Niemiecki kwartet RPWL zaczynał jako cover band Pink Floyd, ale nie taki do końca typowy, gdyż już od początku nie szedł na łatwiznę, wyszukując choćby te mniej znane utwory z repertuaru Brytyjczyków. Granie cudzych kompozycji nie wystarczało jednak zespołowi i w roku 2000 wydał swój pierwszy w pełni autorski album „God Has Failed”. 2020 był zatem rokiem świętowania okrągłej rocznicy ukazania się tego wydawnictwa. Zespół przygotował z tej okazji specjalną trasę koncertową, podczas której miał prezentować w całości materiał z debiutanckiego krążka. Występy planowane były na listopad, ale jak wszystkie inne wydarzenia kulturalne nie mogły dojść do skutku. Cóż zatem zrobić, gdy ma się za sobą godziny prób, a co za tym idzie zespół jest już dobrze zgrany i gotowy, by podbijać sceny, a ta szansa zostaje zniweczona przez pandemię? Ustawiasz instrumenty na scenie i grasz przygotowany materiał, rejestrując przy okazji jego nową wersję – „na żywo, ale w studio” jak mawiał klasyk.
RPWL AD2020 to już nieco inny zespół niż ten sprzed 20 lat. Z czterech dżentelmenów, których pierwsze litery nazwisk dały nazwę grupie - Rissettio-Postl-Wallner-Lang, w składzie pozostało tych dwóch ostatnich. Od ponad dekady członkami grupy są za to klawiszowiec Markus Jehle i perkusista Marc Turiaux. Na potrzeby koncertów zespół wspomagany jest przez sesyjnych basistów. W przypadku opisywanego wydawnictwa jest nim Frank Thumbach. W oryginalnej wersji za wszystkie partie wokalne odpowiadał Yogi Lang. Tu w chórkach, oprócz Kalle Wallnera, możemy usłyszeć też dwie wokalistki - Bine Heller i Caroline von Brünke. I trzeba przyznać, że ich śpiew w znaczący sposób wpływa na wartość omawianego krążka. Już w pierwszej części rozpoczynającego album „Hole In The Sky” ich głosy wspaniale uwypuklają floydowski charakter kompozycji jeszcze bardziej zbliżając ją do ostatnich utworów grupy, czy też solowych dokonań panów Gilmoura i Watersa. Podobnie jest właściwie na wszystkich ścieżkach. W „Wait Five Years” żeński duet wysuwa się miejscami na pierwszy plan. Ten nastrojowy utwór wyróżnia jeszcze gra Marcusa Jehle na fortepianie. Zabranie na trasę tego instrumentu byłoby niemożliwe, ale w przypadku jednorazowego przedsięwzięcia nic nie stało na przeszkodzie, by piękny instrument marki August Förster mógł pojawić się na scenie. Odegrał on także jedną z głównych ról w instrumentalnym „What I Need – part 1… Leaving”, gdzie Jehle towarzyszy Wallnerowi grającemu na gitarze akustycznej. Wykorzystanie przez tego drugiego przystawki talkbox w „In Your Dreams” momentalnie przywołuje na myśl utwór „Keep Talking” z „The Division Bell” Pink Floyd (z domieszką „Sorrow” z wcześniejszej płyty). Po raz kolejny świetną robotę wykonują tu panie Heller i von Brünke, dzięki którym utwór zyskał jeszcze więcej przestrzeni stając się jednym z mocniejszych punktów tego wydawnictwa. Nic zatem dziwnego, że zespół zdecydował, że to właśnie to nagranie będzie je promowało. Nie mniejsze brawa należą się także za porywające wykonania „Spring Of Freedom” czy za zagrane jako przedostatnie, przepiękne pożegnanie, czyli „Farewell”. W kończącym całość „God Has Failed” miejsce przy fortepianie zajął Lang by wraz z pozostałymi muzykami zagrać ten krótki utwór będący swoistą kodą całego albumu.
Muzycznie wielkie brawa należą się Wallnerowi, który fantastycznie spełnia się zarówno jako gitarzysta rytmiczny jak i prezentując raz po raz wyśmienite, wysmakowane solówki. A tych jest tu od liku! I choć w stylu jego gry słychać olbrzymi wpływ Davida Gilmoura, to połączenie niesamowitej techniki z nieszablonowym zmysłem do tworzenia wyrafinowanych melodii sprawia, że już od debiutanckiego albumu RPWL możemy traktować go jako jednego z najciekawszych gitarzystów współczesnego progrocka. Drugi z liderów, Yogi Lang, oprócz prezentowania warstwy lirycznej swoim bardzo przyjemnym, ciepłym głosem, kilkukrotnie urzeka swoją grą na syntezatorze. Polecam szczególnie drugą część „Hole In The Sky” czy „Spring Of Freedom”, w którym wokalista czaruje nas kosmicznymi dźwiękami wydobywanymi ze swojego Mooga. Marcus Jahle prezentuje wysmakowane interpretacje oryginalnych partii Langa, będąc głównym motorem napędowym, obok Wallnera, muzycznej podróży po znanych utworach. A wszystko to oparte na precyzyjnej sekcji Thumbach – Turiaux.
Umieszczony na płytach DVD i Blu-Ray zapis wizyjny nie powala mnogością efektów. Nie ma tu rozmachu znanego choćby z DVD „A Show Beyond Man And Time” czy „A New Dawn”, wręcz przeciwnie, widzimy ośmioro wykonawców ustawionych w okrąg, oświetlanych statycznym białym światłem. Rozwiązanie to podkreśla specjalny, wręcz intymny charakter występu, a muzykom zapewnia kontakt wzrokowy ze sobą. Widać autentyczną radość z bycia razem na scenie, mimo iż zamiast publiczności towarzyszy im zaledwie kilka osób z ekipy filmowej plus inżynierowie dźwięku i światła.
Trzeba przyznać zespołowi, że wykonał świetną robotę w przygotowaniu do tego występu. Słuchając zapisu audio trudno zorientować się, że jest to materiał zagrany „na setkę” (oczywiście zakładam, że postprodukcja i ewentualne dogrywki zostały ograniczone do minimum). Całość brzmi perfekcyjnie! W zasadzie jedynie po zakończeniach utworów (brak wyciszeń) możemy zorientować się, że mamy do czynienia z albumem „live”. Jedyną wadą są przerwy między ścieżkami. Przez to zamiast uczestniczenia w koncercie mamy wrażenie osobnych rejestracji poszczególnych utworów.
Ponowne nagrywanie wcześniejszych płyt zawsze wzbudza kontrowersje, choć już umieszczanie w całości repertuaru studyjnych dokonań na płytach koncertowych nie wzbudza już skrajnych emocji. Ale jeśli dodamy, że to wykonanie prezentuje znany materiał w nowej, bogatszej i bardzo interesującej odsłonie, to otrzymamy ze wszech miar ciekawe wydawnictwo, które ucieszy nie tylko dotychczasowych miłośników dokonań grupy z bawarskiego Freising, ale i powinno spotkać się w przychylnością wszystkich fanów dobrego progrockowego grania o floydowskim zabarwieniu. Tym bardziej, że prezentowany materiał nic się przez te 20 lat nie zestarzał.
Album ukazuje się w formie kompaktu, DVD, blu-raya oraz jako podwójny winyl (w czterech wariantach kolorystycznych). Te ostatnie nośniki zostały wzbogacone w nagrane w studio w 2000 roku – „Cymbaline” i „Fat Old Sun”, wiadomo z czyjego repertuaru.
Całość ukazuje się tradycyjnie dzięki należącej do Langa i Wallnera wytwórni Gentle Art Of Music.