Nie od dziś wiadomo, że nie ma już praktycznie co liczyć na nowe płyty wydawane przez kultowy szyld The Alan Parsons Project. Ten szacowny zespół zakończył swój żywot pamiętną płytą „Gaudi” (1987) i praktycznie po śmierci niezrównanego wokalisty Erica Woolfsona (2009) ikona rocka progresywnego, Alan Parsons kontynuuje swoją karierę firmując kolejne płyty już nie jako ‘Projekt’, lecz podpisując je po prostu swoim imieniem i nazwiskiem.
Najnowszy album Parsonsa „The Secret”, nie licząc kilku płyt kompilacyjnych i koncertowych (m.in. recenzowany na naszych łamach krążek „Eye 2 Eye – Live in Madrid””), ukazuje się po piętnastoletniej przerwie od poprzedniego wydawnictwa (więc już sam ten fakt powoduje szybsze bicie serca fanów twórczości tego artysty. Po zapoznaniu się z zawartością płyty serca będą z pewnością bić jeszcze mocniej, gdyż „The Secret” to po prostu bardzo dobry album. Wypełniony bezpretensjonalnymi piosenkami utrzymanymi w starym, dobrym Parsonowskim stylu i opatrzonymi (jakże mogłoby być inaczej?) bogatymi orkiestrowymi aranżacjami oraz niezwykle staranną produkcją. Wydaje się, że gdyby „The Secret” ukazał się w latach 80. Pod szyldem „The Alan Parsons Project” byłby dziś klasykiem stawianym na równi z albumami „Eye In The Sky”, „Amonia Avenue” czy „Vulture Culture”.
Tematem przewodnim Parsons uczynił tym razem magię i sztuczki magiczne: „Magia zawsze była moją pasją, od lat jestem członkiem The Magic Castle w Los Angeles. Pracowałem także z japońską firmą Tenyo, pisząc podręczniki i katalogi ich sztuczek, poświęcam im sporo swojego wolnego czasu, a więc nowy album z magicznymi wpływami jest naturalnym efektem moich zainteresowań”- wyjaśnia nasz bohater.
W gronie obecnych współpracowników Parsonsa znajdujemy m.in. Toma Brooksa (to on zajął się orkiestrowym opracowaniem piosenek), Guya Ereza, Jeffa Kollmana, Dana Tracey’a, Andy Ellisa, Danny Thompsona, Michaela Fitzpatricka i Stuarta Elliotta (na płycie „The Secret” w otwierającym ją instrumentalnym utworze „The Sorcerer’s Apprentice” słyszymy też Steve’a Hacketta, Nathana Easta i Vinnie Colaiutę, a w kilku innych nagraniach stałego gitarzystę The Alan Parsons Project - Iana Bairnsona), ale na szczególną uwagę zasługują wokaliści, którzy zaśpiewali na nowym albumie. To ludzie zarówno młodszego, jak i starszego pokolenia i od razu chcę podkreślić, że w każdym przypadku, bez żadnego wyjątku (na płycie „The Secret” jest w sumie 10 piosenek), mamy do czynienia z wybitnymi występami. Świetny jest Jared Mahone w zamykającej płycie piosence „I Can’t Get There From Here”, wspaniale wypada Todd Cooper w duecie z Alanem Parsonsem w „Soirée Fantastique”, niezwykle miło słucha się lekko ‘przymglonego’ śpiewu PJ Olssona w „Beyond The Years Of Glory”, rewelacyjny powrót pod długim okresie milczenia zaznacza znany z Foreigner Lou Gramm (w „Sometimes”), Mark Mikael w „Fly To Me” brzmi niczym młody Paul McCartney, podobać może się też występ Jordana Huffmana w przejmującym „The Limelight Fades Away”, a przy singlowym „Miracle” zaśpiewanym przez Jasona Mraza ręce same składają się do oklasków. Ostatni z wymienionych o współpracy z Alanem Parsonsem mówi tak: „Eye In The Sky” to piosenka, którą pamiętam jeszcze gdy w 1982 roku wożony byłem na tylnym siedzeniu zielonego fiata mojej mamy. Gdy tylko usłyszałem linię melodyczną „Miracle” od razu ją pokochałem. Brzmiała jak piosenka wyjęta z płyty „Eye In The Sky”. Dlatego zaproponowałem Alanowi, że ją zaśpiewam. I muszę powiedzieć, że praca z nim okazała się po prostu… magiczna. Alan jest bardzo miłym, bardzo kreatywnym i niesamowicie autentycznym artystą” - podsumowuje Mraz.
A nasz bohater? Nie tylko grając na gitarach i syntezatorach nadał kształt instrumentalnej warstwie swojej płyty, ale zostawił sobie do zaśpiewania jedną z najwspanialszych piosenek na płycie – „As Lights Fall”, a także pokierował hollywoodzką orkiestrą The CMG Music Recording i bez dwóch zdań swoim powrotem po latach milczenia przy pomocy płyty „The Secret” wyczarował prawdziwe muzyczne cudeńko.