Hidden By Ivy - Absent

Maciek Lewandowski

Naprawdę w dziwnych czasach przyszło nam żyć. I wcale nie chodzi mi tu o całe zło, jakie nas otacza, irytuje, dzieli tak bardzo jak nigdy dotąd, czy ogranicza nas jak to „coś” niczym z najgorszych horrorów mistrza Stephena Kinga, lecz o to, co od dwóch lat zmieniło nasze życie diametralnie i czego wszyscy mamy tak bardzo dosyć! Na te wszystkie sprawy lepiej niech teraz spadnie zasłona milczenia, gdyż wystarczająco szarpie nam to wszystkim nerwy.

Kiedy w tych dziwnych dniach inni artyści zasypują nas niezliczoną ilością formatów, w jakich wydawana jest ich muzyka, w przeróżnych boxach z gadżetami, limitowanych edycjach z bonusami, na bluray, w wersji 5.1 czy w końcu, dosłownie do wyboru, do koloru, winylach, istnieją zespoły, które nagrywają kapitalny materiał, którego poza formatem elektronicznym, najzwyczajniej w świecie nie są w stanie wydać.

Niedawno nadeszła do mnie radosna wiadomość od Andrzeja i Rafała z grupy Hidden By Ivy, że oto nagrali nową płytę. Szybko podczas naszej korespondencji odpowiedzieli na moje pytania i dodali: „Co do CD - nie stać nas. Od lat działamy bez wytwórni, płyty wydajemy i nagrywamy sami, nie stoi za nami żaden label, więc mierząc siły na zamiary i biorąc pod uwagę surowe zasady ekonomii, uznaliśmy, że przy IV LP nie będziemy dokładać w imię "płyty postawionej na półce". Przykre, ale prawdziwe.”

Powiem szczerze, że smutno zabrzmiały te słowa i humor mi gdzieś na chwilę przygasł i zjednał się na chwilę z uczuciem niesprawiedliwości. Ale jak zwykle wszystko zrekompensowała sama muzyka. Ona potrafi przegonić wszystko co złe, koić, być lekiem i kuracją uniwersalną.

Oto panowie z Hidden by Ivy, prawie jak kolejny mistrz związany z kinem, Robert Zemeckis, za sprawą albumu „Absent”, niczym słynnym Deloreanem, zabierają nas w podróż do przeszłości… I to jakiej przeszłości!!! Wspaniałej i nowo-romantycznej, nasączonej cudownymi dźwiękami rodem z klasycznych już albumów Ultavox, OMD, Tears for Fears, New Order, Soft Cell, Yazoo, wczesnego Talk i Depeche Mode czy wreszcie pierwszych płyt Clan Of Xymox z okresu współpracy z wytwórnią 4 AD. Pisząc przed chwilą o „dziwnych, obcych dniach” miałem właśnie na myśli muzykę, która już tylko na podstawie tego samego określenia, nasuwa co niektórym skojarzenia ze zlepkiem dwóch klasyków Clan of Xymox „Stranger” i „A Day”, pasujących do tego tekstu idealnie.

Andrzej i Rafał powrócili po dwóch latach od fantastycznego albumu „Inner” i muszę wyznać, że dokonali rzeczy magicznej i niezwykłej jednocześnie: serwując nam tą sentymentalną podróż do klimatów z początku lat 80., sami robią bardzo duży krok, a nawet skok do przodu!

Jest to ich zdecydowanie najlepsza płyta. Przemyślana, dopieszczona i bardzo spójna. Panowie raczą nas melodiami tak pięknymi, przebojowymi i refleksyjnymi, że można za ich pomocą unosić się beztrosko w chmurach, kąpać się w ich ciepłym klimacie, czy wreszcie uruchomić swoje wspomnienia, tych beztroskich odległych i minionych lat, kiedy problemów było znacznie miej, ale także umiejętnie poruszyć strefę marzeń i lewitować wraz z nimi do ich spełnienia i celu…

To wielka sztuka tak umiejętnie żonglować klimatami, a jednocześnie stworzyć materiał, który idealnie do siebie pasuje. Utwory o różnym zabarwieniu tych wszystkich emocji, czasem bardziej radosnych, czy wręcz tanecznych, kapitalnie współgrają z kompozycjami bardziej mrocznymi, z których to wywodzą się przecież darkweve’owe korzenie Andrzeja i Rafała.

