Uważni Czytelnicy naszego portalu oraz Słuchacze mojej audycji MLWZ doskonale wiedzą, że Octavarium to jednoosobowy progresywno-rockowy projekt mieszkającego w Malmö multiinstrumentalisty Mattiasa Ohlssona. Nazwa jednoznacznie sugeruje, że jest to stylistyczny hołd dla klasycznego albumu grupy Dream Theater. Octavarium funkcjonuje od niecałych trzech lat i w tym czasie Mattias ucieszył fanów cięższej odmiany progresywnego rocka kilkoma naprawdę niezłymi albumami, w tym wydanym równo rok temu fenomenalnym krążkiem „Dystopia” (małoleksykonowa recenzja pod tym linkiem).
Najnowsza propozycja Szweda to wydany cyfrowo album „Origin”. Nie ma tu żadnych niespodzianek. To wciąż epicko zagrany progresywny metal w połączeniu z bardziej przystępną i melodyjną odmianą rocka. Główne danie płyty stanowi ponad 20-minutowa tytułowa suita, której pięć zapierających dech w piersiach części stanowi udane podsumowanie tej wielowątkowej płyty. Zanim jednak dotrzemy do tego finału znajdujemy na tym albumie sześć innych kompozycji. Dłuższych, ponad 10-minutowych („Evermore”, „The Long Goodbye”) i zdecydowanie krótszych („Fly”, „Hellraiser). Bardziej lirycznych („Nighmares”) oraz mocno nasączonych metalowym pierwiastkiem („Hellraiser”). Jest w tym zestawie niezwykle mile prezentująca się parka: „Nightmares” – „Dreams”, która łącznie stanowi moim zdaniem najlepszy fragment tej trwającej grubo ponad godzinę muzycznej całości.
Słuchając najnowszej propozycji Octavarium mimowolnie wspominam wydaną przez rokiem płytę „Dystopia”. I tak sobie myślę, że choć „Origin” to pozycja, której Ohlsson nie ma się co wstydzić, to poprzednie płyty jakoś bardziej mnie cieszyły. Zastanawiam się czy to tylko niewielka obniżka forma czy raczej efekt rozlicznych powtórzeń oraz coraz częstszych autocytatów?...