Czasami, w ramach odskoczni od rocka progresywnego lubię sobie zapuścić muzykę z tak zwanym „pierdolnięciem i przytupem”. Znajomy podesłał mi niedawno debiutancki album śląskiego kwintetu Post Profession. Powstały w 2002 roku zespół po wydaniu kilku demówek zdecydował się zamknąć w zaciszu studia nagraniowego i przygotował pełnoprawne płytowe wydawnictwo.
Posłuchałam raz, drugi i kolejny i mogę o debiutanckim materiale zespołu pisać w samych superlatywach. Lubię takie granie! Materiał zgromadzony na A Few Minutes Before można określić jednym zdaniem: stara, dobra thrashowa szkoła bezkompromisowego grania na najwyższym poziomie. W ciągu tych 50 minut muzyki nie ma czasu na zmiłowanie. Muzycy jeńców nie biorą, grają tak, że nóżka sama chodzi, a słuchacz ma ochotę na wielokrotne używanie przycisku repeat. Trzeba przyznać, że inspiracje „wielkimi i słynnymi” thrashowego grania są na albumie dość słyszalne. Nie jest to jednak zarzut stawiany zespołowi. Zresztą sami muzycy nie kryją swoich inspiracji. Znajdziemy na płycie sporo rasowych dźwięków spod znaku Testament, Megadeth czy Kreator. Muzycy kwintetu nie mają ambicji tworzenia i bycia innowatorami, za to dali słuchaczom dźwięki, których naprawdę dobrze się słucha. Bardzo dobra gitarowa robota gitarowego duo Miłosz Płachciński/Maciej Narski, świetne tempa, rasowa gra sekcji rytmicznej mogą się podobać każdemu miłośnikowi cięższych brzmień. Niewielkie zastrzeżenia mam tylko wokalu Grzegorza Bodziocha. Nie do końca pasuje mi jego maniera wokalna, słyszalne „hetfieltyzmy” oraz jego styl growlowania, ale być może się czepiam. Kwestia gustu. Popracowałabym również nad angielską wymową, bowiem teksty brzmią z lekka „norwesko”.
Całość materiału brzmi wręcz miodnie i dobrze (staranna produkcja Tomasza Zalewskiego i zespołu). Ozdobą albumu jest bezsprzecznie znakomite, instrumentalne Between The Devil & The Deep Blue Sea, w którym zespół wzniósł się na wyżyny nie tylko technicznego grania. Wybitny utwór z tak zwaną dramaturgią. Niemalże progresywnym pieprzem panowie doprawili kojarzące się nieco ze stylistyką Opeth, At The Beginning czy kończące to jakże udane wydawnictwo Pain Of Existence. Zresztą nie ma na płycie A Few Minutes Before dźwięków zbytecznych i słabych. Jest za to piękna, stylowa thrashowa jazda.
Dużą zaletą A Few Minutes Before jest staranne wydanie samej płyty. Koncepcja graficzna, umieszczenie płyty w eleganckim digipacku robi wrażenie. A przecież za zespołem nie stoi żadna wielka wytwórnia. Muzycy zainwestowali w album swoje pieniądze i środki. To widać! Z przyjemnością posłuchałabym zespołu na żywo. Jestem bardzo ciekawa, jak kwintet prezentuje się w „koncertowych okolicznościach przyrody”. Zapraszamy do Wrocławia.