Niespełna dwa lata po „Master & M” otrzymaliśmy kolejny studyjny album zespołu Lizard. Tym razem nie jest to powszechnie dostępne wydawnictwo, lecz krążek dołączony jako bezpłatny egzemplarz do czasopisma „Lizard”. Na okładce płyty „Trochę żółci, trochę więcej bieli” jest to wyraźnie zaznaczone poprzez dopisek: „egzemplarz bezcenny”. Co ciekawe, zespół nazywa ją „płytą poprzedzającą”. Co ma ona poprzedzać? Na końcówkę tego roku zapowiadany jest „właściwy” album Lizard, który będzie nosić tytuł „Half-live” (album ukaże się równolegle w dwóch wersjach: na CD oraz na LP).
Pomysł na płytę „Trochę żółci. Trochę więcej bieli” narodził się w podczas przygotowań do koncertów upamiętniających 25-lecie działalności zespołu. Powstało wtedy kilka nowych aranżacji utworów znanych z najwcześniejszego okresu działalności Lizard. Uzupełniono je improwizacjami, które wspólnie z nimi utworzyły zwartą muzyczną całość. Podobnie jak na wcześniejszych wydawnictwach tego zespołu mamy tu do czynienia z dość pokręconymi brzmieniami. Sam wstęp w postaci utworu „Pejzaż z brunatnym horyzontem #1” przywodzi na myśl „Larks’ Tongues In Aspic” grupy King Crimson, chociaż wokalizy trochę mogą się kojarzyć z Riverside, a w drugiej części „Pejzażu” Damian Bydliński śpiewa wyraźnie naśladując Czesława Niemena. Dalej pojawiają się wielogłosowe wokalizy a’capella, na tle których pojawiają się kolejne niesamowite wokale Damiana. Po tym monumentalnym songu przychodzi pora na ambitną trzyczęściową kompozycję „Dychotomia serca i głowy”. Odrobinę przywodzi ona na myśl album „Psychopuls”, ale tutaj brzmienia są jeszcze bardziej intensywne. W instrumentarium pojawia się saksofon na przemian z trąbką, a jako ciekawostkę warto wspomnieć, iż w początkowych fragmentach tego utworu na instrumentach klawiszowych zagrał Andrzej Jancza – pierwszy klawiszowiec zespołu. Klimat i brzmienia przywodzą na myśl wczesne wcielenie grupy King Crimson z przełomu lat 60. i 70. i jej skomplikowane struktury dźwiękowe. Gdzieniegdzie powracają motywy z pierwszych dwóch utworów. Jednym słowem, wiele się tu dzieje.
Po kilku minutach tych zakręconych brzmień nagle następuje mała niespodzianka: uważni słuchacze od razu wychwycą utwór „Bez litości” znany doskonale z koncertów Lizard sprzed 20 lat. Tym razem tytuł został zmieniony na „Bez litości i difenbachia okrucieństwa”. Nowa wersja tej kompozycji została wzbogacona o dodatkowe elementy w części środkowej – ten dołożony fragment zespół ochrzcił podtytułem „Podobno ptaków w lesie coraz mniej” (w tym fragmencie na klawiszach ponownie gościnnie pojawia się Andrzej Jancza). Mamy tu zachwycające solo gitarowe w końcowych partiach tego fragmentu. A zaraz potem następuje kolejna niespodzianka. Nagranie „O słowach co z książek do głowy, a z głowy do serca spłynęły” to nic innego, jak nowe spojrzenie na kompozycję „Autoportret” z debiutanckiego albumu zespołu. Nowa wersja cechuje się wydłużonym wstępem zatytułowanym „Dziwaczne taktowanie przerwane niespodziewanym nadejściem chwili relaksu”. Po tym mocno rozimprowizowanym początku mamy już właściwą kompozycję – takie bardzo lunatyczne wykonanie „Autoportretu” można było usłyszeć na żywo choćby w Krakowie, gdy zespół Lizard poprzedzał występ Fisha w grudniu 2015 roku. Pod koniec środkowej części kompozycji znów wracają dość mocno pokręcone brzmienia, lecz tym razem prym wiodą przeszywające solówki gitarowe. W końcówce wraca nucony temat z początku płyty i takim sposobem nowa wersja „Autoportretu” przechodzi w trzecią część „Pejzażu z brunatnym horyzontem”. Minutę przed końcem albumu pojawia się coda, po której następuje chwila ciszy, a po niej… odgłosy przypominające fragmenty próby dźwięku.
Takim to zaskakującym zabiegiem kończy się najnowsza płyta zespołu Lizard, który aktualnie działa w następującym składzie: Damian Bydliński – śpiew, Janusz Tanistra – bas, Daniel Kurtyka – gitara, Paweł Fabrowicz – instrumenty klawiszowe oraz Mariusz Szulakowski - perkusja. Panowie już dawno przyzwyczaili swoich fanów do wydawania dość mocno udziwnionych płyt, stąd tego typu eksperymenty brzmieniowe i wydawnicze, jak te, z którymi mamy do czynienia w przypadku „Trochę żółci, trochę więcej bieli”, nie są już dla sympatyków twórczości Lizard jakimś szczególnym zaskoczeniem. Poza podstawowym składem zespołu, na płycie wystąpili także dodatkowi muzycy. Nie tylko Andrzej Jancza zagrał w kilku fragmentach tego albumu. Wspomnianą wcześniej sekcję dętą tworzą Bartosz Dąbrowski na trąbce (pamiętamy go m.in. chociażby z projektu Sokół Orkestar) i Marcin Żupański na saksofonie. Gdzieniegdzie pojawia się też gitara akustyczna, na której zagrał Marcin Piekło.
Album „Trochę żółci, trochę więcej bieli” to prawdziwa gratka dla miłośników twórczości Lizard. Od Damiana Bydlińskiego dowiedziałem się, że niebawem należy spodziewać się wydania tej płyty na limitowanym winylu w ekskluzywnej formie "gatefold" z różnymi dodatkami wewnątrz (plakat, nalepki, etc.). To dopiero będzie audiofilskie wydarzenie!