Derek William Dick wydając w roku 2020 album „Weltschmerz” pożegnał się z fanami jako artysta nagrywający płyty studyjne. Jednak „pełną muzyczną emeryturą” będzie mógł się cieszyć dopiero po zakończeniu pożegnalnej trasy, która z racji trwającej pandemii jest przesuwana w czasie. Zaplanowane na jesień 2020 koncerty zostały przełożone o rok, ale ostatecznie występy, na których, zgodnie z ich nazwą („Weltschmerz & Vigil In A Wilderness Of Mirrors Tour”) miał wykonywać utwory z ostatniej i pierwszej solowej płyty, ograniczyły się do Wielkiej Brytanii jesienią 2021 roku, a ich europejska część została odwołana. Prawdopodobnie koncertowe pożegnanie z publicznością będzie miało miejsce dopiero w roku 2023 (na 2022 nie są planowane żadne koncerty).
Zanim jednak wspomniany pożegnalny album w ogóle się ukazał, był już promowany podczas trasy „Weltschmerz & Clutching At Straws Tour”, która miała finał 13 grudnia 2018 roku w Sali O2 w Glasgow. I niedawno zapis tego koncertu ukazał się na dwóch płytach kompaktowych zatytułowanych „The Last Straw – Live In Glasgow 2018”. Setlista zdominowana została przez nagrania z ostatniego studyjnego albumu, jaki rosły Szkot nagrał ze swoim macierzystym zespołem. Został on wykonany w całości, choć w innej kolejności niż w oryginale, uzupełnione premierowymi nagraniami z nadchodzącej wówczas płyty, które nieco wcześniej (we wrześniu 2018 roku) ukazały się na minialbumie „A Parley With Angels”. Na scenie byłemu wokaliście Marillion towarzyszyli muzycy doskonale znani z wcześniejszych tras i płyt: Steve Vantsis (bas, chórki), Robin Boult (gitary), Foss Paterson (instrumenty klawiszowe, chórki), Gavin Griffiths (perkusja) oraz nowa twarz w zespole – Doris Brendel (chórki, flety). Szczególnie pojawienie się przesympatycznej wokalistki z bordowymi włosami wprowadziło ożywienie w scenicznej prezentacji utworów. Jej śpiew w wydatny sposób wspomógł Fisha, który, od razu zaznaczę, bardzo dobrze poradził sobie ze starym materiałem. Owszem, nie ma co liczyć na wyciąganie wysokich rejestrów, jak za czasów Marillion, ale obyło się też bez większych wpadek (co niejednokrotnie mu się zdarzało, dając pole do popisu malkontentom oraz będąc źródłem wielu dyskusji na rozmaitych forach w nieustającej i całkiem dla mnie niezrozumiałej „wojence” pomiędzy osobami twierdzącymi, że „Marillion bez Fisha to nie-Marillion”, a tymi, którzy uważają, że „Fish się skończył”).
A wracając do zawartości opisywanego wydawnictwa, wykonanie w całości „Clutching At Straws” pozwoliło po raz kolejny nacieszyć uszy takimi klasykami, jak otwierający, niczym podczas pamiętnej trasy w Polsce w 1987 roku, „Slàinte Mhath” z partią fletu we wstępie, jak zawsze wspaniałe trio „Hotel Hobbies / Warm Wet Circles / That Time Of The Night”, wstrząsający „White Russian”, przepiękna ballada „Sugar Mice”, zagrany na finał podstawowego setu „The Last Straw” (w wersji wydłużonej, z prezentacją zespołu) oraz przebojowy „Incommunicado” z chóralnie wykrzyczanym tytułem nagrania, który zamykał show. Mnie jednak cieszyły bardziej te utwory, które jak „Torch Song” (tu znowu Doris ubarwiła wstęp partią fletu oraz wspaniałą wokalizą, a Fish zmodyfikował wers „Where you're hiding 29 you know it ain't a crime to burn a little brighter now” do bardziej aktualnego „Where you're hiding 59…”) rzadko pojawiały się w koncertowym secie, lub też nie były wcześniej grane na żywo w ogóle. Mowa tu o wprowadzającym ożywienie na studyjnej płycie „Just For The Record” (tu niestety solo Patersona nie dorównało oryginałowi Kelly’ego) czy też pięknej miniaturce „Going Under”, dla której zabrakło miejsca na winylowym wydaniu „Clutching At Straws”. Fish w dość długim wstępie wyjaśnił genezę jej powstania. W skrócie – została napisana, żeby wydłużyć czas trwania albumu, by nie mógł się zmieścić w całości na jednej stronie 90-minutowej kasety. Ot, taka ówczesna walka z piractwem… Choć to nie do końca prawda, gdyż nawet bez tego utworu czas trwania płyty wynosił około 50 minut. Faktem natomiast jest, że „Going Under” powstał jako ostatni, już w studiu. Na bis wybrzmiał też utwór „Tux On”, który znalazł się na stronie B singla „Sugar Mice”, z wykorzystaniem podkładu zaprogramowanego na samplerze Roland SPD-SX nazwanym „Eric” oraz zmienionym przez Robina Boulta solem gitarowym (całkiem udanym).
