Kurs młodzieńczych marzeń o staniu się gwiazdą pop, o byciu profesjonalnym muzykiem, zawsze musi okazać się kursem kolizyjnym, zmierzającym wprost ku ścianie brutalnych realiów show-biznesu. Ambicje bycia prawdziwym artystą, wiernym swoim wizjom i przekonaniom w pewnym momencie muszą podlec swoistej profanacji, kiedy to ich owoce stają się niczym innym jak po prostu produktem na sprzedaż. Rozczarowania związane z prozą ciężkiej pracy muzyka, koniecznością kompromisów i artystycznych poświęceń, stały się dla Stevena Wilsona głównym tematem piosenek, które znalazły się na następcy znakomitego „Signify”.
Album „Stupid Dream”, który opublikowano wiosną 1999 roku, okazał się być pod wieloma względami zupełnie inny od swojego poprzednika. Już sama okładka pierwotnego wydania płyty zwiastowała coś ze zgoła innego świata - tajemniczy, demoniczny obraz z „Signify” nie mógł być bardziej odległy od surowego zdjęcia przedstawiającego wyobrażenie taśmy produkcyjnej płyt kompaktowych ze sztafażem w postaci człowieka bez twarzy - anonimowego, odzianego w sterylny kombinezon pracownika fabrycznego. Tradycyjnie już oprawa graficzna nie mogła powstać bez nadzoru lidera Porcupine Tree i po raz kolejny miała korespondować z zawartością płyty – wydaje się, że gorycz artysty w obliczu konieczności kompromisu sztuki z konsumpcją nie mogła być trafniej zobrazowana.
O tym, że oto przyszło nowe, okładka jedynie uprzedzała, natomiast muzyczna zawartość albumu w zdecydowany sposób potwierdzała fakt stylistycznej wolty Porcupine Tree. Co ciekawe, materiał zawarty na „Stupid Dream” w pewien sposób również korespondował z ideą konsumpcyjności sztuki – zainteresowanie Wilsona piosenką, przebojem, singlem powodowało u sporego grona fanów zarzuty o „sprzedanie się”, dodatkowo podsycane przez fakt zmiany wytwórni, który mógł insynuować, że zespół został artystycznie ubezwłasnowolniony.
Nic bardziej mylnego. Nowa, piosenkowa optyka, niejako na przekór gorzkim refleksjom czy obawom, była w zupełności efektem przemyślanego i zamierzonego trendu, jaki zresztą w twórczej wyobraźni Wilsona wykiełkował jeszcze zanim grupa rozstała się z wytwórnią Delerium. Krótko po premierze „Signify” lider grupy powrócił do swoich fascynacji klasycznymi twórcami piosenek, z Brianem Wilsonem i jego The Beach Boys na czele. Skupienie na formule piosenki i przywiązanie szczególnej uwagi do roli wokalisty, a na tym polu Steven Wilson stawał się coraz bieglejszy, znacznie poszerzyło horyzonty muzyki Porcupine Tree. Kontekst wypracowanej dotąd stylistyki i etykieta spadkobierców klasycznego rocka progresywnego powodowały jednak, że obrany kurs musiał wprowadzać u rzesz sympatyków grupy pewną konsternację, zwłaszcza że idea albumu złożonego niemal w całości z „piosenek” na dodatek tak celnie korespondowała z okładkową „taśmową produkcją”. Wilson podjął tu ryzyko pewnej niebezpiecznej gry z odbiorcą, które jeszcze w odległej przyszłości przyjdzie mu podejmować ponownie.
„Stupid Dream” nie jest jednak w żadnej mierze efektem „taśmowej produkcji”, formalnym szablonem czy marketingową ekwilibrystyką, ale płytą z krwi i kości, muzyką stworzoną wbrew pozorom nie pod pręgierzem komercyjnych wymogów, choć przy wsparciu popularnych promocyjnych narzędzi (pierwszy videoclip, trzy single). To album, który tchnie naturalnością i szczerością, odkrywając niepoznane jeszcze atuty zespołu inteligentnie wpisane w kontekst ugruntowanych wcześniej reguł. Mimo zwięzłych form większości wypełniających go kompozycji, mimo że utwory z wokalem zajmują znaczną większość programy płyty, nie zmieniło się to, co cechowało od zawsze i nadal cechować będzie twórczość Stevena Wilsona – jego pro-albumowa postawa, dążność do traktowania konkretnego zestawu utworów jako całości, pewnego określonego kontekstu. Choć tu idea ta egzekwowana jest w sposób znacznie bliższy wykonawcom takim, jak Blur, Radiohead czy Mansun (którego album „Six” w owym czasie zrobił na Wilsonie solidne wrażenie), aniżeli artystom progrockowym.
Wilson jako wokalista śmiało wyszedł z cienia, jeszcze na żadnej płycie nie śpiewał tak wiele, tym samym do tej pory nie miał możliwości aż tak szeroko wykazać się możliwościami tekściarskimi. Również i w tym względzie psychodeliczna abstrakcja odeszła na boczny tor, do głosu coraz silniej zaczął dochodzić osobisty punkt widzenia. Kwestie indywidualności, wolności i tożsamości podjęte zostały w przeróżnych perspektywach – od kontekstu twórczych działań artystycznych, życia od zarania planowanego przez innych, po konteksty religijne czy związków uczuciowych.
Choć rola wokalu, jego linii melodycznych, harmonii, modulacji, a także tekstów jest tu tak znacząca, instrumentalnie Porcupine Tree nadal fascynuje, nadal poszukuje, a uznane środki wpisuje w nowy kontekst. Co ważne, kilkakrotnie większy budżet niż w przypadku „Signify” umożliwił nie tylko podjęcie długiej zespołowej sesji, ale i wykorzystanie dotąd nieosiągalnych możliwości, jak choćby udział orkiestry – zabieg, który w przyszłości stosowany będzie przez grupę całkiem często. Wszelkie foniczne atrakcje, wyszukane aranżacje sprawiają, że piosenki w ciasnej i pozornie prostej formule brzmią kompleksowo, różnorodnie i bogato. Pieczołowitość i drobiazgowość cechuje nie tylko te nagrania, którym relatywnie najbliżej jest do wcześniejszych, progresywnych form („Even Less”, „Don’t Hate Me”, „Tinto Brass”), ale i najkrótsze nawet piosenki, z singlowym, obdarzonym teledyskiem „Piano Lessons” na czele.
„Stupid Dream” nie tylko okazała się inną płytą niż wszystko, co zespół zaproponował wcześniej, ale i z pewnego względu stanowi wyjątek na tle całego przebogatego dorobku podpisanego nazwiskiem Stevena Wilsona. Chociaż specjalnym blaskiem emanują tu takie minorowe kompozycje, jak „Don’t Hate Me”, „A Smart Kid” czy „Stop Swimming”, to w gruncie rzeczy „Stupid Dream” jest nadzwyczaj hojnie obdarzony pogodnymi nastrojami, co dla Porcupine Tree i jego lidera stanowi doprawdy ewenement. Nawet jeśli klimat taki gra na zasadzie kontrastów z niewesołym w istocie tekstem, a w większości przypadków tak jest, to jednak trzeba przyznać, że albumowi jak żadnemu innemu nie brakuje słońca i pewnego pozytywnego rezonu.
Wraz z piątą płytą w karierze Porcupine Tree nastąpił kolejny przełom. Zainteresowanie formułą piosenki i nabycie pewności w poruszaniu się po takim terytorium odwróciło proporcje środków w estetyce zespołu. Skłonności abstrakcyjne przestały być nadrzędną metodą, a nowe dla grupy rozwiązania, pochodzące wprost z fascynacji czystym songwritingiem, stały się elementem niezbędnym dla muzyki grupy. Sposób myślenia piosenką, sposób myślenia linią wokalu wpłynął nie tylko na metody konstruowania bardziej złożonych form w przyszłości czy na sposoby rozkładania proporcji formalnych w obrębie jednego albumu. „Stupid Dream” jako ze wszech miar udana próba wydostania się z progrockowej szuflady nie pozostała bez wpływu również na późniejsze artystyczne decyzje Wilsona, z powołaniem piosenkowego Blackfield na czele. „Stupid Dream” to pierwszy album, który w pełni zaprezentował Wilsona jako uzdolnionego twórcę kompozycji o potencjale przebojowym, a pośród takich właśnie na albumie każda tchnie czymś niezapomnianym.