Całość otwiera utwór „Light House” oparty na przyjemnym beacie i miłej melodii. „I Will Follow You” brzmi romantycznie i dostojnie. „Under the Waves” przynosi eklektyczny mroczny klimat, który podkreślają wręcz gotycko brzmiące finałowe słowa:

„…All these days are torn pages

Smashed figures on the shelves

I think this grave

Seems too shallow

For both of us

A gentle whisper turns

Into the wild whine

And the earth crumbles

Faster and faster”

„From Now On” to ponownie niezbyt spieszny synthpopowy beat, podkreślony uroczymi rozmarzonymi dźwiękami gitary. „It’s Still The Night” jest jak potencjometr, którym można rozgonić zbyt ciemną powłokę chmur, po to, aby za sprawą przepięknej melodii zaświeciło słońce, a nam zrobiło się na duszy jakoś lepiej, a nade wszystko romantycznie:

„Cover your face with white

When the sun begins to rise with us

What would you choose

A life torn by a storm

Or safe drifting near the shore

dreams are enough to exist

 

So Why do we always ask for more

But you know that we can wait

Until time demands its own

 

Someday i would like to see

Everything you were holding for me

All the secrets

And those dreams you were ashamed of

Dreams are enough to exist

 

So Why do we always ask for more

You know that we can wait

Until time demands its own

 

I will hate you if i can

Otherwise i will love you

But now

It’s still the night”

"Claustrophobia" już z samej nazwy sugeruje, że powraca lęk, tęsknota i obawa ubrana w mroczną magnetyczną melodię i wspaniale uzupełniające się wokale Andrzeja i Rafała.

Całość wieńczy utwór "Ivy", tak subtelny i przepiękny, że może stać się wręcz wizytówką, znakiem rozpoznawczym tego niezwykłego duetu, szczególnie, że zawiera fantastycznie wplecioną w tekst nazwę zespołu. Oparty na delikatnych, niczym z jedwabiu, nutach i cudownym, pozytywnie brzmiącym pogwizdywaniu, jest autentycznym skarbem i kołysanką. Nie wyobrażam sobie, aby to właśnie on nie kończył w przyszłości koncertów Hidden By Ivy. Jest do tego wręcz idealnie stworzony..

„Rise up and stand

Bearly holding on

To your life

Nothing comes easy

Nothing is sure

You let the nightmares come in

 

Draw the line

Paint your house

These walls hidden by ivy

Keep your memories alive

 

It’s all remained

It’s all remained

Somewhere

 

Just for a day

I wish I was there

Now im alone in thoughts

I wish I was there”

Ale w tym całym omówionym powyżej zbiorze anglojęzycznych utworów, gdzieś mniej więcej w środku, pod numerem 4, ukryty jest jeszcze jeden skarb. Jest to polskojęzyczna kompozycja „Tacy jak My”. Kiedy zapytałem Andrzeja i Rafała czym dla nich jest ta nowa płyta, bez wahania odpowiedzieli: „Nie ma wspólnego konceptu lirycznego na płycie, ale ten polski tekst dobrze oddaje jaka forma wrażliwości i estetyki jest nam bliska…”.

