Fischer's Flicker - Open 28 Hours

Artur Chachlowski

‘Symfoniczny park rozrywki’ – kiedyś spotkałem się z takim barwnym określeniem muzyki tworzonej przez pochodzącego z Chicago muzyka, który nazywa się Scott Fischer. Scott występuje ze swoim zespołem, który nazywa się Fischer’s Flicker. Niezależnie od tego czy nagrywa on album koncepcyjny, rockową operę czy zestaw niezależnych piosenek, zawsze można być pewnym, że będziemy mieli do czynienia z przemyślanymi i niesamowicie ambitnymi kompozycjami. Nie inaczej jest w przypadku jego najnowszej płyty.

"Open 28 Hours" to już siódmy album w jego dorobku i zarazem następca wydanego przed rokiem krążka „Fornever And Never”. Fischer powraca na nim do tradycji albumów konceptualnych. Mamy tu do czynienia z dojrzałym, wyrobionym stylem muzycznym, bogactwem instrumentalnym i frapującym śpiewem Fischera. Po części to album progresywny, po części dominuje na nim power pop, częściowo też funk, długimi chwilami słyszymy też na nim ekstrawagancką awangardę. Jak można się więc domyślić, "Open 28 Hours" brzmi bardzo eklektycznie. Różnorodność ta jest nie tylko mocną zaletą płyty, ale też swego rodzaju ucieczką do przodu, gdyż w dzisiejszych czasach wydaje się, że albumy utrzymane w jednym, hermetycznym stylu, raczej nie mają szans na powodzenie. Fischer’s Flicker nie ulega więc staromodnym trendom. Jego kompozycje wydają się bardzo uniwersalne i ta właśnie cecha jest kolejną zaletą płyty „Open 28 Hours”. Płyty, którą pomimo tej całej różnorodności nazwałbym po prostu… rockową.

Następnym wyróżnikiem twórczości Fischer’s Flicker jest upodobanie do częstego stosowania nietypowego metrum, pomimo którego niektóre utwory na tym albumie mają spory przebojowy potencjał. Weźmy na przykład utwór „Spiders”. Wydaje się, że dzięki swojej harmonijnej strukturze mógłby z łatwością zaistnieć na listach przebojów. Albo też otwierające płytę nagranie "The In-Betweener", które zakotwiczone jest soulrockowym stylu, co powoduje, że podczas jego słuchania noga od razu pracuje mimowolnie wystukując rytm. Albo posłuchajmy finałowej kompozycji „Zen”, w której grupa Fischer’s Flicker robi głęboki ukłon w stronę Rolling Stonesów…

Jeśli chodzi o tematy, które na „Open 28 Hours” porusza Fischer’s Flicker, to w tekstach poszczególnych piosenek dużą rolę odgrywają relacje. I to nie tylko międzyludzkie. Fischer opowiada o świadomości bycia ofiarą niesprzyjających okoliczności czy też o chęci ucieczki i ukrycia się przed światem. Tematy te zawsze przedstawiane są w sposób czytelny, wrażliwy i odważny. „Bez względu na to, ile razy w życiu czujesz, że wszystko w końcu się uspokoiło lub osiągnęło pewien stan spójności, to zawsze stanie się coś, co zburzy tę pozorną równowagę” - twierdzi nasz bohater. No i dodaje do tego kilka gorzkich, zapewne autobiograficznych słów: "Nieraz dzieje się tak, że zastanawiasz się którzy z twoich przyjaciół zdradzą cię pierwsi. Zastanawiasz się, czy ktoś jest z tobą tylko po to, by ci pomóc, czy raczej przeszkadzać lub wykorzystać? Ale potem wreszcie uświadamiasz sobie, że zmiana nie jest czymś strasznym. Każda zmiana to nadzieja. Gdy tak myślisz, gdy tak to sobie poukładasz w głowie, to łatwiej wyciągasz wnioski, potrafisz uczyć się na błędach i tworzyć nowe relacje, już mniej toksyczne niż te, które masz za sobą".

Ale nie tylko o tak poważnych sprawach opowiadają utwory na tej płycie. Fischer’s Flicker często wprowadza w swoje utwory trochę humoru puszczając do słucha porozumiewawcze oko. W takim właśnie duchu utrzymana jest najdłuższa w tym zestawie kompozycja (prawie 10 minut) „Mother Of A Ship”, w której egzystencjalny kryzys bohatera prowadzi do przypadkowego spotkania z kosmitą, który oferuje bohaterowi wszystko, o czym tylko marzy, w zamian za życie innych ludzi, których będzie można zabrać w kosmos. Na szczęście cała historia kończy się mądrym przesłaniem, które prowokuje do stawiania pytań dotyczących egzystencji w ogóle. Wszystko to włożone jest w ramy szlachetnej muzyki i brzmień osadzonych na błogim, dość przyjemnie brzmiącym funkującym prog rocku.

Taka jest ta płyta. „Open 28 Hours” to album pełen kontrastów i różnorodnych pomysłów. Zarówno muzycznych, jak i tekstowych. Opowiada o rzeczach, które wszyscy możemy zrobić, aby stać się szczęśliwym. Jedną z nich jest sięgnięcie po tę płytę, uważne jej wysłuchanie i spędzenie przy tych ciekawych kompozycjach 50 minut.  Być może nie jest dzieło wybitne, ale na pewno godne uwagi. 

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok