Threshold - Clone

Patryk Filipowicz

ImageRok po ponownym opuszczeniu grupy Threshold przez jej frontmana, Damiana Wilsona, miejsce na stanowisku wokalisty zajął Andrew McDermott. Jakże zmieniło się oblicze zespołu, dwie różne osobowości, dwa różne głosy. Wilson obdarzony siłą i ogromną skalą głosu i McDermott, który mając przyjemną barwę świetnie wpasował się w nowe oblicze zespołu.

Na "Clone" zespół prezentuje nową jakość, utwory stały się bardziej zwarte i bardziej melodyjne, momentami wręcz bardziej przebojowe. Nie straciły również na swojej mocy, wciąż to rasowy progmetal, tyle że nabrały one nieco „kosmicznej” przestrzeni. Z całą pewnością formacja postawiła na prostszą i bardziej schematyczną formę muzycznego przekazu, ale słucha się tego bardzo dobrze, lecz jednak bez zachwytu. Cały czas odnosi się wrażenie, że czegoś tu jednak zabrakło. Szczególną uwagę zwraca utwór przedostatni, najdłuższy, ponad dziesięciominutowy „Voyager II”. Przyznam się, że chwyta mnie on wyjątkowo za serce. Nic to oczywiście nowego, ale jakoś się broni i błyszczy na tle schematycznej lecz nie pozbawionej uroku reszcie materiału. Tym bardziej, że ładnie przechodzi w końcową, udaną balladę „Sunrise On Mars”.

Album nie zachwyca, choć trzyma równy poziom. Brakuje różnorodności, szaleństwa, ale styl, który narodził się na płycie „Clone”, doskonale obrodził na kolejnych płytach, których słucha się już z prawdziwą przyjemnością.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!