Podczas prac nad albumem „Up The Downstair” Richard Allen, szef wytwórni Delerium Records podsunął Stevenowi Wilsonowi pochodzące z lat 60. dokumentalne albumy dotyczące zjawiska LSD. Wśród płyt znalazły się zarówno tytuły propagujące kult psychodelicznych narkotyków, jak i będące wyrazem silnego sprzeciwu wobec ich spożywania, powodującego destrukcyjne i śmiertelne efekty. Wilson, od zawsze będąc krzewicielem koncepcji wzbogacania własnej muzyki efektami z taśm różnego typu, uznał tym razem archiwalne nagrania nie tyle za potencjalnie ciekawy ozdobnik muzyki, ale wręcz za znakomity punkt wyjścia, kanwę dla zainspirowanej aktualnymi elektronicznymi trendami, nowej instrumentalnej muzyki pod kryptonimem „Voyage 34”.
Utwór o tym tytule pierwotnie miał znaleźć się na zakładanym jako podwójny drugim albumie Porcupine Tree. Śladem tego założenia jest fakt, że monologi pochodzące ze wspomnianych dokumentów o LSD pojawiają się zarówno w „Voyage 34”, jak i na „Up The Downstair”, co więcej, sam tytuł albumu długogrającego został zaczerpnięty z jednego z nich. Ostatecznie jednak „Voyage 34” stał się osobnym bytem, ukazał się na singlu jeszcze przed wydaniem „Up The Downstair”, w listopadzie 1992 roku. Obszerny singiel, którego zawartość stanowiły dwie kilkunastominutowe „fazy” doczekał się dwóch remiksów opublikowanych rok później, a w 2000 roku wszystkie cztery części utworu udostępniono jako kompilację „Voyage 34: The Complete Trip”.
Wilson traktował utwór jako pewien eksperyment nie tylko z czysto muzycznego punktu widzenia, ale i w kontekście odważnego ruchu promocyjnego, bowiem na singlu umieścił nagranie, które w swojej formie zupełnie wykraczało poza radiowe standardy, a przecież miało na celu uświadomić światu istnienie Porcupine Tree. Utwór trafił jednak na podatny grunt, pojawił się wówczas gdy wciąż tliła się iskra rozpalonego z początkiem dekady kultu ambient-transowej muzyki klubowej, reprezentowanej przez takich wykonawców, jak choćby szczególnie interesujące wówczas Wilsona, The Orb czy Future Sound Of London. DJ-e grali więc „Voyage 34”, nazwa Porcupine Tree zaczęła pomału funkcjonować w uznanych muzycznych mediach.
Co jednak istotne, eksperyment z inspirującymi Wilsona zagadnieniami techno, muzyki tanecznej i transowej, w ostatecznej formie nie stanowił bezkompromisowego poddania się warunkom nowego trendu – hipnotyczny charakter dwóch pierwszych faz nie polega jedynie na elektronice, ale i na wykorzystaniu gitary, która wciąż odgrywa niebagatelną rolę. Swoistym znakiem rozpoznawczym „Voyage 34” są zresztą charakterystyczne riffy, kojarzące się z gilmourowskimi patentami, choć w rzeczywistości zainspirowane wprost nagraniem „Echo Waves” Manuela Göttschinga z Ash Ra Tempel. Swoje rockowe „pochodzenie” Wilson wyeksponował zresztą na wiele sposobów, nagrania o ambientowych zakusach mimo wszystko mają swoją progresywną konstrukcję, kulminację osiągając w niczym innym jak w żywiołowych gitarowych solach. Jakby tego było mało, flirt z muzyką transową Wilson podjął w „towarzystwie” starych artrockowych znajomych, cytując tu i ówdzie za pomocą sampli klasyczne nagrania Dead Can Dance oraz Van Der Graaf Generator.
Znacznie śmielej w kontekście eksploracji pozarockowych terytoriów prezentują się dwie następne fazy „Voyage 34”, które ukazały się rok po pierwszym singlu, w listopadzie 1993 roku, jako remiksy zawartości wcześniejszego wydawnictwa. „Phase III” stanowi efekt pracy ambientowej formacji Astralasia nad materiałem muzycznym i samplingowym z pierwszych dwóch części, natomiast „Phase IV” to pokłosie remiksowego eksperymentu Wilsona i towarzyszącego mu Richarda Barbieri. Wspomniana kompilacja, w ramach której dostępna jest całość „Voyage 34”, dzięki swojemu przebiegowi, od transu wciąż bliskiego rzeczywistości, bo osadzonego w konkretnych rockowych realiach, po coraz to bardziej abstrakcyjne i odrealnione dźwięki ambientu późniejszych faz, stanowi świetną muzyczną ilustrację pogrążania się w kolejnych etapach złowróżbnego tripu. Niewiarygodne, jak sugestywnie brzmi ta narkotyczna muzyka, mimo że stworzona została przez artystę, którego narkotyki zawsze interesowały jedynie z perspektywy obserwatora.
Nowe muzyczne doświadczenie, jakim dla Stevena Wilsona było „Voyage 34”, musiało odcisnąć pewne piętno na materiale Porcupine Tree, który miał nadejść w najbliższym czasie, jednak zainteresowanie muzyką abstrakcyjną, transową, opartą na niekończących się pętlach, prawdziwe ujście znalazło w drugoplanowej gałęzi działalności artysty, prowadzonej pod szyldem Bass Communion. Tym bardziej ciekawą pozycję w dorobku zespołu stanowi zestawienie wszystkich faz „narkotycznego” utworu; „Voyage 34” jako efekt artystycznego rozkroku pomiędzy progresywnym rockiem a muzyką elektroniczną, to znakomite świadectwo gatunkowej elastyczności Wilsona, widocznej już w najwcześniejszych latach jego kariery.