Simeon Soul Charger to amerykański zespół grający muzykę mieszczącą się w szeroko rozumianym rocku psychodelicznym. Dla europejskiej publiczności został on odkryty przez niemiecką wytwórnię należącą do muzyków z RPWL - Gentle Art Of Music. Kapela ta od 2010 roku regularnie występuje u naszych zachodnich sąsiadów, ale dała się również poznać fanom muzyki rockowej w Szwajcarii, Austrii, Czechach i we Włoszech dając, jak do tej pory, blisko sto koncertów. Nie omija przy tym również swoich rodzimych stron, jednakże jej aktywność koncertowa w Stanach Zjednoczonych jest wyraźnie mniejsza.
Podstawowy skład formacji to Aaron Brooks (wokal, gitara, fortepian), Joe Kidd (perkusja), Rick Phillips (gitara, wokal) i Spider Monkey (gitara basowa), jednakże muzycy zapraszają do współpracy również innych instrumentalistów. Band ma na swoim koncie dwie EP-ki i jeden pełnowymiarowy, debiutancki album, wydany na początku 2011 roku, a zatytułowany „Meet Me In The Afterlife”.
Teraz w moje ręce trafił ich drugi krążek, będący koncept albumem, zatytułowany „Harmony Square”. Jego tracklista jest imponująca, to 15 kompozycji z muzyką określaną jako psychodeliczny rock. Całość wydaje się tak skonstruowana, że odnosi się wrażenie, że to jeden długi, trwający 67 minut utwór, a nie kolekcja niezależnych piosenek, ale to przecież cecha tego typu muzyki. Wydawać by się mogło, że artrockowe nuty lat 70. już dawno przebrzmiały i nikt nie wraca do grania w takim stylu i brzmieniu, jednak to nieprawda. Ekipa z Simeon Soul Charger jest tego przykładem. Zespół faktycznie bardzo mocno inspiruje się tamtymi klimatami i czerpie z nich bardzo wiele. Mnie to osobiście nie przekonuje, ale to zapewne kwestia gustu. Na pewno spodoba się jakiemuś gronu słuchaczy. Jednak, jak dla mnie więcej jest tu psychodelii niż faktycznej muzy, co może zmęczyć i zanudzić niejednego słuchacza. Wszystko jest tu grane i śpiewane jakby na jedną nutę. Zdecydowanie brak tu kopa, brak wyrazistości i kontrastów, a niestety nie brakuje dłużyzn. Brzmienie raczej mną nie szarpie, bardziej po prostu nudzi i usypia. Na całym tym albumie brakuje dynamiki i porządnej dawki energii, co powoduje, że w ogóle nie mam nawet faworyta tej produkcji. A przecież wydawać by się mogło, że jest z czego wybierać. Niby 15 utworów w rozpisce, ale trudno coś w nich znaleźć… Jeżeli chodzi o jakość nagrania to wszystko jest w porządku i to jest jedna z niewielu zalet tego wydawnictwa. Posłuchajcie jednak, a przekonacie się sami. Może akurat Was coś zastanowi i zatrzyma na dłużej przy muzyce zawartej na „Harmony Square”?