„Tacy jak My” to utwór różniący się stylistycznie od pozostałych. Jest rodzajem melodeklamacji na tle specyficznej, oryginalnej warstwy dźwiękowej przypominającej nieco tykanie zegara, symbol upływającego czasu. Wyłaniająca się w stosownym momencie charakterystycznie brzmiąca gitara jest niczym krzyk bezsilności w dzisiejszych dziwnych dniach:

„Wiesz co mówi się o takich jak ty

Ich głowy przeszkadzają ciałom

I gdy inni noszą je w chmurach

Twoja zwieszona nisko na piersi

spogląda na świat od spodu

 

Nagle możesz być szczery

Gdy znieczulenie trzyma

Masz dość sił aby stwierdzić

Że wszystko czas zacząć od nowa

Ale na to nie ma już czasu

 

Jeśli dla każdego jest jeden lek

Wyjść do ludzi, zmęczyć się, odespać

Dlaczego czujesz że

Chociaż jest za darmo

Nie stać cię

Aby go przyjmować

 

Ty jeden wiesz, że tego

Nie można wychodzić

Wypocić a potem z siebie zmyć

Tego się nie da wyczerpać

Przespać, przeczekać ani przeżyć

 

Jeśli świat należy do nas

Dlaczego czujesz że on

Jest bardziej ich niż twój

 

Wolisz im go oddać

Niech go sobie wyrywają

Niech się nim dławią

Niech sobie go wezmą

Niech sobie go wsadzą”

Interpretację tego najważniejszego na płycie utworu z premedytacją pozostawiam Wam, drodzy Czytelnicy i wszyscy romantycy muzyki rockowej. Dodam tylko informację, że autorem tych słów jest Małgorzata Masłowiecka, która od lat współpracuje z Hidden By Ivy. Jest ona również ilustratorem i grafikiem i od samego początku odpowiada za szatę graficzną oraz okładki płyt zespołu.

Materiał na „Absent” został zarejestrowany i wyprodukowany przez Kamila Łozowskiego w Soyuz Studio. Andrzej i Rafał podkreślają, że oddał on idealnie charakter nowych nagrań i synthowych dźwięków, nadając im przestrzeń i oczekiwane przez nich brzmienie. Płyta „Absent” ukazała się 19 listopada tylko w formie elektronicznej i jest dostępna na profilu Bandcamp: https://hiddenbyivy.bandcamp.com/album/absent

Kiedy słuchałem pewnej audycji, w której były prezentowane te nowe utwory, jeden ze słuchaczy napisał komentarz: „album bez płyty to nie płyta”… Odpowiem stanowczo: NIE!!! Mylisz się, Słuchaczu!

To płyta z krwi i kości, pełna szczerości i tego co Artyści mają w swojej wrażliwej duszy! Niestety, czasy w jakich żyjemy nie pozwoliły z przyczyn ekonomicznych, aby pojawiła się w formie fizycznej. To brutalna rzeczywistość, z jaką zmaga się wiele wspaniałych, niedocenianych, a przede wszystkim za mało promowanych zespołów.

Wiem, że Rafał i Andrzej mają już szeroko zakrojone plany, aby w przyszłym roku grać wreszcie regularne koncerty. Niech tacy jak ten komentujący słuchacz potraktują to jako rekompensatę tego, że nie może sobie postawić, jak na razie, tej płyty na półce. A pozostałych szczerze i bardzo mocno namawiam: stawmy się licznie na ich występach, wesprzyjmy jak tylko możemy ten niezwykły zespół. Tak, aby w przyszłości nabrali wiary, a przede wszystkim, aby było ich stać nagrywać kolejne tak piękne płyty, może już nie tylko w postaci cyfrowej?…

W końcu jest nas, romantyków muzyki rockowej, cała masa, a te wartości zawarte w muzyce i tekstach Hidden by Ivy, przechodzą z pokolenia na pokolenie. Ponieważ są ponadczasowe, jak ta podróż, w którą zabrali nas: wokalista i autor większości tekstów Rafał Tomaszczuk oraz instrumentalista Andrzej Turaj.

Trzymam kciuki, panowie, i dziękuję za te wszystkie chwile wzruszeń przy „Absencie”. Ja jestem już po wielokrotnym przesłuchaniu tego materiału, jestem nim wręcz odurzony, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, jak po kilku butelkach absyntu wypitego nocą…

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok