Przyznam szczerze, że dopiero teraz po raz pierwszy spotkałem się z muzyką brytyjskiego zespołu Times Up. A przecież ma już on w swoim dorobku dwie płyty: „Storm Coming In” oraz „Snow Queen”. Ten nowy, trzeci album w dyskografii zespołu pojawił się jeszcze w 2014 roku, ale do moich rąk trafił przed kilkoma tygodniami.
Podobno jest on inny od swoich poprzedników, trochę inny – po kilku roszadach personalnych - jest teraz zespół Times Up. Tworzy go aż siódemka muzyków: Mike Hagland (g), Andy Gibbon (bg, g, v), Richard Lawton (sax, fl, k, v), Steve Leman (dr), Ron Roges (k), Bob Teague (k, v) oraz obdarzona niskim, prawie że „męskim” głosem wokalistka Linda Barnes. Na płycie „Sea Of Schemes” zamieścili sześć utworów, z których aż cztery to wieloczęściowe minisuity trwające po około 10 minut. Nie są to utwory najłatwiejsze w odbiorze. Nie zawsze składają się z oczywistych rozwiązań melodycznych, niekoniecznie ich struktura układa się w logiczny sposób. Nie jest to zatem muzyka „lekka, łatwa i przyjemna”. Jest za to dość eklektyczna: czasem symfoniczna, czasem atmosferyczna, czasem ambientowa, a czasem klasycznie rockowa. Niejednoznaczna do określenia, a więc trudno jej przyczepić konkretną etykietkę. Jak zawsze w takich razach, najbardziej pojemnym pojęciem staje się „rock progresywny” i pewnie dlatego tu i ówdzie spotkałem się z opiniami, że Times Up to „jeden z najciekawszych progresywnych zespołów młodego pokolenia”.
Co takiego wpływa na tę, w dużej mierze, zasłużoną opinię? Zespół nie stara się nikogo naśladować, nie stara się kopiować sprawdzonych schematów, działa też w pewnym oddaleniu od głównego nurtu neoprogresywnego rocka. Stara się odważnie podążać własną ścieżką, nie oglądając się na mody, trendy i radiowe formaty.
Z podanego wyżej składu personalnego wynika, że w muzyce Times Up dominuje brzmienie instrumentów klawiszowych. Aż trzech z członków zespołu gra na syntezatorach, nic więc dziwnego, że to one nadają ton poszczególnym kompozycjom wypełniającym program płyty „Sea Of Schemes”. Nieźle wypadają one w zderzeniu z dźwiękami gitar – raz bardziej ostrymi, nieomal hardrockowymi, raz delikatniejszymi, nadającymi niektórym utworom („Sea Of Schemes”, „Let The North Wind Blow”) klasycznego progresywnego brzmienia. Kolejna cecha muzyki Times Up to umiejętne powiązanie żeńskich (Linda Barnes) i męskich (Andy Gibbon) wokali, choć trzeba pamiętać, że to Linda i jej głos przez większość czasu znajduje się w głównym świetle reflektorów. No i jest jeszcze jeden aspekt: częsta obecność saksofonów, fletów, a nawet banjo. Ich użycie podkreśla unikalny charakter muzyki zespołu. Najlepiej słychać to w „Snakes And Ladders”, notabene jednej z wyróżniających się kompozycji na płycie.
Album „Sea Of Schemes” nabiera wartości przy każdym kolejnym przesłuchaniu. Jak już wspomniałem, nie zawiera on utworów oczywistych, a tym samym od razu wpadających w ucho. Muzyka Times Up jest nieprzewidywalna i nigdy nie sposób przewidzieć w jakim podąży kierunku. Pewnie dlatego ta płyta tak bardzo intryguje, zaskakuje i ciekawi. Myślę, że warto przysłuchać się muzycznym propozycjom tych utalentowanych Brytyjczyków i warto będzie śledzić ich dalszą karierę.