Krakowski zespół Hipgnosis po 10 latach od ostatniego wydawnictwa studyjnego „Relusion” powraca z nowym albumem. „Valley Of The Kings” to album dwupłytowy (z czego na drugim krążku znalazł się tylko jeden utwór) i jest on kolejną opowieścią o życiu człowieka od narodzin do… no właśnie, do kiedy? Do śmierci? Dłużej?… Wydawnictwo zostało udostępnione wyłącznie na fizycznych nośnikach oraz na Bandcampie. Nie będzie go na żadnym innym serwisie streamingowym, gdyż muzycy świadomie nie chcą wspierać nieuczciwego procederu traktowania twórców przez wspomniane serwisy (teoretycznie nowa dyrektywa unijna miała w zamyśle to zmienić, lecz nasz kraj nie kwapi się, by dostosować prawo autorskie do tego rozporządzenia).
Okładkę nowej płyty stanowi obraz Tomasza Sętowskiego „Dolina Królów”. A jaka jest muzyka na tym albumie? Przede wszystkim jest na niej jeszcze mniej gitar w stosunku do poprzedniego albumu (na gitarze gościnnie zagrał Filip Wyrwa epizodycznie w utworach „Hyde Park”, „Heavy” i "Macbeth”; Filip już wcześniej był muzykiem tego zespołu do 2008 roku, a potem jeszcze gościnnie grywał na późniejszych koncertach). Klawiszy i elektroniki jest tu dużo, powiem nawet, że bardzo dużo. I to do tego stopnia, że elektroniczne brzmienia całkowicie zdominowały całe wydawnictwo spychając pozostałe instrumenty do roli dodatków. Skład zespołu jest dokładnie taki, w jakim grali swe ostatnie koncerty przed pandemią i, co ciekawe, członkowie Hipgnosis tym razem postanowili się ujawnić (na poprzednich płytach muzycy ukrywali się pod pseudonimami), przedstawiając się z imienia i nazwiska. Liderem zespołu jest SeQ (Sławek Ziemisławski – perkusja, klawisze, elektronika), na wokalu nieodmiennie KuL (Ania Batko znana z Albionu), na basie i dodatkowym wokalu PiTu (Piotr Nodzeński), na klawiszach ThuG (Radosław Czapka) oraz jako wokal growlujący/recytujący PRZEMO (Przemek Nodzeński – syn basisty). Przemek od 2012 roku okazjonalnie występował z zespołem dodając growle do starszych numerów podczas koncertów. Tu growli nie ma za wiele (pojawiają się jedynie w utworach „Macbeth” i „Depart Like A Tree”). Gościnnie na skrzypcach (w utworze "Traveler Pt. 2") gra Ewa Jabłońska, która doknała nie lada sztuki: nagrała swoje partie dwa razy po 45 minut pełnymi podejściami, bez cięć. Na płytę wybrano jedno pełne podejście.
Rozpoczynający płytę dziesięciominutowy utwór „Macbeth” był grywany na ostatnich przed pandemią koncertach zespołu. I choć należy on do wyróżniających się tematów tego wydawnictwa, to musze stwierdzić, że początkowe utwory na płycie nie zrobiły na mnie dużego wrażenia (zapewne dlatego, że wolę bardziej dynamiczne numery, a klasyczny synth pop wolę w wykonaniu grup z lat 80.). Niektóre dość szybko i niezauważalnie przemijają (zwłaszcza instrumentalny „Puls Life”). Może z kolejnymi przesłuchaniami płyty bardziej się przekonam do jej początkowych fragmentów (przyznaję, tak było w przypadku albumu „Relusion”)? Ballada „Hyde Park” sprawia wrażenie nieco rozwleczonej. Ciekawiej zaczyna się dziać dopiero bliżej środka płyty, a ściślej od utworu „Heavy”. Na początku „Heavy” można usłyszeć fragment „On the Run” z repertuaru Pink Floyd. Wokal Ani Batko został tu bardzo wyeksponowany. Często zachwyca ona swą niesamowitą ekspresją, szczególnie w utworach umieszczonych pod koniec pierwszego krążka. Wstęp do „Depart Like A Tree” może trochę przypominać solową twórczość Petera Gabriela - zapewne dzięki melorecytacji bardzo przypominającej głos Petera.
Prawdziwym magnum opus krążka jest kompozycja „The Traveller Part 1”: krystalicznie czyste wokale pełne ekspresji i niesamowity unoszący się w powietrzu klimat, który pamiętamy jeszcze z płyty „Relusion” jest tym, co z pewnością trafi do serc wiernych fanów Hipgnosis. Pierwsza płyta kończy się złowrogimi, zanikającymi elektronicznymi dźwiękami (podobne dźwięki pojawiały się już w utworze „Heavy”). Zakończenie trzymające w napięciu. Stan zawieszenia, niepewności… Może nawet dyskomfortu?...
Na szczęście jest jeszcze dysk nr 2. Wypełnia go tylko jeden utwór - „The Traveller Part 2”. Zaczyna się dokładnie takimi samymi niepokojącymi dźwiękami, ale dalej mamy ponad 30 minut wielkiej elektronicznej impresji. Mroczne i kakofoniczne brzmienia mogą przywoływać na myśl na przykład „The Waiting Room” z repertuaru Genesis. Z każdą minutą robi się coraz bardziej tajemniczo i coraz bardziej intensywnie. Do elektroniki dołączają instrumenty perkusyjne, a potem cały zestaw perkusyjny. Robi się coraz bardziej hałaśliwie, a po około 32 minutach wszystko się uspokaja i do samego końca mamy już tylko wokalizę Ani Batko w towarzystwie klawiszy. Ta impresyjna część druga „Travellera” może trochę kojarzyć się z pamiętnym 22-minutowym utworem „Large Hadron Collider” z albumu „Relusion”, lecz w tym przypadku mamy o wiele bardziej zakręcony numer, w którym zdecydowanie więcej się dzieje (choć koncepcja utworu jest bardzo podobna). Zaś ostatnie 12 minut może się kojarzyć z „Mantra – Sky Is The Limit”, który kończył debiutancki krążek zespołu. Pomysł ten sam, lecz melodia inna. Na koniec następuje wyciszenie i w taki oto sposób kończy się najbardziej eksperymentalny utwór z tego wydawnictwa. Utwór udany, trudny i wymagający. Na miarę awangardowych kompozycji Klausa Schulze.
Dziesięć lat czekania na kolejny album Hipgnosis i, pomimo drobnych uwag, uważam, że warto było tyle czekać. Płyta „Valley Of The Kings”, choć różna od poprzednich, posiada jednak z nimi wiele wspólnych cech. Podobnie jak na poprzednim wydawnictwie mamy dwa utwory instrumentalne i podobnie jak wcześniej płytę kończy rozbudowany utwór instrumentalny. Jest bardziej mrocznie w stosunku do wcześniejszych wydawnictw i zdecydowanie mniej tutaj chwytliwych i wpadających w ucho numerów. Całość jest mimo to w miarę spójna. Brzmi bardzo przestrzennie i zawiera tak dużo muzyki, że z pewnością nikt nie pozostanie na nią obojętny. Lecz…wydaje mi się, że chyba nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak „Sky Is The Limit” czy „Relusion”. Choć, tak jak już zastrzegłem się powyżej, być może wraz z kolejnymi przesłuchaniami przekonam się bardziej.