Muse - The 2nd Law

Artur Chachlowski

ImagePrzyznam szczerze, że nie załapałem się na modę na grupę Muse. Zanurzony w świecie prog rocka, skupiony na szperaniu za nowościami „młodych progresywnych” nie zauważyłem fenomenu w postaci błyskawicznie rosnącej popularności mainstreamowego zespołu Matthew Bellamy’ego. Dopiero przed trzema laty, Bogdan Dziewoński, zaprzyjaźniony przedstawiciel Warnera na Polskę wcisnął mi do ręki album „The Resistance” i widząc zdziwienie malujące się na mojej twarzy spytał z niedowierzaniem: „To ty nie znasz Muse???”. Nie znałem. Ale zaraz poznałem i to z jak najlepszej strony. Pokochałem wspomnianą płytę „The Resistance” niemal od pierwszego przesłuchania i to bez żadnego wyjątku. Od A do Z, bo nie było na niej słabego punktu, a co najmniej kilka, jak „United States Of Eurasia” z wplecionym motywem z nokturnu Chopina, przebojowy „Uprising” czy finałową symfonię „Exogenesis”, uważam za prawdziwe kamienie milowe muzyki rockowej XXI wieku. Dlatego uważam ten album za jedną z najważniejszych pozycji płytowych, które ujrzały światło dzienne w 2009 roku. Dopiero później zacząłem odkrywać „Rycerzy Cydonii”, „Niezwyciężonego”, „Megalomanię”, „Motyle i Huragany”, „Histerię”, „Przeogromną czarną dziurę” oraz całą masę innych przebojów zespołu. No i z niecierpliwością wyczekiwałem na nowe wydawnictwo…

Najpierw przyszedł miły sygnał, że utwór „Survival” będzie oficjalnym przebojem londyńskich igrzysk olimpijskich, potem był spektakularny występ Muse w trakcie ceremonii zamknięcia igrzysk (w ogóle cały ten finałowy koncert olimpiady uważam za najwspanialsze widowisko świata popkultury ostatnich lat!), a następnie rozpoczęło się niecierpliwe odliczanie do daty premiery, notabene przesuniętej przez wytwórnię o kilka tygodni z powodu zbitki czasowej z premierą albumu „Battle Born” grupy The Killers, płyty zatytułowanej „The 2nd Law”.

No i co? Opłacało się czekać. Ba! Jak to się mówi, moja cierpliwość została wynagrodzona. „The 2nd Law” to świetny album. Nowocześnie brzmiący, pełen świetnych utworów, pięknych melodii, orkiestracji, typowego dla Muse patosu i zadęcia, no i wypełniony po brzegi eksperymentami brzmieniowymi. Ale ani przez moment nie przekraczających granicy dobrego smaku. Nawet ten najbardziej kontrowersyjny, zamykający program płyty dwuczęściowy utwór tytułowy to rzecz autentycznie piękna i niepozbawiona uroku.

Na płycie nie ma praktycznie słabych punktów. I nieważne czy jest to wspomniany już, nasączony elektroniką, dubstepowy utwór „The 2nd Law”, czy wzruszający, bo wykorzystujący zarejestrowane na iPodzie kilka minut przed narodzinami bicie serca potomka Matthew Bellamy’ego i Kate Hudson, utwór „Follow Me”, czy przebojowy „Madness” czy wykorzystujący elementy muzyki house i funk „Panic Station”, czy nawiązujące do klasyki rocka „Big Freeze”, czy gitarowy kawałek „Animals”, czy utrzymany w delikatnym odcieniu art rocka „Explorers”, czy dwa skomponowane przez Chrisa Wolstenholme’a (i zaśpiewane przez niego) kawałki „Save Me” i „Liquid State” opowiadające o wychodzeniu przez niego z nałogu alkoholowego, czy znany już nam wszystkim queenowski „Survival” poprzedzony świetnym orkiestrowym wstępem „Prelude”, czy też efektownie otwierający całość „Supremacy” – wszystkich tych utworów słucha się znakomicie. Będą tacy, co powiedzą, że to muzyka pusta i napuszona. Ale panowie Bellamy, Wolstenholme i Howard są na płycie „The 2nd Law” doprawdy w rewelacyjnej formie. To cieszy!

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!