State Urge - What Comes Next? EP

Artur Chachlowski

ImageKilka dni temu otrzymałem przesyłkę z Gdyni z opakowaną w czarny, na pierwszy rzut oka, dość ponuro wyglądający digipak EP-ką „What Comes Next?”. Na okładce znalazłem nazwę zespołu: State Urge. Początkowo myślałem, że to płytka jakich wiele. Ot, kolejny z tych wielu początkujących zespołów, które chcą się pochwalić nagranym materiałem demo. Myliłem się i to bardzo. 

W liście towarzyszącym płytce przeczytałem: „Jesteśmy młodymi ludźmi z burzą abstrakcyjnych pomysłów, które staramy się realizować poprzez muzykę, a także widowiskowe koncerty. Przywiązujemy wielką wagę do prezentacji naszej twórczości przed słuchaczem. Wyróżnikiem naszych koncertów stały się przestrzenne projekcje multimedialne (których jesteśmy autorami) tworzone za pomocą projektorów zamontowanych nad publicznością”. Nie ukrywam, że zaintrygowało mnie to. Czytałem więc dalej: „Płyta „What Comes Next?” stanowi dla nas podsumowanie ostatniego roku naszej działalności. Choć nasza twórczość jest bardziej rozbudowana, zdecydowaliśmy, aby na albumie znalazły się jedynie 3 utwory, które aktualnie uważamy za szczególnie dla nas ważne. Pozwoliło nam to bardziej skupić się na szczegółach aranżacji, miksu studyjnego i masteringu płyty”. Tak nie mogli pisać początkujący i niedoświadczeni ludzie. Włączyłem więc płytkę. I muszę stwierdzić, że materiał zrobił na mnie przeogromne wrażenie. State Urge to bardzo dojrzały zespół i gdyby tylko miał za sobą wsparcie którejś z naszych specjalizujących się w progresywnym rocku wytwórni, już dziś byłby na ustach wszystkich sympatyków tego gatunku w naszym kraju.

Jest ich czterech: Marcin Bocheński gra na perkusji, Marcin Cieślik śpiewa i gra na gitarach, Krystian Papiernik na basie, a Michał Tarkowski obsługuje instrumenty klawiszowe. Słuchając ich muzyki da się wyraźnie wyczuć, że starają się iść zgodnie z własną wizją, z własnym pomysłem i że wypracowali swój własny styl, zgrabnie unikając szufladkowania i mimowolnego porównywania do byłych lub istniejących formacji. Nie mogę powiedzieć, że grają jak Marillion, Pendragon, IQ, Porcupine Tree czy Sylvan, gdyż brzmią jak… State Urge. I bardzo dobrze. Chwała im za to. Słychać, że wspólne granie sprawia im autentyczną radość, z której rodzą się piękne dźwięki i melodie. Tworząc muzykę, realizują swoje marzenia. Czasem brzmią niczym melancholijni romantycy, czasem słychać, że interesują się bezkompromisową alternatywą, a czasem zupełnie szalonym i abstrakcyjnym chaosem. Ale wszystko to trzymają w ryzach i pod kontrolą, nadając komponowanej przez siebie muzyce szlachetnego i dojrzałego progrockowgo szlifu.

Nie ukrywam, że wysoki poziom materiału, który znalazłem na EP-ce „What Comes Next?” sprawił, że chciałbym poznać więcej materiału autorstwa chłopaków z Trójmiasta. Chciałbym zobaczyć ich multimedialny koncert (koncerty!), chciałbym wziąć do ręki ich pełnowymiarowy album, chciałbym wreszcie usłyszeć ich muzykę w radio, nie tylko w audycji Mały Leksykon Wielkich Zespołów… Zadając na koniec tytułowe pytanie: „Co dalej?”, pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że State Urge nie podzieli losu przez mało kogo pamiętanej już dziś toruńskiej grupy Point Of View, która po niezłej demówce nagrała w 2007 roku fantastyczną płytę „Disillusioned”, a następnie… wszelki ślad po niej zaginął. Byłaby to niepowetowana strata, gdyż chyba żaden materiał nieznanego mi wcześniej polskiego zespołu nie zaintrygował mnie od tego czasu tak bardzo, jak omawiana dziś przeze mnie EP-ka grupy State Urge. Dlatego z całych sił trzymam kciuki za powodzenie muzycznych planów tego zespołu. 

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!