Cóż można powiedzieć o tej płycie?... Chyba najprościej byłoby zacząć od tego, że słuchając albumu „2007” grupy o nazwie „Circa:” od samego początku odniosłem wrażenie, że to najbardziej „yesowata” muzyka, jaką słyszałem od niepamiętnych czasów.
No, ale przyjrzyjmy się uważnie nazwiskom osób tworzących ten zespół. Od razu wszystko stanie się jasne. Na perkusji gra Alan White. Na instrumentach klawiszowych Tony Kaye. Na basie i na wokalu udziela się Billy Sherwood. A więc trzech aktualnych, bądź byłych członków Yes. A na gitarach gra Jimmy Haun - muzyk, który także ma w swoim życiorysie współpracę z grupą Yes, tyle że jako muzyk sesyjny występujący na albumie „Union” (1991). I muszę jednoznacznie stwierdzić, że z ich współpracy wyszło prawdziwe muzyczne arcydzieło. Szczególnie powinno się ono spodobać sympatykom klasycznej stylistyki spod znaku Yes, bo muzycy tworzący Circę: ani przez moment nie zapominają o swoich muzycznych korzeniach. Dosłownie w każdym fragmencie płyty „2007” słychać, że ich produkcje wyrastają ze stylistycznego pnia tego słynnego zespołu.
Na swój sposób płyta ta przypomina mi muzyczny powrót z niebytu grupy Yes, który miał miejsce ćwierć wieku temu, a mianowicie płytę „90125”. Piszę to wszakże z jednym istotnym zastrzeżeniem: muzyka zespołu Circa: nie jest aż tak przebojowa, jak na tamtej pamiętnej i przełomowej płycie Yes sprzed 25 lat. Za to podobieństw jest znacznie więcej. Po pierwsze: oba wydawnictwa łączy udział dwóch muzyków (White, Kaye), po drugie: oba rozpoczynają się od skomponowanych z dużym rozmachem i wykonanych z ogromnym pietyzmem przebojowych utworów. Płytę „2007” otwiera świetne nagranie „Cut The Ties” o przeogromnym potencjale przebojowości. Może nie aż na taką skalę jak „Owner Of The Lonely Heart”, ale zawsze. Po trzecie: finałowe kompozycje obu porównywanych przez mnie albumów to wielowątkowe epickie numery. Album „90125” w wielkim stylu zamykała kompozycja „Hearts”, a płytę „2007” – równie podniosła i równie epicka suita zatytułowana „Brotherhood Of Man”. Po czwarte: oba albumy zamiast tytułów mają ciąg cyferek. Po piąte: na obu słychać wspaniale harmoniczne rozwiązania wokalne. Na obu głównie linie wokalne prowadzone są przez dwóch ludzi (na „90125” byli to panowie Jon Anderson i Trevor Rabin, na „2007” Billy Sherwood i Jimmy Haun). Po szóste: obie płyty wyprodukowane i zaaranżowane są w zgoła perfekcyjny sposób, a kompozycje są tak wysokiej klasy, że obu płyt słucha się z przeogromną radością. Pewnie mógłbym dalej wymieniać: po siódme, po ósme, po dziewiąte… Gdziekolwiek by nie zaglądnąć, tam wszędzie znajdzie się jakiś ślad prowadzący do grupy Yes.
