Obdarzony przedziwną nazwą zespół My Name Is Janet (nie ma w jego składzie żadnej Janet!) to międzynarodowy twór, który został założony w 2009 roku. Początkowo w głowie klawiszowca i wokalisty Jima Avivy zrodził się pomysł nagrania paru rzeczy w szwedzkim Sonic Train Studios, którego właścicielem oraz rezydującym tam realizatorem i producentem jest nominowany do nagrody Grammy gitarzysta Andy LaRocque (King Diamond, Death). Postanowił to uczynić korzystając z pomocy szwedzkich muzyków: Erica Rautiego, grającego na gitarach oraz Alexxa udzielającego się na perkusji. Jednak efekt ich pracy okazał się tak udany, że panowie postanowili nie poprzestawać na stworzeniu debiutanckiego albumu zatytułowanego „Red Room Blue”, lecz kontynuować współpracę pod szyldem pełnoprawnej grupy rockowo–progresywnej. Wymienionych panów na płycie „Red Room Blue” wspomaga okazjonalnie na gitarach, wspomniany już, Andy LaRocque.
Grupa My Name Is Janet proponuje dość ciekawą muzykę w postaci dobrze zagranego progresywnego rocka. Połamane struktury dźwiękowe, techniczne granie, niezbyt oczywiste melodie, ewidentne wpływy kalifornijskiego rocka i doskonała produkcja utrzymana w stylu hi tech - to cechy muzyki tego zespołu. Nowocześnie brzmiący album zatytułowany „Red Room Blue” zawiera osiem kompozycji i wydany został kilka miesięcy temu nakładem niewielkiej wytwórni rodem ze Szwajcarii - Galileo Records, pod czujną ręką, nie tylko „okazjonalnego” gitarzysty, ale również producenta Andy’ego LaRocque’a. Są na tej płycie dość dobre numery, jak "Tower of Babel", "Cold Heaven" czy "World´s Still Tragic", ale są też i mniej udane nagrania ("Accident Love", "On The Powerful Waves") przez co całość wydaje się nierówna, co w konsekwencji zdecydowanie obniża ocenę końcową tego albumu.
Płyta opowiada nam o człowieku, który pragnie wydostać się domu składającego się z wielu czerwonych pokoi. W każdym z nich jest jakaś ukryta część wspomnień człowieka, przypominająca mu jego nieszczęśliwe życie. Jedynym sposobem, aby przełamać tę negatywną i złą passę i stać się szczęśliwym, jest wyłamanie wszystkich szczelnie zamkniętych i zabitych drzwi, aby tym samym znaleźć drogę ucieczki. Wreszcie udaje mu się uciec z tego pustelniczego miejsca i wchodzi do wolnego świata. Ale czy będzie miał wystarczająco dużo fantazji i wyobraźni, by stworzyć sobie nowe życie?...
Album zawiera dobrze zlepione ze sobą kompozycje. Jest na tym wydawnictwie to, co istotne w graniu rocka progresywnego: przestrzeń, niebagatelne zmiany nastroju i tempa, bardzo interesujące brzmienie gitary, zwłaszcza solowej. Jest też niemniej intrygujący wokal Jima. Mówiąc generalnie to dość przyzwoity materiał, o niewątpliwe interesującym charakterze muzycznym. Zespół funkcjonuje stosunkowo krótko, lecz jedno, co mogę powiedzieć, to fakt, że tworzą go muzycy dojrzali i wiedzący, czego chcą. Mam nadzieje, że owy „Red Room Blue” przetrze ścieżkę chłopakom z My Name Is Janet i ich kolejny album będzie mocno zauważalny na rynku, czego i sobie i im życzę.