TSA regularnie odwiedza Kraków, ale przeważnie z tradycyjnymi rockowymi koncertami. Stąd akustyczny występ tego zespołu jest zawsze swoistym rodzynkiem. Przed laty jeden z nich został wydany na płycie, obecnie już niedostępnej w sprzedaży.
Znając repertuar tego krążka z końca lat 90., mniej więcej wiedziałem czego mogę spodziewać się tym razem. W tamtych czasach skład grupy był nieco inny (tylko Marek Piekarczyk i Andrzej Nowak z klasycznego składu), a i repertuar także nieco odmienny. Usłyszeć akustyczne wykonanie całego drugiego singla TSA to przeżycie bezcenne, chociaż nie od dziś wiadomo, że „51” jest idealnym utworem do grania akustycznego. Nagranie otwierające koncert - „Zwierzenia kontestatora” - brzmiał trochę dziwnie. Lepiej było z „Alien”, gdyż w pierwowzorze zawiera on akustyczne wstawki.
Chociaż w tym samym czasie nieopodal Kijów Centrum odbywał się elektryczny koncert podobnej muzyki (Blaze Bayley), to widzów na występie TSA nie brakowało. Sala kina była całkiem przyzwoicie zapełniona. Duży plus trzeba zapisać po stronie oświetleniowca za znakomite wykonanie swojej pracy – był to najlepiej oświetlony koncert, na jakim przyszło mi być w tym miejscu. W czasie wykonywania utworu „Maratończyk” Marek Piekarczyk wędrował z jednego końca sceny w drugi. O ile na elektrycznych koncertach zespołu Andrzej Nowak zachowuje się na scenie żywiołowo, o tyle tym razem, podobnie jak pozostali instrumentaliści, siedział na stołku przez cały występ. Przydługawe zapowiedzi Marka Piekarczyka mogły momentami nieco zanudzać publiczność, ale można było ostatecznie przyzwyczaić się do nich i poddać się tej kameralnej atmosferze, jaką kreował zespół.
Generalnie kapela zaserwowała nam odmienny niż zazwyczaj, aczkolwiek ciekawy występ. Warto dodać, iż był to jeden z kilku koncertów akustycznej trasy i tak się złożyło, że był to zarazem jeden z kilku występów w ramach tzw. akustycznego festiwalu w Kijów Centrum odbywającego się w Krakowie na przełomie marca i kwietnia.