W rzeczy samej, Circa: osiągnęła na swojej płycie brzmienie zaskakująco zbliżone do klasycznego brzmienia grupy Yes. Myślę, że to kwestia struktury poszczególnych kompozycji, zastosowania podobnych rozwiązań formalnych, siłą rzeczy zbliżonej wrażliwości muzycznej, lecz nade wszystko stylu gry na poszczególnych instrumentach. Któż może przecież brzmieć bardziej jak Alan White, niż sam Alan White? Tony Kaye przecież także przez wiele lat, szczególnie w najwcześniejszym okresie działalności, decydował swoimi fantastycznymi partiami o kreowaniu charakterystycznego brzmienia Yes. Billy Sherwood znany jest z tego, że od lat jest wielkim sympatykiem twórczości tego zespołu. Już wraz ze swoją wcześniejszą formacją World Trade pokazał, że czuje ogromny sentyment do yesowskich klimatów (pamiętacie cudowną wersję utworu „Wonderous Stories” grupy World Trade na składance „Tales From Yesterday” wydanej w 1995r. przez wytwórnię Magna Carta?). W drugiej połowie lat 90-tych dołączył do swojego ukochanego zespołu (uczestniczył w sesjach nagraniowych albumów „Open Your Eyes (1997) i „The Ladder” (1999)) i zapewne tam nauczył się od Chrisa Squire’a technicznych sztuczek, które teraz wyczynia na swoim basie. Bo partie gitary basowej na płycie „2007” to prawdziwa szkoła gry na tym instrumencie samego mistrza Squire’a. Jakby tego było mało, to gitarzysta Jimmy Haun jest najwyraźniej zainspirowany aż przez dwóch muzyków wytyczających swego czasu tory muzycznej kariery grupy Yes. Styl gry na gitarze Jimmy’ego jest jakby sumą techniki Steve’a Howe’a i Trevora Rabina. Skoro po raz kolejny przywołałem nazwisko tego drugiego, to warty podkreślenia jest fakt, iż jest on współautorem dwóch kompozycji, które słyszymy na płycie „2007”: „Don’t Let Go” i „Look Inside”. I wprawdzie nigdzie w książeczce nie jest to odnotowane, ale wydaje mi się, że słychać wyraźnie, że osobiście gra on w obu tych utworach. A może to tylko Haun w tak umiejętny sposób przybliżył się w nich do jego stylu? Nieważne. Najistotniejsze w tym wszystkim jest to, że grupa Circa: dzięki wymienionym przeze mnie zabiegom w niezwykle zaskakujący sposób nawiązała do charakterystycznej i jedynej w swoim rodzaju stylistyki a’la Yes. Można zastanawiać się jakże to w ogóle możliwe, skoro na płycie „2007” nie słychać największego wyróżnika brzmienia Yes, czyli głosu Jona Andersona? Chciałbym jednak w tym miejscu odwołać się do pamiętnej płyty „Drama” (jedyny album grupy Yes nagrany bez udziału swego charyzmatycznego wokalisty), na której brak charakterystycznego wokalu Andersona prawie w ogóle nie przeszkadzał. W przypadku albumu grupy Circa: dzieje się podobnie. Co więcej, utwór „Information Overload” to jeden z najwspanialszych przykładów wielopiętrowej polifonicznej wokalnej harmoniki, tak bardzo typowej i często wykorzystywanej przez Jona Andersona. Chociaż w ogóle nie przyłożył on ręki do utworu „Information Overlood”, to z pewnością mógłby być z niego bardzo dumny. Zresztą na albumie „2007” na każdym kroku spotyka się jakieś pierwiastki typowe dla Yes: a to charakterystyczną melodykę, to rozbudowane harmonie wokalne, to gitarowe riffy i solówki, a to charakterystyczne zagrywki na basie, nie mówiąc już o samej perkusji i klawiszach, które siłą rzeczy brzmią jakby były żywcem wyjęte ze starszych produkcji Yes.
„2007” to piękna i wspaniała płyta. Sprawi ona ogromną radość wszystkim sympatykom grupy Yes. Ale nie tylko im. Bo produkcje zespołu Circa: to po prostu kawał świetnej prog rockowej muzyki. We wstępie do niniejszej recenzji wymieniłem listę podobieństw do albumu „90125”. Na koniec kilka słów o jednej zasadniczej różnicy. Myślę, że ta właśnie różnica sprawi, że grupa Circa: podbije serca bardzo licznemu gronu słuchaczy. Otóż ani jedna z kompozycji wypełniających płytę „2007” nie ma w sobie nic z „komercyjności”, ani uporczywego gonienia za usilnym podbijaniem list przebojów. Muzycy tworzący tę grupę nie muszą niczego udowadniać. Pewnie dlatego Circa: nawiązuje w sposób zdecydowany do wyrafinowanych produkcji spod znaku symfonicznego rocka w jak najbardziej tradycyjnym jego ujęciu. A do tego czyni to w sposób niezwykle udany i, podejmując próbę zmierzenia się z niełatwą przecież stylistyką grupy Yes, wychodzi z niej z wysoko podniesioną głową. Zresztą nie mogło być inaczej. Członkowie zespołu to najwyższa klasa światowa. Demonstrują to jednoznacznie na swojej płycie. I dlatego uważam ten album za jeden z największych hitów progresywnego rocka A.D. 2007.