Millenium - The Sin

Tomasz Dudkowski

Grupa Millenium znana jest z wydawniczej regularności. Zaledwie rok po wydaniu albumu „The Web” powraca z nową, już 13. pozycją w swojej studyjnej dyskografii. Tym razem proponuje nam muzyczną podróż skupiającą się na siedmiu grzechach głównych. I choć zespół porusza się po dobrze znanych sobie wodach, to jednak oddał do naszych rąk dzieło miejscami dość zaskakujące.

Zacznę nietypowo, od okładki, albowiem na nią w pierwszej kolejności zwracamy uwagę. I tu już nie lada zaskoczenie. Tym razem nie zdobi jej praca Macieja Stachowiaka (choć on jest odpowiedzialny za dostosowanie obrazu do potrzeb wydawnictwa) czy też Marka Juzy. Lider grupy, Ryszard Kramarski zapragnął umieścić na froncie obraz polskiego malarza na stałe mieszkającego w Niemczech, Marka Szczesnego (jest on autorem m.in. okładki płyty „VII Widows” zespołu Believe). Wśród jego prac wypatrzył obraz pt. „7 grzechów” i to on stanowi podstawę oprawy wizualnej „The Sin”. Widzimy na nim demona, który wiezie na swoim grzbiecie tytułowe grzechy. Nad wszystkim czuwa oko Zła – siły, która krąży nad światem, ciesząc się z dziejących się nieszczęść. Niezwykle barwne, bajkowo-ironiczne, choć niepozbawione dawki powagi wprowadzenie w klimat wydawnictwa.

Siedem grzechów, a więc i tyle samo utworów, trwających w sumie 48 minut. W każdym z nich do naszych uszu docierają niezwykłej urody melodie wydobywane z sześciu strun, czy tez czarno-białych klawiszy. A wszystko to zbudowane na, jak zawsze, solidnej podstawie rytmicznej. Podobnie jak to miało miejsce na płycie „The Web”, tak i teraz w nagraniach wziął udział żelazny skład Millenium: Łukasz Gall – śpiew, Piotr Płonka – gitary, Krzysztof Wyrwa – bas, Grzegorz Bauer – bębny oraz Ryszard Kramarski – instrumenty klawiszowe i gitara akustyczna. Ponownie zabrakło miejsca dla saksofonu, przez co jest więcej przestrzeni na partie solowe gitary i syntezatorów oraz żeńskich chórków, co daje większe pole do popisu dla Łukasza Galla. Jest to najlepszy przykład, że czasem mniej równa się więcej.

Znajdziemy tu zarówno przepiękne ballady („Sloth” z fantastyczną partią pianina czy cudnie rozwijającą się finałową kompozycję „Envy”) oraz bardziej dynamiczne „Pride” (choć tu tempo kilkukrotnie się zmienia), „Lust”, „Greed”, „Wrath” (tu więcej do powiedzenia ma Grzegorz Bauer, któremu pozwolono na solidne użycie podwójnej stopy), czy „Gluttony” (z bardzo ciekawym riffem gitarowym i udającymi flet klawiszami). Można wychwycić też sporo smaczków, jak złowrogie odgłosy w intro, czy skrzypiące koło na zakończenie „Pride”. „Lust” rozpoczyna się od puszczonego wspak przemówienia dyktatora Benito Mussoliniego (co dobitnie podkreśla znaczenie tekstu utworu, ale o tym poniżej), a „Wrath” od odgłosów tłumu. We wstępie do „Gluttony” słyszymy jak bohater nalewa sobie trunek do szklanki, a w finale kilkukrotnie powtarzany jest przepuszczony przez vocoder głos lidera śpiewający tekst „Sin of gluttony”. Jeśli do całości dodamy wspomniane wcześniej solówki otrzymamy bardzo interesujący wynik, który ani przez chwilę nie pozwala słuchaczowi na znużenie.

