Eye 2 Eye - Nowhere Highway

Artur Chachlowski

Ponad 10 lat temu, omawialiśmy na naszych łamach drugą w dorobku grupy Eye 2 Eye płytę zatytułowaną „After All…”. W zakończeniu recenzji, trochę retorycznie, zapytałem sam siebie: „ciekawe, co będzie dalej?”. No i niespodziewanie wtedy ten francuski zespół zniknął z naszych małoleksykonowych radarów. W międzyczasie ukazały się trzy kolejne płyty i dopiero ta najnowsza, wydana na początku grudnia br. przez wytwórnię Progressive Promotion Records, „Nowhere Highway”, najpierw trafiła do moich rąk, potem do mojego odtwarzacza, a teraz piszę o niej dla Czytelników i Słuchaczy MLWZ.

No właśnie… Zastanawiam się o czym napisać, by od razu skierować uwagę Czytelnika na nowy album tej francuskiej grupy. Przyznam, że nie znajduję zbyt wielu punktów zahaczenia. Wydaje się, że najuczciwiej będzie, jak powiem o dwóch rzeczach. Po pierwsze, Eye 2 Eye w stu procentach wpisuje się w stylistykę neoprogresywnego rocka, a po drugie, efekt tego na płycie „Nowhere Highway” jest co najwyżej średnio udany. Długimi chwilami muzyka zespołu jest trudna do przyswojenia, są takie momenty, że album dłuży się niemiłosiernie, a już sama jego konstrukcja nie ułatwia uważnego słuchania. Dlaczego? Całość podzielona jest na 5 utworów, z tym, że dwa z nich mają osobno zaindeksowane części. Co więcej, nie koreluje to wprost z opisem na okładce. Powoduje to uczucie sporego misz maszu, gdyż np. słuchając fragmentu oznaczonego cyferką 9 nie do końca wiemy czy to jedna z końcowych części kompozycji nr 3, czy początkowa część kompozycji nr 5 czy też przypadkiem nie jest kompozycja nr 4, która akurat nie posiada żadnych podczęści… Jest z tym trochę zamieszania i często potrzeba sporego wysiłku, by dokładnie śledzić to, czego akurat się słucha w danym momencie.

Co poza tym? Każda ze wspomnianych kompozycji wypełniających album „Nowhere Highway” posiada swój podtytuł: „Ghosts”. A że, jak już wspomniałem, jest ich pięć, to oznaczone są one odpowiednio od… „Part 2” do „Part 6”. To kolejny szczegół, który powoduje niemałą zawieruchę. A wszystko to dlatego, że na poprzednim albumie „The Light Bearer” (2017) pośród ośmiu utworów pojawiła się kompozycja „Ghosts (Part 1)”. Tak więc wygląda na to, że cała najnowsza płyta jest muzyczną kontynuacją tamtego utworu.

Seria zatytułowana „Ghosts” opowiada o muzyku, który stracił inspirację i ma złudną nadzieję, że odnajdzie ją ponownie w butelce whisky. Z każdym kolejnym łykiem zapada w coraz głębsze odrętwienie, które ostatecznie prowadzi go na „autostradę, która wiedzie donikąd”. Toczy walkę ze swoimi demonami i stara się odnaleźć swoją prawdziwą muzę. Poszczególne fragmenty płyty nie są może zbyt trudne w odbiorze, ale mimo to jakoś nieprędko zapadają w pamięć. W przypadku takich złożonych albumów utrzymanie uwagi słuchacza uważam za nie lada wyzwanie. Jednym udaje się to bardziej, drugim mniej, zazwyczaj działają tu różne okoliczności, raz są one odpowiednie, a raz nie. W tym przypadku jest po prostu… jakoś tak nijako. No, średnio jest niestety.

Jednakowoż album „Nowhere Highway” niewątpliwie ma swoje momenty. Ale nawet z nimi jest jakoś tak, że po zakończeniu słuchania nie ma się jakiejś specjalnej potrzeby do częstszego do nich powracania Zespół przeprowadza słuchacza raz przez spokojniejsze klimaty, raz przyśpiesza, a raz zdejmuje nogę z gazu i zaprasza w otchłanie melancholii. Czyni to za pomocą utworów krótszych („Behind The Veil”, „The Hidden Muse” i „Moons Ago” trwają po 7-8 minut) oraz dłuższych („The Choice” i tytułowa „Nowhere Highway” to nie tylko wieloczęściowe, ale i wielowątkowe, trwające po około 20 minut, kompozycje). Zakres użytych przez zespół Eye 2 Eye form i środków jest przeogromny. Można powiedzieć, że dla każdego coś miłego. Można powiedzieć też, że to pomieszanie z poplątaniem…

Pod względem brzmieniowym grupa Eye 2 Eye brzmi dość zachowawczo. Długimi chwilami głos wokalisty Jacka Daly’ego brzmi tak, jakby był śpiewany z offu, a dźwięk jest nieco metaliczny, zwłaszcza gitara. Ale w sumie można uznać, że zasadniczo to nie przeszkadza, ponieważ pozostawia to po sobie poczucie pewnej oryginalności. Czy wszystkim się to spodoba? To już zupełnie inna kwestia. Mam nieodparte wrażenie, że gdy muzycy Eye 2 Eye spowalniają tempo, od razu robi się o wiele ciekawiej. Zespół sięga czasem po smyczkowe aranżacje, od czasu do czasu wprowadza także narracje. Wtedy również robi się ciekawiej, ale czy ratuje to obraz całości?... Sam nie wiem. Nie umiem odpowiedzieć. Umówmy się, że pytałem retorycznie.

Starzy progrockowi wyjadacze na takie sztuczki z pewnością się nie nabiorą i najnowszego dzieła Francuzów nie tylko nie zakwalifikują do czołówki gatunku, ale też z pewnością nie włączą do grona swoich ulubionych płyt AD 2020. Ale jeżeli znajdzie się ktoś, kto lubi muzykę z dużą ilością typowych (by nie powiedzieć sztampowych) neoprogresywnych patentów i stylowych rozwiązań melodycznych, to album „Nowhere Highway” może okazać się mile spędzoną godziną całkiem przyjemnej, choć dość konserwatywnie brzmiącej, neoprogresywnej muzyki.

www.progressive-promotion.de

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!