „Music Inspired by Zodiac” i „…Tarot”: Roberta Srzednickiego i Artura Szolca. Skład dopełnił gitarzysta i klawiszowiec Łukasz Naumowicz.
Płyta, która właśnie ukazała się na rynku to debiutancki album warszawskiego tria. Tria, o którym sami członkowie zespołu mówią, że to twór zgoła dziwny i odmienny. Dlaczego dziwny? Artur Szolc: „Muzyka to wypadkowa nie tylko naszych trzech jakże odmiennych charakterów, ale wypadkowa naszych upodobań artystycznych i muzycznych bez żadnych taryf ulgowych. Nie baliśmy się połączyć mrocznych transowych elementów trip-hopu z rockową „jazdą”, rozmową etnicznych bębnów z klimatem gothiku czy oldschoolowego art rocka. Szukamy wciąż natchnienia, które nie tylko można znaleźć na płytach ulubionych artystów, ale przede wszystkim mając po prostu otwarte oczy ogólnie na świat, życie i ludzi. To dostarcza prawdziwej, szczerej i rzetelnej dawki inspiracji”.
Zespół w warstwie lirycznej w trzech utworach singlowych porusza zagadnienia dotyczące wiary w siebie i poszukiwania swojego miejsca we wszechświecie („Jutro”), rozterek wielu ludzi, którzy byli zmuszeni byli opuścić swój dom rodzinny i wyjechać do wielkich miast w poszukiwaniu szczęścia („Miasto”) oraz przestrogi przed fałszywymi radami „bliskich osób”, którzy czekają tylko na twój upadek („Na pewno nie Ty”). Teksty wszystkich utworów pozostawiają jednak spore pole do indywidualnej interpretacji.
Delate to również zespół samowystarczalny. Album nagrywany i zrealizowany był w studio Serakos pod okiem Roberta Srzednickiego (produkował wcześniej nagrania m.in. grup Sunrise, Partia, Komety czy Riverside). Oprawą graficzną płyty zajął się zaś perkusista i wokalista grupy Artur Szolc. I trzeba przyznać, że zarówno produkcja, jak i projekt graficzny są na światowym poziomie. Szkoda jedynie, że do śledzenia tekstów piosenek potrzebne jest szkło powiekszające.
Trio Delate pracowało nad albumem prawie dwa lata robiąc nieraz dwumiesięczne przerwy. Artur Szolc: „Dało to nam możliwość oceny naszych wysiłków z pewnego dystansu czy przetrwały próbę czasu. Wiadomo, że słuchając codziennie tego samego nagrania, brzmienia tych samych głośników itp. powoli słuch się przyzwyczaja i tracisz wiarygodność samooceny. Słuchając rzeczy po długiej przerwie od razu wiesz co Ci nie pasuje i pozbywasz się śmieci”. No i co wyszło z tych starań zespołu? Grupa Delate przygotowała zgrabną płytę wypełnioną mroczną, chwilami wręcz transową muzyką. Gdy jej słucham za każdym razem na myśl przychodzą mi skojarzenia z wydaną kilka lat temu płytą formacji Xenn Łukasza Święcha (ex-Abraxas). Nie, nie jest to kopia tamtego albumu, ale bardzo podobna stylistyka i zbliżony pomysł na ekspresję swoich pomysłów. Xenn zrobił swego czasu w pewnych kręgach prawdziwą furorę. Teraz czas na Delate.
http://www.delate.pl/