Devin Townsend Project - Epicloud

Andrzej Barwicki

ImageDevin Garrett Townsend to urodzony w 1972 roku kanadyjski muzyk, instrumentalista, producent i wokalista. Po raz pierwszy usłyszeliśmy o nim, gdy został on zaproszony przez Steve’a Vaia do nagrania wokaliz na jego płycie pt.  „Sex And Religion” (1993). Miał wówczas 21 lat i już wtedy potrafił pokazać swoje nieprzeciętne wokalne możliwości.

Devin w ostatnim okresie jest muzykiem niezwykle zapracowanym, bo w ciągu zaledwie  dwóch lat nagrał aż cztery płyty („Ki”, „Addicted”, „Ghost” i „Deconstruction”), co z jednej strony cieszy, a z drugiej zmusza do systematycznego wsłuchiwania się w jego twórczość. Jest on też artystą potrafiącym zaskakiwać bardzo zróżnicowaną muzyką. Takie właśnie są jego poszczególne albumy. Znajdujemy na nich szerokie spektrum różnych klimatów: od melodyjnych, dynamicznych i przebojowych utworów do metalowych, bardzo ostrych brzmień. Na swej dotychczasowej artystycznej drodze nie zapomniał on też o delikatnej wręcz lirycznej stronie swojej twórczości, czego dał wyraz materiałem zaprezentowanym na albumie „Ghost”.

Najnowsza płyta Devina Townsenda nosząca tytuł „Epicloud” swoją europejską premierę miała 24 września (w Ameryce ukazała się tydzień wcześniej). Oprócz podstawowego srebrnego krążka z dwunastoma nowymi utworami w sprzedaży pojawiła się również limitowana wersja  specjalna, z drugim dyskiem, na którym znaleźć można kilkanaście utworów demo. To prawdziwie unikatowy bonus, który wart jest swoich dodatkowych pieniędzy. Bo w efekcie jest tak, jakbyśmy dostali drugą premierową płytę prawie za darmo.

Słuchając pierwszy raz albumu „Epicloud” możemy zostać zaskoczeni zaproponowaną na nim muzyką. Zastanawiamy się, czym Townsend inspirował się podczas komponowania poszczególnych utworów i jacy wykonawcy wywarli na nim tak duży wpływ, aby nagrana muzyka zabrzmiała wręcz… „chóralnie”? Na samym początku słyszymy czterdziestosekundowe, zainspirowane muzyką gospel, intro zatytułowane „Effervescent!”, które płynnie przechodzi w bardzo chwytliwy rytmiczny numer „True North” z damskimi wokalami (gościnny udział Anneke van Giersbergen). Kolejne kompozycje nabierają tempa i wigoru, stają się ostrzejsze, sekcja rytmiczna nie pozwala nam odetchnąć, gitarowe metalowe riffy momentalnie wpadają w ucho - wszystko to zagrane jest z przytupem i w sposób melodyjny porywa nas w górę („Lucky Animals”, „Liberation”). Zwalniamy tempo dopiero przy utworze „Where We Belong”, którego słucha się majestatycznie i lirycznie. Muzyka wraz z wokalną magią głosów bardzo przyjemnie dociera do naszych uszu.

Nie inaczej jest w kolejnej piosence - „Save Our Now”. Z wielką radością słucha się tak udanych, potrafiących pochłonąć słuchacza, dźwięków. Gitarowe i perkusyjne kaskady uderzają w nas z przeogromną siłą. Drapieżne muzyczne oblicze, nie tylko instrumentalne, ale też wokalne, Devin prezentuje podczas kilku minut świetnego utworu „Kingdom”.

Następne kawałki są wręcz przeurocze: „Divine” – spokojny delikatny podkład instrumentalny i stonowany wokal powodują, że miło się robi na duszy; „Grace” – Anneke Van Giersbergen swoim aksamitnym głosem rozpoczyna tę piosenkę, a później przyłącza się do niej chór, emanując swą potęgą i mocą. Napięcie narasta tworząc ścianę progresywnej rock opery. Pozostajemy w metalowych objęciach energii, jaką przytłacza nas nagranie „More!”. Powoduje ono wyzwolenie niesamowitej dawki adrenaliny, wdziera się w nas moc wypływająca z gitar Devina Townsenda.

Króciutki fragment „Lessons”, ze ślicznie brzmiącą akustyczną gitarą przechodzi w „Hold On”. To już przedostania kompozycja z najnowszej płyty tego artysty, dostarczająca nam kolejnego przebojowego i radosnego grania.

Ostatnie nagranie, „Angel”, jest zniewalające. Trudno oderwać się od tak rewelacyjnie skomponowanej i wykonanej kompozycji. W finale powraca „gospelowy” motyw znany już z otwierającego płytę „Effervescent!”. To bardzo wzruszające i emocjonalne zakończenie albumu. I jak tu nie dać się ponieść tym wspaniałym dźwiękom?...

Płyta „Epicloud” zawiera muzykę, która zaskoczy, zadziwi, zauroczy, zniewoli, zawładnie nami i pozostanie na długi czas w naszej głowie. Devin Towsend potrafi wydobyć to, co w dotychczasowej jego dyskografii sprawiło, że daliśmy się wciągnąć w jego muzykę, potrafi dodać wiele nowych elementów, wpleść motywy chóralne, by uatrakcyjnić poszczególne fragmenty, a co za tym idzie, nie można mu zarzucić, że otrzymujemy - po tak krótkim czasie - powielone pomysły z poprzednich albumów.

Kto potrafi uważnie wsłuchać się w najnowszą propozycję Towsenda zapewne odnajdzie na niej wiele radosnych dźwięków, dostarczających pięknych chwil spędzonych w objęciach muzyki tego utalentowanego artysty, a także anielskiego głosu Anneke Van Giersbergen, która potrafi swym śpiewem wzbudzić w nas piękne uczucia. Wzajemna wokalna współpraca Anneke i Devina powoduje, że słuchane kompozycje, pomimo swego dynamicznego i ostrzejszego brzmienia, łagodnieją, a utwory spokojne nabierają prawdziwie magicznej mocy.

Nie sposób pisząc o albumie „Epicloud” pominąć muzyków, którzy potrafili stanąć na wysokości zadania i doskonale uchwycili swą grą kompozytorskie pomysły Devina, a są to: Ryan Van Poederooyen (perkusja), Brian Waddell (bas) i Dave Young (gitara i klawisze). Dobra robota, panowie!
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!