Phideaux dość przewrotnie przedstawia się na swojej stronie internetowej jako „niezobowiązująca trupa anarchistów”, a zarazem projekt muzyczny, którego centralnymi postaciami są Phideaux Xavier (v, g, bg, k) oraz perkusista Rich Hutchins. Do współpracy zapraszają liczne, często zmieniające się grono muzyków, a „lista płac” najnowszego albumu obejmuje kilkanaście osób grających na – oprócz typowo rockowych – także na tak dziwnych instrumentach, jak zurna, czy hammer dulcimer.
„The Great Leap” jest już piątą płytą w dorobku Phideaux, a zarazem pierwszą częścią trylogii o współczesnym świecie spod znaku „Big Brothera”. Kolejne części mają ukazać się w odstępach zaledwie kilku miesięcy. Album zawiera 11, stosunkowo krótkich i zwartych piosenek, które dość trudno jednoznacznie zaszufladkować. Niektórzy artyści wyjątkowo nie lubią przyklejania jednoznacznych etykietek do stylu uprawianej przez nich muzyki, ale dla potrzeb tej recenzji mogę powiedzieć, że propozycje Phideaux najlepiej można by przypisać do przegródki z napisem „rock z ambicjami”.
„The Great Leap” jest zbiorem zgrabnych utworów wykonywanych na bardzo wysokim poziomie technicznym, ciekawie zilustrowanych muzycznie, nagranych przy użyciu ciekawego instrumentarium. Mają one wdzięk i charakterystyczny dla siebie elegancki styl. Ciepły głos wokalisty i ciekawy sposób interpretacji jest kolejnym plusem tego zestawu. Całość dość mocno zakotwiczona jest w typowym dla lat 70-tych brzmieniu, lecz nie brakuje w nim również nowoczesności. Płyta intryguje swoją niebanalnością, fajnym klimatem i ciekawymi pomysłami melodycznymi. Można by w muzyce Phideaux doszukać się wpływów z dokonań Davida Bowie („Abducted” ma w sobie tajemniczą moc słynnego „Space Oddity”), The Cure (w „One Star” głos Phideaux upodabnia się dość mocno do Roberta Smitha), Blackfield (m.in. atmosfera utworu „Rainboy”), Ala Stewarta (najlepiej podobieństwo to słychać w „You And Me Against A Word Of Pain”, a w „I Was Thinking” można doszukać się nawet dalekich ech kompozycji „Year Of The Cat”), czy Jethro Tull (charakterystyczna folk-rockowa ulotność w „Long And Lonely Way”). W muzyce z płyty „The Great Leap” czai się też duch najstarszych produkcji spod znaku The Moody Blues, swoista melodyjność The Beatles, a także raz po raz przewijają się elementy space rocka. Nie pomyślcie tylko, że styl Phideaux to jakiś nieuporządkowany melanż, czy brzmieniowy groch z kapustą. Zdecydowanie nie. Phideaux wypracował swoją własną stylistykę, dzięki której płyta jako całość prezentuje się bardzo spójnie i jednorodnie. Długimi chwilami brzmi ona wręcz tak szlachetnie, ze można by jej nadać miano „elegancki rock”.
Czy w takim razie można podciągnąć muzyczne propozycje Phideaux pod szeroko rozumiane pojęcie „rock progresywny”? Sądząc po inspiracjach na pewno tak. Jednak oceniając literalnie utwór po utworze – niekoniecznie, ale przecież nie o etykietki tutaj chodzi. Jedno jest pewne: na płycie „The Great Leap” znajdziecie dobrze skomponowaną i dobrze wykonaną muzykę o niesamowicie dużym potencjale. Muzykę ze sporymi ambicjami, z którą obcuje się z prawdziwą radością i przyjemnością, choć z pewnością nie rzuca ona na kolana i nie każe od razu piać z zachwytu. To po prostu dobra i solidna dawka dobrego melodyjnego rocka na naprawdę wysokim poziomie.