Mulder, Eddie - Waves

Artur Chachlowski

Na początku tego roku recenzowałem poprzednią płytę Eddie Muldera zatytułowaną „In A Lifetime”. Rozpocząłem ją tak: „In A Lifetime” – to tytuł nowego albumu holenderskiego gitarzysty i basisty, znanego z gry w cenionych progrockowych formacjach Flamborough Head, Trion i Leap Day, Eddie Muldera. Na wypełnionej wyłącznie instrumentalną muzyką, opartą na brzmieniach elektrycznych i akustycznych gitar, płycie towarzyszą mu liczni przyjaciele: Margriet Boomsma (flety), Edo Spanninga, Gert van Engelenburg i Willem Friso Wielenga (wszyscy instrumenty klawiszowe), Albert Schoonbeek (perkusja), Peter Stel (gitara basowa) oraz Henk Stel (glockenspiel).

I właściwie – zmieniając tylko tytuł płyty – tak samo mogę rozpocząć recenzję najnowszego krążka tego holenderskiego gitarzysty. Ale „Waves” nieco różni się od jego poprzednich albumów. Otóż, składa się on z aż dwóch srebrnych krążków (choć muzyki na nich tyle, że spokojnie pomieściłaby się na jednej kompaktowej płycie). Pierwszy z nich zawiera sześć instrumentalnych studyjnych utworów, z których tylko jeden – „Joint Venture” – ukazuje się na płycie po raz pierwszy. Pozostała piątka pochodzi z trzech poprzednich solowych płyt Muldera i właściwie trudno mi dociec co przyświecało autorowi przy pracy nad takim akurat układem płyty. No bo gdyby chciał wydać kompilację swoich dotychczasowych osiągnięć, pewnie nie ograniczyłby się tylko do 43 minut muzyki, a pewnie po brzegi wypełniłby pojemność kompaktowego krążka. Niemniej jednak główny walor tego albumu sprowadza się do jednego – skądinąd niezłego – premierowego utworu, który trwa 7 minut. Inna rzecz, że o ile nie zna się twórczości Muldera na pamięć, to wybór starszych nagrań wydaje się wyjątkowo trafny, słucha się go bardzo przyjemnie i, co najważniejsze, ukazuje on mocno progrockowe, chwilami wręcz „Hackettowskie” oblicze muzyki naszego głównego bohatera.

Na albumie „Waves” znajdujemy jeszcze drugi krążek CD, który jest blisko półgodzinnym zapisem występu Eddiego Muldera z lipca ubiegłego roku w Amfiteatrze Muzeum Etnograficznego w Toruniu, gdzie odbywała się wtedy 11. edycja Festiwalu Rocka Progresywnego. W programie koncertu dominowały gitarowe miniaturki z wydanego niedługo wcześniej albumu „Horizons”, a pośród jedenastu nagrań prawdziwą wisienką na torcie jest kompozycja zatytułowana „Tales From Torun”, przy słuchaniu której – nie tylko ze względu na tytuł – naprawdę ciepło robi się na sercu.

Ten pięknie wydany album (brawa dla wytwórni Oskar!) będzie z pewnością prawdziwym skarbem dla miłośników talentu Eddiego Muldera. Zaś dla tych, którzy zetkną się z jego twórczością po raz pierwszy może okazać się dobrym wstępem do poznania jego dorobku, gdyż w bardzo różnorodny sposób demonstruje rozległą gamę możliwości wykonawczych oraz skalę talentu tego holenderskiego gitarzysty.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!