Album „Revolution Road” amerykańskiej grupy Rocket Scientists przeleżał się na półce przez prawie rok i z trudnych do wytłumaczenia powodów do tej pory nie był prezentowany ani na łamach naszego portalu, ani w audycji Mały Leksykon Wielkich Zespołów. Trwająca kanikuła okazuje się doskonałym pretekstem do muzycznych remanentów. Niedobrze by było, gdybyśmy pominęli ubiegłoroczną premierę tego albumu milczeniem, gdyż moim zdaniem jest to jedno z najciekawszych i najambitniejszych wydawnictw z kręgu progresywnego rocka, jakie pojawiły się na rynku w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy.
Zespół Rocket Scientists zadebiutował w 1993 roku albumem „Earthbound” zawierającym kilkanaście krótkich utworów, wśród których wyróżniała się interesująca przeróbka pinkfloydowskiego klasyka „Welcome To The Machine”. Drugi album, „Brutal Architecture” (1995), zawierał już nieco bardziej rozbudowany formalnie i brzmieniowo materiał z doskonałą minisuitą „Mariner” na czele. Z kolei wydany w 1999r. album „Oblivion Days” był już płytą bardzo dojrzale prezentującego się zespołu o ukształtowanej tożsamości i zdecydowanie wykrystalizowanym stylu. Wielka to zasługa trójki muzyków, którzy od samego początku pracowali na sukces i uznanie swojego zespołu: Marka McCrite’a (v, g), Dona Schiffa (bg, stick), a przede wszystkim mózgu zespołu i głównego kompozytora muzyki, Erika Norlandera (k). Paradoksalnie, gdy zespół osiągnął należną mu wysoką pozycję w świecie progresywnego rocka, niespodziewanie zamilkł na długie lata. Wszyscy muzycy zajęli się karierami solowymi, a Erik dodatkowo wydatnie dopomógł swojej żonie, Lanie Lane, w rozwinięciu jej kariery artystycznej. W ciągu 8 lat, w trakcie których zespół Rocket Scientists milczał, Lana wydała kilka, jeśli nie kilkanaście płyt z materiałem, który skomponował Erik i stała się jednym z najbardziej rozpoznawalnych żeńskich głosów amerykańskiego prog rocka.
Na szczęście Erik Norlander i spółka nie zapomnieli o swoim zespole i przed rokiem przypomnieli się publiczności dwupłytowym albumem zatytułowanym „Revolution Road”. Wydawać by się mogło, że podwójne wydawnictwo, i to jeszcze z muzyką progresywną, musi być koncept albumem z przewijającą się jakąś opowieścią o wróżkach, trolach, elfach i smokach, lecz w przypadku „Revolution Road” to nic bardziej błędnego. Na ponad 100 minut muzyki wypełniającej tę płytę składa się kilkanaście zupełnie niepowiązanych ze sobą utworów. Co więcej, grupa Rocket Scientists nie siliła się na nadmiernie rozbudowane i rozbuchane do granic wytrzymałości formy muzyczne. Właściwie tylko umieszczona na końcu płyty kompozycja „After The Revolution” trwa dłużej niż 10 minut i tak naprawdę jest ona instrumentalną impresją muzyczną autorstwa i w wykonaniu Norlandera. Reszta nagrań to zaledwie kilkuminutowe utwory, lecz utrzymane są one w zbliżonym stylu i oprawione w ramy charakterystycznej dla Rocket Scientists odmiany muzyki art rockowej. Trzeba jednak przyznać, że grupa prezentuje naprawdę unikalne podejście do niemal każdej kompozycji. Sprawia to, że każdy kolejny utwór jest swego rodzaju nowym odkryciem dla słuchacza. Dzięki temu nie ma mowy o jakiejkolwiek chwili nudy podczas słuchania albumu „Revolution Road”. W jego programie znajdujemy dwa covery: instrumentalny temat z popularnego w latach 80-tych serialu telewizji amerykańskiej „UFO S.H.A.D.O. Theme” oraz „Gypsy” z repertuaru The Moody Blues (oryginalne pochodzący z płyty „To Our Children’s Children’s Children”). Reszta utworów to nowe kompozycje, choć niektóre fragmenty zostały zarejestrowane stosunkowo dawno. Najlepszym tego przykładem jest utwór „Better View”. Na perkusji gra w nim nieżyjący już od ponad 4 lat Shaun Guerin. Podobno w pierwotnym zamierzeniu miał on wykonywać wszystkie partie perkusyjne na nowej płycie Rocket Scientists, lecz jego śmierć pokrzyżowała te plany. W związku z tym we wspomnianym już utworze brakujące partie na bębnach uzupełnił legendarny muzyk Simon Philips, a w pozostałych utworach na perkusji gra stały współpracownik Lany Lane i Erika Norlandera, Gregg Bisonette. Jeżeli chodzi o pozostałych gości, których słyszymy na płycie „Revolution Road”, to specjalna wzmianka należy się wokaliście Davidowi McBee. Prowadzi on główne partie wokalne aż w 6 utworach i trzeba przyznać, że ten człowiek naprawdę potrafi śpiewać. To samo należy powiedzieć o Marku McCrite. Panowie umiejętnie podzielili się rolami i o ile David doskonale czuje się w dynamiczniejszych utworach, to Mark wspaniale spisuje się w bardziej lirycznych i nastrojowych piosenkach.
Album „Revolution Road” zachwyca pięknem swojej muzyki od pierwszej do ostatniej minuty. Wyraźnie słychać, że wykonana jest ona przez grono doskonałych muzyków, którzy oprócz talentu kompozytorskiego i wspaniałych umiejętności technicznych posiadają też jasną i klarowną wizję tego, w jaką stronę prowadzą swój zespół. Na płycie tej panuje doskonała harmonia klimatów i melodii, wspaniała równowaga pomiędzy partiami gitar i instrumentów klawiszowych, i w ogóle pomiędzy partiami instrumentalnymi, a wokalnymi. Zresztą prawdziwego czaru muzyki grupy Rocket Scientists nie da się opisać słowami. Trzeba koniecznie sięgnąć po to wydawnictwo i przekonać się samemu, jak piękny i udany to album. Tak jak powiedziałem: to niewątpliwie jedno z najbardziej udanych prog rockowych wydawnictw na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy.