Archangel to pseudonim, a właściwie szyld solowego projektu, na czele którego stoi klawiszowiec włoskiej formacji Ubi Maior, Gabriele Manzini (w latach 2000-2005 występował też w zespole The Watch). W 2009 roku Archangel zadebiutował albumem „The Akallabeth” inspirowanym twórczością Tolkiena, a następnie w 2013 roku wydał album nr 2 - „Tales of Love and Blood” zaskakująco utrzymanym w stylu… gotyckiego metalu.
Na swojej najnowszej płycie (premiera odbyła się 12 marca br.) Archangel powraca do bardziej tradycyjnych progrockowych brzmień i przedstawia 48-minutową porcję bardzo solidnie brzmiącej muzyki.
Do realizacji swoich muzycznych pomysłów Gabriele zatrudnił następujących muzyków: sferę wokalną powierzył obdarzonemu ekspresyjnym głosem Giancarlo Paduli, sekcję rytmiczną tworzą Davide Martinelli na perkusji i Walter Gualtiero Gorreri na basie, a na gitarach grają Alessandro Dovì, Stefano Mancarella i Marcella Arganese.
Na nowej płycie zatytułowanej „Third Warning” Archangel wciąż znajduje się pod wpływem muzyki grupy Genesis, zwłaszcza z wczesnocollinsowskiej ery, czerpie też inspiracje z twórczości The Alan Parsons Project, a także, choć może w nieco mniejszym stopniu, z muzyki Mike'a Oldfielda.
Najkrócej rzecz ujmując, Archangel przedstawia sporą dawkę (8 utworów trwających od 3 do 11 minut) łagodnego prog rocka. Podobać mogą się zwłaszcza pełniąca rolę wstępu kompozycja „Technological Anguish” (lekko zniekształcone wokale i delikatne partie fortepianu, stopniowo bardziej soczyste i dynamiczne, z mocarną pracą rockowo brzmiącej gitary oraz dęciaków w stylu The Alan Parsons Project – tak mógłby rozpoczynać się któryś z klasycznych albumów tej formacji) oraz naturalnie wypływający z niej utwór „Metal Into Brain” (wspaniała interakcja między marzycielskimi partiami gitar i klawiszy, a przede wszystkim ekscytujące solo na organach na końcu) i będący jego naturalną kontynuacją temat „The Last Days of Beauty” (muzyka przypominająca hipnotyzującą filmową ścieżkę dźwiękową ze wspaniałą melodią zagraną na fortepianie). Razem tworzą one bardzo przyjemną muzyczną triadę stanowiącą mocne otwarcie płyty. W pewnym sensie przypomina mi ona początek płyty „Clutching At Straws” Marillion, choć oczywiście to nie ten sam poziom, ale zabieg bardzo podobny.
Oznaczony indeksem 4 utwór „Thetis” przywodzi mi na myśl muzykę Eloy. Utwór czaruje tajemniczym klimatem podszytym delikatnym wokalem oraz dostojnym, ale niezwykle intensywnym gitarowym solo w finale. Utrzymana w nieco innym stylu gitarowa solówka jest też ozdobą utworu „The End Of The World” (uduchowiony wokal, błyskotliwe klawisze i długie finezyjne solo na łkającej gitarze), który łagodnie przechodzi w nagranie „Storm Over St. Andrew's Churchyard” ukazujące bardziej dynamiczną stronę muzyki Archangela. Najpierw czujemy w nim marzycielski fortepianowy klimat, lecz stopniowo muzyka staje się coraz bardziej złożona, kontrast między delikatnymi dźwiękami fortepianu, a pompatycznymi partiami syntezatorów stopniuje napięcie, by wreszcie odezwała się partia gitary zwieńczona wibrującym organowym solo zagranym na Hammondzie oraz pompatycznym finałem, w którym słychać epicką melodię zagraną na syntezatorowych dudach.
Dźwięki akustycznych gitar przewijające się w utworze „Circle Of Life” przywodzą na myśl klimat niektórych nagrań Genesis na „Trick Of The Tail”, ale i tak najbardziej urzekającym i ekscytującym zakończeniem tego albumu jest epicka kompozycja „When The Eagle Hung His Head”, która trwa prawie 11 minut. Zaczyna się marzycielsko od wspaniałego unisono delikatnej gitary i fortepianu. Potem powoli rośnie tempo, nasila się rytm i pojawia się bardziej dynamiczny klimat z emocjonalnymi wokalami i znowu delikatnymi nutami fortepianu. Marzycielski wokal stopniowo zmienia się w coraz bardziej emocjonalny, po czym następuje błyskotliwa partia fortepianu. W połowie utworu mamy piękną interakcję między fletem a rockową gitarą. Na koniec Gabriele Manzini częstuje nas potężnym brzmieniem organów Hammonda, olśniewającymi przebiegami syntezatorów i majestatyczną partią zagraną na melotronie zwieńczoną krótkim gitarowym solo i emocjonalnym śpiewem na zakończenie.
Padło tu kilka nazw, do których w tej recenzji odniosłem muzyczną zawartość albumu „Third Warning”: Marillion, Genesis, Eloy, The Alan Parsons Project… Od razu zaznaczę, że te benchmarki to poziom niedościgniony dla Archangela, ale mimo to, w moim przekonaniu „Third Warning” to dojrzałe i dobrze wykoncypowane muzyczne dzieło balansujące gdzieś pomiędzy klasycznym rockiem progresywnym zanurzonym w nostalgicznych i klasycznych klimatach, a ciekawymi nowoczesnymi pomysłami i rozwiązaniami muzycznymi, które niewątpliwie dodają muzyce Archangela efektownej kolorystyki.