W odróżnieniu od albumu „The Web”, na którym warstwa liryczna była napisana przez wokalistę, tym razem grupa powróciła do dawnego stylu pracy i ponownie teksty są wspólnym dziełem Galla i Kramarskiego. Autorzy przedstawili w nich współczesny świat siedmiu ludzkich wad, umiejętnie ilustrując słowami niuansy każdej z nich.

Jako pierwsze poznajemy pełne pychy życie celebryty, który potracił się w swoim pędzie do sławy i smutno skończył.

„Miałeś to wszystko,

Miałeś świat u swoich stóp.

Byłeś tu królem,

Byłeś na ustach wszystkich.

Miałeś swoje złote dni,

A teraz został pusty pokój.

…       

Pycha kroczy przed upadkiem

Kiedy chciałeś zbyt wiele

A kończysz samotnie”

 

We „Wrath” tytułowy gniew prowadzi do bratobójczej walki.

“Czy widziałeś płonący świat

I sto tysięcy rąk?

Czy widziałeś ich wściekłe oczy

I twojego brata z nożem?”

„To jest gniew

Szalone życie szalonego tłumu

Nie możesz się nigdzie ukryć

Aby ocalić resztę dumy”

„Twoja krew jest taka sama jak moja

Czy czułeś to zimno

Całą umierającą nadzieję?”

 

Nieco lżejsze (choć także dotyczące poważnego problemu) są słowa „Gluttony”, czyli „Obżarstwo”, choć bardziej adekwatnie byłoby posłużenie się pełnym opisem tego grzechu, który możemy znaleźć w katechizmie – „Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu”. Utwór opowiada bowiem o jednym dniu z życia alkoholika, który zatracił się w swoim nałogu.

„Cóż, jestem tu i teraz,

Jestem tak pijany i bez ruchu.

Nie chcę wracać do domu.

Nalej mi jeszcze jednego,

Zrób z tego noc mojego życia.”

 

Adekwatnie do tytułu bardzo leniwie snuje się pieśń „Sloth”. Podmiot popadł w marazm, odrętwienie i choć nie do końca się z tym pogodził, to jest zbyt leniwy by się z tego letargu wyrwać.

„Śnię piękny sen

Dotykam chmur

Taką ładną rzecz

Kręcę się dookoła

Bez celów i planów

Jestem po prostu leniem”

„Obudź mnie, wstrząśnij mną

Nie chcę być tak zdrętwiały

Daj mi cel, dokąd mógłbym pójść

Lenistwo jest moim królestwem

Lenistwo jest moim domem.”

 

Przedostatni na płycie „Greed” opowiada o chciwym hazardziście, który przegrał swoje życie.

„Zawsze myślałem, żem kimś lepszym,

Mądrzejszym niż ktokolwiek inny.

Inne życia były nudne i szare,

Moje życie było nocną karuzelą”

„Jestem niewolnikiem,

Jestem głupcem,

Jestem chciwą marionetką.

Wszystko co mam

To moje długi,

Ukrywam się jak szczur.

Straciłem żonę i dom

Oraz poczucie wolności

Zamykam drzwi, płaczę w samotności.

Wiem, że nikt nie zadzwoni.”

Zazdrość jest tematem finałowego „Envy”. Poznajemy tu porzuconego kochanka, który nie może pogodzić ze stratą. Śledzi swoją dawną miłość, nie mogąc pogodzić się, że ułożyła sobie życie na nowo. Zazdrość przemienia się w nienawiść, co prowadzi do tragicznego finału…

„Byłem tak wściekły aż do szpiku kości.

Szeptałem do siebie – już nigdy więcej!

Nóż lśnił w świetle księżyca.

On był tak przerażony, kiedy uderzyłem.

Jego ciało upadło na ziemię z zabójczym dźwiękiem.

Ręce mi się trzęsły, gdy odchodziłem.

Moje serce biło jak bęben.

Nienawiść zniknęła, a ja byłem spokojny”

Siedzę w pustej celi,

Tylko cisza w mojej głowie.

Pustka w moich oczach,

Nie ma nic prócz pogardy”.

I jeszcze odgłos zatrzaskiwanych drzwi celi i album dobiega końca. Jednak wnikliwie czytający ten tekst zauważą, że opisałem jedynie 6 tematów. Podobnie jak zespół nie przywiązał wagi do zwyczajowej kolejności przedstawienia grzechów, tak i ja postanowiłem lekko zmienić sekwencję utworów na finał zostawiając sobie umieszczoną na ścieżce nr 2 kompozycję „Lust”, czyli „Żądza”. Już od pierwszego przesłuchania zwróciła moją uwagę niezwykle aktualnym tekstem. Powstał on jakiś czas temu, inspirowany wydarzeniami w naszym kraju. Jak się okazało, bieżąca sytuacja spowodowała, że nabrał on dodatkowego wymiaru. Do pieśni powstało lyric video, ilustrowane obrazami z protestów po wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji i trzeba przyznać, że wywołało spore zamieszanie w mediach społecznościowych, doprowadzając w niektórych przypadkach do utraty dotychczasowych fanów oraz zapewne powodując pojawienie się nowych.

„Czy widzisz tego człowieka

Idącego ulicą?

Zmarszczki na jego twarzy?

On pracował całe życie w ten sposób.

W twoich oczach jest on tylko śmieciem,

Nikim szczególnym, w sumie mógłby umrzeć.

Jesteś politykiem,

Ludzie są tylko gotówką.

 

Och, rozejrzyj się,

Tłum jest już przy twoim domu.

Dziesięć tysięcy rąk

Wali do twoich drzwi.

Cóż, taka jest cena

Za puste słowa i kłamstwa.

Nie ma ucieczki,

Rzeka przełamała brzegi”.

Chwała grupie, że w swojej twórczości nie unika tematów trudnych, które nie zawsze muszą spotkać się z poklaskiem wszystkich odbiorców ich muzyki. Wszak podstawą każdej demokratycznej wspólnoty jest możliwość swobodnej wypowiedzi i wyrażenia własnych poglądów.

Już od pierwszych niepokojących dźwięków intro do „Pride”, aż po trzaśnięcie drzwiami celi, kończące „Envy", zespół zabiera nas w podróż przez ludzkie wady pełną cudownych melodii, zmian tempa i solidnej dawki solowych popisów. Po raz kolejny, zarówno Piotr Płonka jak i Ryszard Kramarski, serwują nam wysmakowane partie swoich instrumentów w stylu klasycznych mistrzów progresywnego rocka, dodając jakże istotny własny pierwiastek, przez co od samego początku nie mamy wątpliwości czyja muzyka dociera do naszych uszu. Jeśli dołożymy do tego grane z niezwykłym wyczuciem ścieżki basu Krzysztofa Wyrwy i charakterystyczny styl bębnienia Grzegorza Bauera oraz z łatwością rozpoznawalny głos Łukasza Galla, otrzymujemy po raz kolejny dzieło ze wszech miar udane, kontynuujące dotychczasową wizję muzycznych poszukiwań, choć jednocześnie niepozbawione wyczuwalnej odrębnej tożsamości. I za to niezwykle cenię Millenium – zespół, który od 21 lat dostarcza nam mnóstwo radości regularnie oddając w nasze ręce tak wyśmienite pozycje, jak choćby właśnie „The Sin”.

Na zakończenie dodam, że tradycyjnie za produkcję odpowiada Ryszard Kramarski, który oczywiście skomponował cały materiał, a miksem zajął się Kamil Konieczniak (Moonrise). Płyta ukazała się w gustownym digipacku, a wersja winylowa przewidziana jest na pierwszy kwartał przyszłego roku. Nie ukrywam, że czekam na nią niecierpliwie, by nie tylko chłonąć ponownie dźwięki z tego szlachetnego formatu, ale także podziwiać w większym rozmiarze wspaniały obraz Marka Szczesnego, któremu przy okazji chciałbym podziękować za dodatkowe podpowiedzi przy tworzeniu niniejszego opisu.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok