IQ - The Wake

Kev Rowland

Tak więc czas zmierzyć się z drugim, podobno dla każdego artysty najtrudniejszym albumem. Album „The Wake” pokazał pełniejsze i bardziej dojrzałe oblicze grupy IQ, która zdecydowanie rozwinęła na nim swoje brzmienie w stosunku do debiutanckiego krążka „Tales From The Lush Attic”, czyniąc je jeszcze bardziej majestatycznym i dramaturgicznym.

Tematyka płyty obraca się wokół tematu śmierci i życia pozagrobowego. Styl IQ z jednej strony pozostał w miarę przystępny i, w pewnym sensie, nawet komercyjny, a z drugiej trudniejszy w odbiorze i bardzo zróżnicowany. Warto podkreślić sporą w tym zasługę Petera Nichollsa, którego śpiew stał się jeszcze bardziej emocjonalny i pełen wigoru, a jego występ na płycie jest po prostu oszałamiający.

Rozpoczynający płytę utwór „Outer Limits” to doskonały przykład hermetycznego brzmienia IQ, przesiąkniętego emocjami i licznymi zmianami nastrojów rozciągającymi granice progresywnego rocka. Zaraz po tym otwarciu rozpoczyna się nagranie tytułowe i mam wrażenie, że wraz z pierwszymi jego dźwiękami pojawia się zagrożenie eksplozją głośników basowych, co dowodzi, że niektóre zespoły progrockowe potrafią brzmieć ciężko i majestatycznie. Będąca naturalnym przedłużeniem „The Wake” kompozycja „The Magic Roundabout” zaczyna się od delikatnie pobrzmiewających akordów klawiszowych, ale gdy czujność odbiorcy jest już uśpiona tym fałszywym poczuciem bezpieczeństwa, nagle Paul Cook i Tim Esau wchodzą ze swoją sekcją tak gwałtownie, że jesteśmy po prostu ugotowani. To jak funkcjonuje tutaj bas, jest po prostu klasą samą w sobie. „Corners” to z kolei całkowita zmiana nastroju, pojawia się automat perkusyjny, który staje się podstawą bardziej komercyjnego podejścia (ta piosenka – z wiadomym skutkiem - była promowana jako singiel) do progresywnego grania.

Kompozycja „Widow's Peak” pamięta najstarsze czasy, gdyż po raz pierwszy wykonana była przez IQ na żywo jeszcze w styczniu 1984 roku, i zawiera w sobie wciąż zmieniające się nastroje i melodie, od łagodnych do bombastycznych, które błyskawicznie wpadają w ucho. „The Thousand Days” to utwór lżejszy, pełen radości i wigoru, będący przeciwieństwem tego, co zaraz po nim następuje i co niektórzy uważają za najlepszą kompozycję w dorobku IQ - „Headlong”. Na początku linie wokalne mają minimalne wręcz oparcie w syntezatorach obsługiwanych przez Martina Orforda, co pozwala głosowi Nichollsa świecić pełnym blaskiem, podczas gdy późniejsze, prowadzące do epickiego finału płyty, pasaże instrumentalne – jakby w bezpośrednim kontraście do początku – wydają się tak groźne, jak trzaskające pioruny i błyskawice.

Na płycie CD znajdują się trzy bonusowe utwory: „Dans Le Parc Du Chateau Noir”, który pierwotnie pojawił się na stronie B dwunastocalowej wersji singla „Barbell Is In” (i można go było później znaleźć na płycie „J'ai Pollette D'arnu”). Pozostałe dwa nagrania są o tyle interesujące, gdyż są to wczesne dema utworów, które pojawiły się na albumie „The Wake”, a mianowicie: „The Thousand Days” i „The Magic Roundabout”.

 

Tłumaczenie: Artur Chachlowski

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok