To płyta trochę niespodziewana i z marketingowego punktu widzenia sprytnie wykoncypowana jakby z niczego. Tak jakby zainspirowana swoim tytułem, bo pozornie niewiele na niej nowego. Zaledwie trzy premierowe, nieznane wcześniej utwory (choć bywalcy koncertów Mike + The Mechanics mieli już okazję je usłyszeć) plus reszta, czyli nagrane na nowo największe hity zespołu. A w wersji deluxe dodatkowo sześć znanych nagrań wykonanych w akustycznych wersjach.
„Out Of The Blue” – płyta z niczego… Skąd pomysł na jej wydanie? Oddajmy głos Mike’owi Rutherfordowi: „W ciągu ostatnich 10 lat, gdy koncertowałem z Mechanikami, słyszałem jak stare piosenki zmieniają się z upływem czasu i w jaki ciekawy sposób ewoluują. Andrew i Tim śpiewają je inaczej niż brzmiały one przed laty” - wyjaśnia Mike. „W niektórych przypadkach stawały się one coraz bardziej rozbudowane i doczekały się całkowicie nowych opracowań, więc logiczną konsekwencją było nagranie w studio ich nowych wersji i wydanie ich na płycie. Do nagrań podeszliśmy z marszu. W wielu przypadkach nagraliśmy je ‘na setkę’, a cała praca zajęła nam nie dłużej niż trzy tygodnie”. Jak dla mnie wyjaśnienie to brzmi przekonywująco, bo w sumie dla prawdziwego fana muzyki Mike’a Rutherforda naprawdę jest na „Out Of The Blue” sporo do słuchania (blisko 80 minut muzyki), do porównywania i do wyłapywania różnic interpretacyjnych, choć przyznam szczerze, iż o wiele bardziej ucieszyłbym się z pełnowymiarowej płyty Mike’a i jego Mechaników z całkowicie premierowymi utworami. Całym sercem wierzę, że niebawem taką usłyszę.
Niewtajemniczonym śpieszę wyjaśnić, że Mike + The Mechanics to powołany do życia w połowie lat 80. solowy projekt Mike’a Rutherforda - gitarzysty będącej wówczas u szczytu komercyjnej popularności grupy Genesis. Wykorzystywał on przerwy w działalności swojego macierzystego zespołu (spowodowane rozwijającą się z gigantycznym rozmachem solową karierą Phila Collinsa) i co parę lat wydawał płyty pełne ciekawej muzyki o poprockowym zabarwieniu z mnóstwem autentycznie udanych przebojów. Któż nie zna takich hitów, jak „Silent Running”, „All I Need Is A Miracle”, „The Living Years”, „Another Cup Of Coffee”, „Word Of Mouth” czy „Over My Shoulder”? Wszystkie wymienione (a także kilka innych) znalazły się w programie albumu „Out Of The Blue”. Zaśpiewane zostały przez nowy duet wokalistów: Andrew Roachford i Tim Howar, którzy dołączyli do zreformowanych Mechaników w 2010 roku. I znowu niewtajemniczonym (jeżeli w ogóle są tacy wśród odwiedzających nasz portal) przypomnę, że w oryginalnym składzie grupy Mike + The Mechanics śpiewali Paul Carrack i Paul Young. Ten drugi zmarł w 2000 roku, co praktycznie doprowadziło do zakończenia działalności zespołu. Dopiero w 2010 roku, z Andrew Roachfordem i Timem Howarem na pokładzie grupa Mike + The Mechanics, rozwinęła na nowo swoje skrzydła wydając dwa udane, choć powitane już nie aż tak entuzjastycznie jak wcześniejsze płyty, krążki „The Road” (2011) oraz „Let Me Fly” (2017).
Wspomniane na wstępie trzy premierowe nagrania to: „One Way”, „What Would You Do” oraz tytułowy „Out Of The Blue”. Co można o nich powiedzieć? Wielkie hity to raczej nie będą. Podobno mają wyznaczać nowy etap w historii zespołu Jeżeli tak, to trochę niefajnie. Bo będzie nudny jak flaki z olejem. Są one raczej bezbarwne i daleko im do klasy starszych nagrań. Jeżeli już coś dobrego mam o nich powiedzieć, to tylko tyle, że najbardziej może podobać się z nich utwór tytułowy, ale i tak uważam, że wszystkie trzy stanowią tylko przystawkę (na płycie „Out Of The Blue” umieszczono je na samym jej początku) przed daniem głównym w postaci nowych wersji znanych przebojów z repertuaru zespołu. Deser stanowi zestaw sześciu nagrań grupy Mike + The Mechanics w akustycznych opracowaniach. Choć i tak niektórzy twierdzą, że na prawdziwy crème de la crème przyjdzie nam czekać do pierwszych dni czerwca, kiedy, to zespół Mike’a Rutherforda pojawi się na jednej scenie na sześciu koncertach wspólnie z Philem Collinsem. Szczęście uśmiechnęło się do mieszkańców Wiednia, Lyonu, Stuttgartu, Berlina, Arhus i Bergen. Niestety, 26 czerwca na Stadionie Narodowym w Warszawie zespołu Mike’a Rutherforda zabraknie. Wypada więc wybrać się do jednego z tych miast, by zobaczyć 2/3 składu Genesis na jednej scenie. Niektórzy twierdzą, że taka sytuacja może się już nigdy nie powtórzyć. Ja im nie wierzę. Czekam na pełną pulę, czyli 3/3, a może nawet i na 5/3… Wciąż wierzę, że to się wydarzy.
A póki co słucham śpiewnaych przez Roachforda „The Living Years” i „Another Cup Of Cofee” oraz rozkołysanego fantastycznym wokalem Howara „Word Of Mouth”. I staram się całkiem nieźle przy tym bawić, choć nie ukrywam, że często biję się z myślami: komu ta płyta tak naprawdę była potrzebna? Najbardziej chyba samym Mechanikom…