The Crimson ProjeKCt to działający na zasadzie podwójnego trio twór złożony z dwóch solowych projektów długoletnich muzyków grających w King Crimson: Adriana Belew, Tony’ego Levina i Pata Mastelotto. Pierwszym z solowych projektów jest The Stick Men, w którym występują grający na basie i sticku Tony Levin, perkusista Pat Mastelotto (obaj przez wiele lat związani z King Crimson) oraz grający na touch guitar (instrumencie zbliżonym nieco do Warr guitar) Markus Reuter (niegdyś grający w Guitar Craft Roberta Frippa). Drugim z solowych projektów jest Adrian Belew Power Trio, w którym występują: Adrian Belew (gitara, śpiew – wieloletni muzyk King Crimson), grająca na basie i okazjonalnie na gitarze Julie Slick oraz perkusista Tobias Ralph.
Parę minut po 20-tej na scenie pojawił się Markus Reuter grający soundscapes. Tak właśnie rozpoczął się utwór „B’BOOM”, którego drugą część stanowił duet perkusyjny. O ile w przypadku King Crimson utwór ten był zazwyczaj wykonywany w środkowej części koncertu i część zespołu schodziła za kulisy, o tyle zagranie tego kawałka na początku koncertu było świetną okazją do stopniowego wchodzenia muzyków na scenę. Po chwili grania soundscapes na scenie pojawili się obydwaj perkusiści i analogicznie jak w latach 1994 – 96 mieliśmy przyjemność usłyszeć ich fantastyczny duet. Gdy już pozostali muzycy znaleźli się na scenie, to „B’BOOM” przeszedł w „THRAK”. I tu kolejna niespodzianka – analogicznie jak w okresie od jesieni 1995 do połowy 1996 roku został zagrany początek utworu, po czym muzycy zaczęli improwizować. Adrian bawił się efektami wydobywając z gitary dźwięki imitujące fortepian. Podobnie jak w latach 90., Adrian w pewnym momencie wziął do ręki wiertarkę akumulatorową i przy jej użyciu wydobywał dziwne dźwięki z gitary. W pewnym momencie Adrian przyłożył nawet wiertarkę do statywu uzbrojonego w mikrofon. Gdy zakończyła się ta przedziwna improwizacja, to zespół wykonał zakończenie „THRAK”. Po krótkim powitaniu przez Adriana poszły w ruch kolejne kawałki King Crimson: „Dinosaur”, „Frame By Frame”, „Sleepless” – i tu niespodzianka: pierwotnie Tony Levin popisywał się szybką grą na basie, a w tym wypadku grał na sticku. Do tego momentu zespół grał w komplecie, a potem przez większą część koncertu grali w okrojonym składzie. Po „Sleepless” ze sceny zeszli muzycy tworzący The Stick Men, zaś pozostali na scenie muzycy zagrali „b” i „Neurotica” (z rozmytymi głosami odtwarzanymi z podkładów), po czym nastąpiła zamiana na scenie i dalszy ciąg występu należał do The Stick Men. W tym zestawieniu zagrano „Crack In The Sky” i „VROOOM VROOOM”, po czym na scenę powrócił Adrian Belew, by zagrać „Larks’ Tongues In Aspic Part II” i „Three Of A Perfect Pair”. Następnie Adrian i Tony wykonali „Matte Kudasai”, po czym na scenie pojawili się pozostali muzycy z Adrian Belew Power Trio. Trzyosobowa ekipa wykonała wówczas „Young Lions” i „e” po to, by za chwilę na dłużej udostępnić scenę dla The Stick Men. Zagrane kompozycje „Open part 3 – Truncheon” i „Breathless” mogły nieco nużyć słuchacza. Szczególnie ze względu na przedłużające się nieco partie improwizowane.
Na finał koncertu na scenie zjawili się pozostali muzycy. Najpierw kapela w pełnym składzie zagrała trochę klasyki, czyli fragmenty suity „Ognisty ptak” (Firebird Suite) Igora Strawińskiego, a na zakończenie już wyłącznie kompozycje King Crimson – „One Time”, na którym Pat Mastelotto i Tobias Ralph zamienili się zestawami perkusyjnymi, a potem już we właściwej konfiguracji „Red” i „Indiscipline”. Gdy zespół schodził ze sceny, publiczność zgotowała owację na stojąco. Jako pierwszy bis wykonano „Elephant Talk”, a jako drugi „Thela Hun Ginjeet”, w którym podobnie jak w przypadku kompozycji „Neurotica” zniekształcony głos odtwarzano z podkładów.
Jako ciekawostkę dodam, iż na koncertach w okresie 1995/96 King Crimson robił dokładnie to samo. W „Thela Hun Ginjeet” Tony Levin grał na basie rureczkami nałożonymi na palce – analogicznie jak robił to w „The Talking Drum” oraz w wielu kompozycjach Petera Gabriela przed laty. Tuż przed 23-cią zakończył się ten wspaniały koncert, a po chwili wszyscy muzycy, z wyjątkiem Tony Levina, wyszli do publiczności. Była okazja do wspólnych zdjęć i autografów. Koncertowi towarzyszyła znakomita oprawa świetlna. Oświetleniowiec stanął na wysokości zadania serwując nam rewelacyjną grę świateł. Również na medal spisał się akustyk genialnie nagłaśniając koncert, dzięki czemu z przyjemnością słuchało się poszczególnych kompozycji. Jedyne, czego mogłoby brakować, to osoby Roberta Frippa na scenie. Czy to dobrze czy źle? Trudno ocenić. Gdyby Robert Fripp był obecny, nie usłyszelibyśmy solowych kompozycji Adriana oraz kompozycji The Stick Men. Ale być może w utworach King Crimson mogłoby być wtedy mniej potknięć wykonawczych?...