Zespół The Brew jest bardzo dobrze znany słuchaczom MLWZ (m.in. recenzja poprzedniej płyty „Control” z 2014r.). Niedawno brytyjskie trio nagrało piąty studyjny album, którego premiera miała miejsce 23 września 2016 roku. Muzycy swój najnowszy materiał nagrali w Vale Studios. Wydawcą płyty jest Jazzhaus Records i ukazała się ona na CD, LP oraz w wersji cyfrowej.
Na przestrzeni 10 lat istnienia The Brew znakomicie sobie radzi nagrywając kolejne wartościowe płyty, a przy tym grając wiele świetnych koncertów. Przyznam, że już od jakiegoś czasu zastanawiałem się kiedy kolejny nowy album The Brew ujrzy światło dzienne i trafi w ręce fanów. Teraz, gdy „Shake The Tree” może już stanąć na półce z płytami w waszych domach, postaram się choć trochę uchylić przed wami muzycznego wizerunku The Brew A.D. 2016. To klasyczne power trio potrafi korzystać z dobrodziejstw dziedzictwa rockowego grania z lat 70., co czasami jest im mocno wytykane. Ja nie uważam tego za minus. Zarówno ja, jak i oni lubią ten okres, kiedy to kreśliły się nowe wzorce w muzyce i blues rock stawał się ewoluującym gatunkiem muzycznym budzącym podziw i szacunek po dziś dzień. Nie tylko zresztą The Brew korzysta z tych cudownych osiągnięć i wynalazków rocka, hard-rocka i bluesa sprzed kilkudziesięciu lat. Jedni nie wkładają w to większego zaangażowania, inni zaś, tak jak The Brew, potrafią na tych fundamentach stworzyć swoje nowe całkiem interesujące kompozycje. Nie inaczej jest w przypadku najnowszej płyty, na samym początku której możemy usłyszeć nagranie „Johnny Moore” - pełne energii, gitarowych solówek oraz z porywające odbiorcę swoim niecodziennym temperamentem. W podobnym stylistycznie nagraniu „Knife Edge” The Brew kontynuują swe mocne rockowe brzmienie realizowane w bardzo imponującym tempie, dając słuchaczowi sporą dawkę dynamicznego grania. Ta impulsywna i przebojowa zawartość płyty „Shake The Tree” nie ma zamiaru ani trochę zwolnić, o czym przekonamy się słuchając tytułowej kompozycji. The Brew potrafią wstrząsnąć swym brzmieniem i realizować swe kompozytorskie pomysły nadając swoim utworom rytmicznego polotu przyciągającego swą uwagę słuchacza. Oczywiście takie pełne młodzieńczej żywiołowości nagrania cieszą i dają satysfakcję, czy to słuchając ich w domu, a jeszcze większą, gdy odbiera się je na żywo podczas koncertu. Czyż nie poruszą nas utwory „Without You”, „Rock’n ‘Roll Dealer”, jak również „Name On A Bullet”? Utwory nie są może zbyt długie, ale emanują niebywałą energią, ukazują przeogromny zapał trzech muzyków oraz ich fantastyczne zgranie. Dobrze, że możemy obcować i rozkoszować się trafnym przekazem ich muzycznej egzystencji w obecnym świecie realizowania dźwięku i popularyzacji tej nietuzinkowej produkcji. Wchodzimy w ten żywiołowy nurt kultywowanego przez The Brew gatunku od samego początku tej nowej płyty i utożsamiamy się z nim do ostatnich sekund trwania „Shake The Tree”.
Zawartość płyty to bardzo solidna porcja rockowego grania w stylu lat 70. idąca jednak z duchem czasu, o czym z łatwością się przekonacie słuchając tych nagrań. Przyznam, że muzycy The Brew mają w sobie to coś, co przykuwa uwagę szerokiej rzeszy słuchaczy. Pomimo niezbyt wyszukanych kompozytorskich form potrafią zagrać krótko, ale treściwie, czym umiejętnie od kilku lat zbliżają do siebie kolejnych nowych fanów i to w różnym przedziale wiekowym. Jak trafnie realizują swą muzyczną drogę wspaniale podkreśla ostatnie nagranie na płycie, „My Juliet”, wobec którego trudno przejść obojętnie i nie ulec urokowi pełnej dynamizmu formy świadczącej o wysokim profesjonalnym podejściu zespołu do tak zagranych utworów. Zapewniam, że nie będziecie rozczarowani tym, co na najnowszej płycie przygotowali dla was: Jason Barwick (gitara, wokal), Kurt Smith (perkusja) i Tim Smith (bas). „Shake The Tree” to znacząca pozycja w ich dotychczasowej dyskografii, z którą koniecznie trzeba się zaprzyjaźnić, co ja już uczyniłem i nieśmiało sugeruję byście uczynili podobnie.