Sanguine Hum - A Trace Of Memory

Artur Chachlowski

Grupa Sanguine Hum rozpoczęła działalność kilkanaście lat temu w wyniku współpracy szkolnych przyjaciół Joffa Winksa i Matta Babera, którzy zaczęli wspólnie komponować muzykę utrzymaną w stylu dokonań  Flaming Lips, Tortoise, Aphex Twin czy Franka Zappa’y. Działając na początku pod trzema różnymi szyldami - Joff Winks Band, Antique Seeking Nuns i Nunbient, po dołączeniu do nich grającego na Chapman sticku basisty Brada Waissmana i perkusisty Paula Mallyona – zmienili ostatecznie nazwę na Sanguine Hum, i w 2009 roku wydali swój pierwszy album „Diving Bell”.

W nieco zmienionym składzie – do grupy dołączył perkusista  No-Man, Andrew Booker, Sanguine Hum pojawił się na prestiżowym festiwalu RoSFest w 2012 roku i udokumentował w nim swój udział albumem „Live In America”, a następnie wydał drugi studyjny album, „The Weight Of The World”. Potem sprawy nabrały jeszcze większego tempa: albumy „Now We Have Light”, „What We Ask Is Where We Begin” oraz omawiana dwa lata temu na naszych łamach płyta „Now We Have Power” (2018) ugruntowały wysoką pozycję Sanguine Hum na lokalnym rynku alternatywnego rocka i spowodowały, że zespół zyskał szereg  nominacji do prestiżowych nagród (m.in. do nagrody Prog Magazine w kategorii „Newcomer of the Year”).

6 listopada ub.r. ukazał się nowy album zatytułowany „A Trace Of Memory”, na którym grupa Sanguine Hum kontynuuje swoją dobrą passę. Na jego program składa się siedem nowych utworów, w tym trzynastominutowy progresywny epos pt. „The Yellow Ship”. Spokojne, nienarzucające się wokale Winksa sprawiają, że w przeważającej mierze album wydaje się instrumentalny (choć tak naprawdę tylko 3 spośród 7 kompozycji to instrumentale), zawierający spokojną, szemrzącą gdzieś spokojnie muzykę. Ale nie jest to absolutnie relaksacyjny album do słuchania w tle. Sporo na nim intrygujących fragmentów, mnóstwo długich i spokojnie płynących sekcji instrumentalnych (głównie klawiszowych, gitary schowane są gdzieś głęboko na drugim planie), które z dobry skutkiem przykuwają uwagę odbiorcy. Już sam 13-minutowy „The Yellow Ship” jest utworem, dla którego warto zainteresować się tym wydawnictwem. Niewiele ustępuje mu przepełnione intensywnym nastrojem finałowa kompozycja „Automaton”. Ciekawie prezentuje się mocno nasączone jazzującą atmosferą nagranie „Thin Air”. Gitarowe soundscape’y w „The Yellow Ship” i „Unstable Ground” przypominają słynne karmazynowe Frippertronics. Ale to raczej klimaty uduchowionej muzyki Stevena Wilsona czy wczesnych produkcji Bruce’a Soorda i jego Złodzieja Ananasów wydają się najbliższe muzycznym konotacjom nowej muzyki Sanguine Hum.

„Muzyka na ten album została skomponowana w bardzo krótkim czasie jeszcze latem 2018 roku” - mówi klawiszowiec Matt Baber. „Pierwotny plan polegał na tym, aby nagrać tę muzykę stosunkowo szybko po „Now We Have Power”, z tym samym spontanicznym duchem, i wydać ją w formie cyfrowego downloadu jako swoiste uzupełnienie właściwej płyty. Lecz realia codziennego życia spowodowały, iż zdecydowaliśmy się porzucić ten projekt. Lecz nagle nastał marzec 2020 roku i niespodziewany atak pandemii. Nagle „prawdziwe życie” dokonało takiego zwrotu, którego wcześniej się nie spodziewaliśmy i dlatego w wolnym czasie, którego mieliśmy sporo, postanowiliśmy wrócić do tych starszych kompozycji. Tak narodził się album „A Trace Of Memory”.

Na płycie CD oraz na winylu wydała go wytwórnia Bad Elephant Music. Trzeba powiedzieć, że grupa Sanguine Hum w postaci „A Trace Of Memory” sprawiła swoim fanom nie lada niespodziankę. A że tak się składa, że to udana i bardzo miła w odbiorze płyta, to można stwierdzić, że tą listopadową premierą Sanguine Hum w całkiem miły sposób pożegnała się z tym jakże niemiłym 2020 rokiem…

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!