Czesława Kazimierka – śląskiego muzyka mieszkającego i działającego w angielskim Peterborough – przedstawialiśmy już na naszych łamach kilka lat temu przy okazji omawiania jego poprzedniej płyty „Moje życie”. Zaowocowała ona pozytywnymi reakcjami ludzi o szeroko otwartych uszach, którzy nie mogli doczekać się nowej porcji dźwięków w wydaniu Czesława. Ukazała się ona niedawno na nowym albumie zatytułowanym „Time”.
Znajdujemy na nim 8 instrumentalnych nagrań (w tym jedno nie do końca instrumentalne, bo zaśpiewane przez Kaję Karaplios, która w interesujący sposób zinterpretowała swój własny tekst w utworze „Holy Walk”), w których słychać rozliczne muzyczne inspiracje naszego bohatera. We wszystkich kompozycjach Kazimierka słychać rockowy pazur z wyraźnie słyszalnymi elementami jazzu, soulu i przede wszystkim bluesa. Od czasu do czasu zapachnie gdzieś wczesną solową twórczością Gilmoura, czasem odezwą się echa lirycznego Metheny’ego... Niekiedy słychać bardziej zadziorne pociągnięcia gitarowych strun (bluesowy kawałek „Lonely Among People” czy tytułowy temat otwierający album w bardzo efektowny sposób), czasem zapachnie ujmującą liryką (jak np. w utworach „Maria”, „Magdalena” czy wzbogaconym finezyjnym saksofonowym solo „Four Chimneys Crescent”).
Czesław na płycie „Time” stawia na różnorodność i oryginalność. Efekt jest więcej niż dobry, bo słucha się tej muzyki wyśmienicie. W każdej minucie dociera do nas, że gra on prosto, szczerze i od serca. Dzięki zaproszonym do nagrań muzykom, którzy umiejętnie dodają gitarowym dźwiękom Kazimierka brzmieniowej pełni (wymieńmy kilku najważniejszych: Jacek Korohoda, Andrzej Rysek, Łukasz Sobczyk i Rafał Muszyński plus kwartet smyczkowy tak pięknie wykorzystany w utworach „Time” i „Love”) kreuje on ciepłą, intymną i bardzo przyjemną atmosferę panującą od pierwszej do ostatniej minuty tej płyty.
Wszystkie nagrania wypełniające program płyty „Time” posiadają swój czar. Poustawiane są one na tym krążku w taki sposób, że każdy klocek, niczym w precyzyjnej układance, ma tu swoje odpowiednie miejsce i każdy idealnie pasuje do całościowego obrazu. Nie ma więc raczej sensu, ani też potrzeby, aby wyróżniać któregokolwiek z nich, lecz wagę jednego z nich chciałbym podkreślić w bardziej zdecydowany sposób. Utwór o wdzięcznym i wymownym tytule „Love”, który zamyka nową płytę, jest według słów Czesława najważniejszym dziełem w jego życiu. Bardzo wyraźnie słyszalny jest w nim pierwiastek osobisty, a przy okazji ta piękna kompozycja mimowolnie zaostrza apetyt na więcej i staje się pomostem pomiędzy tym, co teraz, a tym, co najprawdopodobniej czeka nas w przyszłości. W każdym razie to piękne zakończenie albumu budzi nadzieję na nowe nagrania Kazimierka. Tak samo jak było to kilka lat temu w przypadku kompozycji „Jarzębina” z płyty „Moje życie”…