Metus - Czarne motyle

Paweł Świrek

Cztery lata po wydaniu „Source of Life” mamy kolejny album Metusa. Płyta zatytułowana „Czarne motyle” jest bardzo spójna i jak zawsze w przypadku tego artysty spokojna oraz, podobnie jak na jego poprzednich płytach, mroczna. Rozszerzył się skład towarzyszących Markowi Juzie muzyków. Daje się to od razu zauważyć dzięki wyraźnie słyszalnej obecności instrumentów smyczkowych. W składzie instrumentalistów towarzyszących Metusowi pojawiła się grająca na skrzypcach Agnieszka Reiner, do niedawna grająca w Nonamen, oraz wiolonczelista Piotr Bylica - znany z innych wydawnictw wytwórni Lynx Music. A oprócz nich, grają stali współpracownicy Metusa: Krzysztof Lepiarczyk (Loonypark), Marcin Kruczek (Moonrise), Grzegorz Bauer (Millenium) i Krzysztof Wyrwa (Millenium).

Najnowsze wydawnictwo ukazało się w dwóch wersjach językowych różniących się okładką oraz aranżacjami. Ta w języku angielskim utrzymana jest w cięższym, ambientowo-doomowo-progresywnym klimacie, a ta w języku polskim jest delikatniejsza, bardziej akustyczna, neoklasyczno-ambientowa. Dlaczego tak?  Trzeba o to pytać autora, który ostatnio wspominał o ważnym przełomie w swoim życiu, a jak wiadomo jego dotychczasowe wydawnictwa zawsze były historycznym zapisem jego aktualnego stanu życia i świata wewnętrznych przeżyć.

Płyta „Czarne motyle” rozpoczyna się szumem silnego wiatru tudzież dźwiękiem fal rozbijających się o brzeg morza. Już chwilę po wejściu wokalu pojawiają się smyczki, a w refrenie dodatkowo żeński głos (Dagmara Ćwik). Całość pięknie się układa w jednolitą całość, mimo iż kolejne utwory wydają się być podobne do poprzednich. Prawdziwym magnum opus na tej płycie jest „I w tym bezmiarze zapomnienia”. Refren tak głęboko zapada w pamięć, że aż się chce go powtarzać. Na wyróżnienie zasługuje też umieszczone na końcu, obdarzone wybornym fortepianowym intro, nagranie „Jestem wędrowcem”.  W tej spokojnej balladzie mocno okrojono instrumentarium – ograniczono je do fortepianu i smyczków. To takie liryczne uspokojenie na zakończenie tego albumu.

Reasumując, Metus z płyty na płytę coraz bardziej rozwija się, od czasu do czasu powiększa się grono towarzyszących mu muzyków, a każda płyta jest muzycznie bardzo spójna. Tym razem otrzymaliśmy dzieło dwujęzyczne, z czego anglojęzyczna wersja poza tekstami dodatkowo różni się od polskiej okładką. Teraz pozostaje czekać na działalność koncertową, a skądinąd wiem, że w ciągu najbliższych kilku miesięcy szykują się koncerty Metusa. Co z tego wyniknie? Czas pokaże. Wiem, że starsze kompozycje Metusa zostaną przearanżowane na pełny skład ze smyczkami – pozostaje więc tylko czekać, aż usłyszy się je na żywo.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok