Bowness, Tim - Butterfly Mind

Maciej Niemczak

W dwa lata po „Late Night Laments”, albumie który czarował swoim klimatem, maestro Tim Bowness uraczył nas nową muzyczną podróżą, podczas której będziemy odkrywać głębię cudownej ambientowej melancholii, ale nie tylko, gdyż płyta „Butterfly Mind’’ to ekscytująca fuzja art rocka, elektroniki i epickich, uduchowionych ballad. Jeśli czujesz się zagubiony w tym szalonym świecie, męczy cię tempo każdego kolejnego dnia, stanie w korkach, presja otaczającej rzeczywistości, to nowa płyta Tima da ci na pewno tak potrzebny łyk wytchnienia, odrobinę przyjemnego relaksu i chwilę zapomnienia. „Butterfly Mind’’ to magia sącząca się z każdą sekundą trwania tych upojnych dźwięków.

W stworzeniu tak wspaniałej muzyki Tima wspomogli znamienici goście. Są to: odpowiadający za sekcję rytmiczną Richard Jupp (Elbow) i Nick Beggs, Ian Anderson (Jethro Tull), Dave Formula (Magazine), Peter Hammill (Van Der Graaf Generator), Martha Goddard (The Hushtones), Gregory Spawton (Big Big Train), Mark Tranmer (The Montgolfier Brothers / GNAC), Saro Cosentino (Franco Battiato), włoski muzyk jazzowy Nicola Alesini, wokalistka Devon Dunaway (Ganga), Stephen W Tayler (Kate Bush) i były kompan Toma z No-Man, skrzypek Ben Coleman. Album został zmiksowany i wymasterowany przez starego druha, Stevena Wilsona, a oszałamiająca grafika jest autorstwa Carla Glovera.

Pierwsze moje spostrzeżenie to czas trwania – „zaledwie” 44 minuty i (jak na kanony muzyki progresywnej) stosunkowo krótkie utwory. Wyjątkiem jest „Dark Nevada Dream”, który ma ponad 8 minut. Moim zdaniem, to akurat zaleta, bowiem w epoce długich płyt CD, silenie się na ilość zamiast jakości, często odbijało się na wrażeniach estetycznych całości. Podobnie jak „Love You To Pieces” No-Man, nowy album Bownessa spełnia wszystkie wymagania, aby zapewnić bardzo przyjemne doświadczenie „słuchania za jednym posiedzeniem”.

Album „Butterfly Mind” zaczyna się i kończy dwoma krótkimi częściami utworu „Say Your Goodbyes”. Aż kusi, żeby pomyśleć, że to jakaś nadrzędna narracja. Zresztą kolejność następnych utworów jakby to potwierdzała. Z drugiej strony, myślę, że to do słuchaczy należy utkanie własnej narracji – ta muzyka z pewnością łaskocze wyobraźnię. Jest to album zróżnicowany stylistycznie, być może w klimacie bardziej „żywy” niż ten Tim Bowness, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, ale nie brakuje tu i tego wspaniałego mistrza nastroju z poprzednich płyt. Moje ulubione utwory z “Butterfly Mind” to “About the Light That Hits the Forest Floor”, “Lost Player” i najdłuższy “Dark Nevada Dream”.

Podsumowując, fani Tima Bownessa będą po wysłuchaniu tego albumu szczęśliwi. Ci, którzy znali go słabiej lub wcale (są tacy ?) zapewne przyjrzą się bliżej dotychczasowym dokonaniom tego wspaniałego artysty. „Butterfly Mind” to płyta znakomita, piękna i magiczna. Dla mnie jedna z kandydatek do TOP 10 albumów tego roku.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!