Nowy album grupy Red Bazar przeleżał się u mnie na półce blisko pół roku i pewnie nieprędko sięgnąłbym po niego, gdyby nie postać Petera Jonesa – muzyka ostatnimi czasy tak bardzo rozchwytywanego. Przypomnę, że jego macierzysta formacja to Tiger Moth Tales (polecam małoleksykonową recenzję ubiegłorocznej płyty „Story Tellers Part One”), a niedawno mogliśmy go usłyszeć w charakterze gościa na albumach Colin Tench Project „Hair In A G-String (Unfinished But Sweet)” oraz The Gift „Why The Sea Is Salt”.
Jakież było moje zdziwienie, gdy podczas studiowania zawartości książeczki płyty „Tales From The Bookcase” grupy Red Bazar przeczytałem, że głównym wokalistą w tym zespole jest nie kto inny, a sam wspomniany już, Peter Jones. Szybko więc wsunąłem krążek do odtwarzacza i po trzech minutach (tyle bowiem z grubsza trwa mroczny instrumentalny pasaż „In The Beginning” pełniący rolę muzycznego wstępu do treści płyty) stwierdziłem, że to faktycznie on! Bo tylko on potrafi tak śpiewać. Pytanie: w jaki sposób Jones znalazł się w grupie Red Bazar, która na brytyjskim rynku funkcjonuje już od blisko dziesięciu lat?
Red Bazar założony został w 2007 roku przez Paula Cromerie (perkusja), Andy Wilsona (gitara) oraz Micka Wilsona (bas) i początkowo działał jako instrumentalne trio. W 2008 i 2010 roku ukazały się dwie pierwsze płyty, które spotkały się z umiarkowanym zainteresowaniem. Brak spodziewanego sukcesu sprokurował decyzję o zmianach: najpierw zatrudniono keyboardzistę Gary Marcha, a następnie wspomnianego już wokalistę Petera Jonesa. „Tales From The Bookcase” jest zatem pierwszym wokalnym albumem i pierwszym nagrywanym przez Red Bazar w pięcioosobowym składzie.
Co możemy powiedzieć o muzyce wypełniającej to wydawnictwo? To dobry, rzetelnie zagrany album, pełen rozbudowanych kompozycji (większość z nich trwa po dziesięć i więcej minut), które swoim klimatem (głównie za sprawą wokalu Jonesa) przypominają dokonania Petera Gabriela, Genesis, IQ czy Spock’s Beard. Pod wieloma względami kojarzą mi się też z zawartością wydanego trzy lata temu albumu grupy Lifesigns. Literacko są one zainspirowane ulubionymi książkami Petera Jonesa, który oprócz śpiewania odpowiedzialny jest jeszcze za wszystkie teksty. O jakich książkach mowa? Tego nie powiem, ale wystarczy rzucić okiem na okładkę płyty – można tam znaleźć co najmniej kilka podpowiedzi.
A czy któryś z ośmiu utworów stanowiących program płyty zasługuje na rekomendację? O każdym można napisać wiele ciepłych słów, ale mnie najbardziej zapadły w pamięć (w takiej właśnie kolejności): „Calling Her On”, „Almost Over”, „City And The Stars” oraz finałowe sześć minut zamykającej płytę kompozycji „Queen Of The Night Part 2”. Praktycznie wszystkie z nich posiadają nieoczywistą głębię, mają w sobie coś nieoczywistego i intrygującego, coś co inspiruje. Dlatego uważam, że cały album zyskuje przy lepszym poznaniu. Każde kolejne przesłuchanie zawsze odsłania jakiś nowy element, który rzuca nowe, przeważnie pozytywne, światło na muzykę Red Bazar.
Po kilku godzinach spędzonych z płytą „Tales From The Bookcase” (trwa ona 72 minuty!) zaprzyjaźniłem się z nią na tyle, że teraz już wiem, że na każdym kroku na słuchacza czai się tu jakaś miła niespodzianka, co w efekcie sprawia, iż album ten stawiam zdecydowanie po stronie pozytywów, jeśli chodzi o wydawnictwa płytowe, z jakimi miałem do czynienia w 2016 roku.
Niespodziewany album z ogromną ilością muzycznych niespodzianek. I z niespodziewanym uśmiechem na twarzy po jego wysłuchaniu.