Dziś przed nami kolejna płyta będąca zaprzeczeniem tego, że wskutek panującej pandemii świat stanął w miejscu. W wydawałoby się sennym i objętym kwarantanną mieście Bergen wciąż dzieją się rzeczy niezwykłe. Już dzisiaj chciałbym zaanonsować czerwcową premierę nowego albumu zespołu Professor Tip Top, która – nie uprzedzając faktów – będzie całkowicie nową jakością w dorobku tej formacji.
Natomiast teraz zajmiemy się inną grupą działającą w tym niezwykłym norweskim mieście. The Thank Yous to debiutujący zespół, choć trudno powiedzieć, że tworzący go muzycy to absolutni debiutanci.
Dwaj panowie pełniący rolę współliderów The Thank Yous to duet wokalistów i kompozytorów: Petter Folkedal i Lars Lundevall (z grupy De Lillos). Razem z nimi w zespole działają perkusista Frode Unneland (znamy go z zespołów Savoy i Pompel & The Pilts, a nawet był taki czas, gdy występował w A-Ha) oraz grający na basie producent Tommy Haltbakk.
W 2015 roku wydali minilongplay „100% Middleclass” (6 utworów), a teraz przyszedł czas na pełnowymiarowy album. To, co znajdujemy na płycie zatytułowanej – jakże trafnie jeżeli chodzi o diagnozę współczesnego świata – „Good Times Killing Us” można opisać jako 100% indie power-pop. Tak więc, jesteśmy dość daleko od typowo progrockowego poletka (jedynym nawiązaniem do klasyki progresywnego rocka wydaje się okładka nawiązująca do słynnego dzieła Jethro Tull „Thick As A Brick”), utwory zamieszczone na tym krążku, są zwarte i zwięzłe, bez szczególnie rozbudowanych sekcji instrumentalnych, ale z produkcji Norwegów przebija niespotykana wręcz moc, młodzieńczy entuzjazm i niesamowita energia.
Już otwierający płytę chwytliwy numer „Just Mine” daje porządnego kopa i wysoko wiesza poprzeczkę. A potem jak u Hitchcocka: napięcie tylko narasta. „All The Way”, „Golden Deceiver”, przebojowy „These Things Happen” czy przewrotnie zatytułowany „The Indiepop Demon”, a nade wszystko zamykające całość, znów z potężnym wykopem, nagranie „O.M.G.!” – te kawałki robią naprawdę spore wrażenie. Wszystkie utwory (a jest ich dziesięć) charakteryzują się chwytliwą melodyką, świetnie opracowaną wokalnie harmonią oraz prostymi, dość oszczędnymi aranżacjami. Wszystkie mają w sobie ślady britpopowej stylistyki, a chwilami, w co bardziej zadziornych momentach, przypominają się czasy new wave. No i wszystkich słucha się z niekłamaną przyjemnością.
„Good Times Killing Us” to album z muzyką, która posiada w sobie nie tyle wiosenny powiew optymizmu, co potężną moc i życiodajną energię wręcz typową dla gorącego lata.
Polecam! Bergen rządzi. Jak już wszystko się uspokoi (oby jak najprędzej!) trzeba będzie wybrać się do tego miasta niczym do Mekki dobrej rockowej muzyki…