Zestaw marillionowych klasyków przepleciony został nowymi propozycjami ze świeżo wówczas wydanego minialbumu. Już jako druga wybrzmiewa kompozycja „Man With A Stick”, która jako pierwsza została przedstawiona światu, zdobywając pewną popularność w stacjach radiowych (np. Planet Rock). Po „That Time Of The Night” wybrzmiał „Little Man What Now?”, który pozbawiony ognistej partii saksofonu Davida Jacksona (została zastąpiona przez Fossa Patersona dźwiękami Hammondów) stracił nieco na mocy. No i cudowny „Waverly Steps”, zdecydowanie najdłuższy w zestawie z pięknym solo na gitarze Boulta. Pozostała jeszcze jedna piosenka, a właściwie pieśń – „C Song”. Nie znalazła się ona na wspomnianej EP-ce, premierę studyjną miała dopiero na albumie „Weltschmerz”. Podczas jej wykonywania Fish zapraszał publiczność do tańca… walca (jej podtytuł brzmi „Trondheim Waltz”), choć temat utworu nie jest łatwy – traktuje bowiem o walce ze śmiertelną chorobą.
Oprócz dwóch kompaktów w skład zestawu wchodzi także płyta DVD z zapisem występu podczas festiwalu w Cropedy, 10 sierpnia 2018 roku. Choć była to część tej samej trasy, to w setliście nie znalazł się jeszcze żaden z utworów z przygotowywanej płyty, zamiast nich licznie zgromadzona publiczność usłyszała „The Voyeur” i „State Of Mind” z „Vigil..”, „Emperor’s Song” z „Suits” i „Circle Line” z „13th Star”. W składzie zamiast Patersona znalazł się John Beck (It Bites, Kino), który wcześniej zastąpił w zespole… właśnie Fossa, by potem ponownie oddać mu miejsce za klawiaturami. Ten zestaw utworów (i ten skład, za wyjątkiem Brendel) mogliśmy usłyszeć trochę wcześniej także w naszym kraju – 7 maja w Chorzowskim Centrum Kultury. Zarejestrowany przez kilka kamer materiał robi dobre wrażenie, o niebo lepsze niż nagranie wideo umieszczone na wydawnictwie „Farewell To Childhood” z 2017 roku.
Całość wydana jest w formie eleganckiego digibooka z 36-stronicową książeczką z mnóstwem zdjęć i długim (około 11 000 słów!) wprowadzeniem napisanym przez samego Fisha. Okładkę zdobi obraz Marka Wilkinsona (kieliszek martini, z kulą ziemską zamiast oliwki i parasolką z logo Fisha, nawiązujący do motywu z „Clutching At Straws”, którego tematem było, mówiąc w wielkim uogólnieniu… picie), a opracowaniem graficznym zajął się Vantsis. On też zmiksował materiał audio umieszony na wszystkich dyskach. Szata graficzna oraz forma wydania nawiązuje do wcześniejszych albumów koncertowych Dereka Williama, wspomnianego „Farewell To Childhood” i „The Moveable Feast” (2016). Szkoda tylko, że zdecydowano się na nieco większy format niż wspomniane płyty (a także remastery studyjnych płyt od „Songs From The Mirror” do „Field Of Crows”).
Na późną wiosnę/lato zapowiadane jest kolejne koncertowe wydawnictwo Fisha. Będzie to rejestracja występu z Leamington z 24 listopada 2021 roku, podczas ostatniego aktu trasy „Weltschmerz & Vigil In A Wilderness Of Mirrors Tour”, podczas którego (również po raz ostatni) wykonano wszystkie utwory z debiutanckiej płyty Szkota. Zestaw będzie się nazywał „Vigil’s End” i będzie zawierał dwie płyty kompaktowe oraz jeden dysk Blu-Ray. Ponadto znane są też plany dotyczące specjalnych wersji wcześniejszych albumów – „13th Star”, „A Feast Of The Consequences”, „Internal Exile” oraz wspomnianego debiutu.
Na koniec jeszcze osobista dygresja. Zestaw zaprezentowany na płytach CD wybrzmiał także podczas koncertu w krakowskim klubie Kwadrat, 16 października 2018r.. Dlaczego o tym piszę? Ano wtedy widziałem Pana Rybę po raz ostatni na żywo. Miałem w szufladzie bilety na jesień 2020 roku… Niestety najpierw koncerty zostały przełożone, a następnie odwołane. Mam nadzieję, że były drwal zawita jeszcze ze swoim zespołem (aktualnie występuje w nim John Mitchell (Arena, Kino, It Bites, Frost*, Lonely Robot, który zastąpił Boulta) do kraju nad Wisłą, by pożegnać się z polskimi fanami. Choć czy po nich uda się na zapowiadaną od dość dawna emeryturę, tego nie wie chyba nawet On… A póki co możemy delektować kolejnym koncertowym wydawnictwem, jednym z lepszych w jego dyskografii.