Kolejne ciekawe dźwięki płyną do nas z Australii. Dotąd chyba w ogóle nieznana słuchaczom MLWZ grupa Turtle Skull wydała pod koniec sierpnia swój drugi pełnometrażowy album „Monoliths”. Myślę że trzeba będzie częściej obserwować muzyczną scenę kraju z którego pochodzi ten zespół...
Muzyczna wrażliwość zespołu wyrażona poprzez fantastyczne instrumentalne szaleństwo, jak też pełne harmonii brzmienie (co niezwykle ze sobą kontrastuje), daje w efekcie słuchaczom wiele miłych wrażeń towarzyszących w trakcie poznawania twórczości Turtle Skull. Gdy w minioną sobotę późnym wieczorem przeglądałem różne zapowiedzi płytowe natrafiłem całkiem przypadkiem na tą płytę. Nie ukrywam, że już sama okładka zaintrygowała mą ciekawość, a do tego jeszcze fakt, że pochodzą z Australii, spowodował, że nie mogłem przejść obok Turtle Skull obojętnie. Już w tym roku pisałem o jednym zespole z tego kraju grającego post rocka (Iiah i jego album „Terra”). Muzyczna intuicja tym razem też mnie nie zawiodła.
Turtle Skull zainspirowani są takimi zespołami, jak Black Sabbath, Pink Floyd czy Crosby Stills Nash & Young i tworzą, jak to sami określają, własne brzmienie „flower doom”. Cokolwiek miałoby to oznaczać, jest to mieszanka indierockowej struktury oraz ciężkiego i powolnego psychodelicznego stylu. Ta niecodzienna fuzja gatunków otwiera przed odbiorcą nową paletę dźwięków, przynosząc wiele satysfakcjonujących zmysł słuchu melodii.
Pierwsze nagranie z najnowszego albumu zatytułowane „Leaves” wprowadza nas w stylistyczne spektrum grupy Turtle Skull: soczyste partie gitar, miarowe brzmienie perkusji i zharmonizowane ze sobą głosy mają czarujący wymiar i to pomimo sprawiających wrażenie stosunkowo ciężkich brzmień. Utwory "Rabbit", "Why Do You Ask?", "Halcyon", „Apple Of Your Eye” i zamykający płytę, najdłuższy w tym zestawie, "The Clock Strikes Forever" brzmią naprawdę zjawiskowo. Pięcioosobowa formacja nadaje swojej muzyce dramatyzmu nie unikając epickich form artystycznego wyrazu. Potrafią także rozmarzyć się w swych wokalnych harmoniach i ambientowych odcieniach syntezatorów. Zwieńczeniem ich ciężkiej pracy, a zarazem ukoronowaniem ich świetnych pomysłów, jest zakończenie albumu. Dali się w nim ponieść fantazji tworząc tą wyborną instrumentalną kompozycję i potwierdzając adekwatny do muzycznej zawartości tytuł płyty.
Warto wymienić nazwiska muzyków tworzących Turtle Skull: Tobia Blefari – instrumenty perkusyjne (congas, rain stick, shaker, tambourine), Julian Frese – bas, fortepian, śpiew, Dan Frizza – syntezatory, Charlie Gradon – perkusja i śpiew oraz Dean McLeod – gitary i śpiew.
Sam zespół podsumowuje swój nowy album: „Ten zapis dotyczy intymnego związku, jaki dzielimy z Ziemią, po której stąpamy. Chodzi o świat i twoje w nim miejsce. Chodzi o to, by zajrzeć w głąb siebie i zobaczyć, co znajdziesz. Chodzi o życie i o śmierć oraz o wszystko co pomiędzy… A przede wszystkim chodzi o czystą radość tworzenia. Cieszymy się, że możemy się nią z tobą podzielić ”.
Muzycy Turtle Skull zwracają także uwagę na społeczność Aborygenów: „Doceniamy tradycyjnych strażników ziemi, na której nagraliśmy ten album, ludność Arakwal z narodu Bundjalung oraz ludność Gadigal z narodu Eora. Rozumiemy, że obie te kultury mają głęboki duchowy związek z ziemią, wodą, roślinami, zwierzętami i duchami. Oddajemy pokorny szacunek przodkom”.
Grupie Turtle Skull należą się brawa nie tylko za kreatywność w tworzeniu tak ekscytujących kompozycji, ale także za okładkę znakomicie ilustrującą zawartość płyty Nie ukrywam, że od kiedy usłyszałem ją pierwszy raz momentalnie wiedziałem, że muszę podzielić się na łamach MLWZ radością z poznania tego zespołu i prezentowanego przez niego nurtu muzycznego. No i tak oto spontanicznie przy słuchaniu dźwięków z nowej płyty Turtle Skull powstał ten tekst…