Holenderski muzyk i producent Han Uil. Znamy go solowych przedsięwzięć, a także z progrockowych zespołów Antares, Seven Day Hunt, a od niedawna także Tumble Town (w tym ostatnim działa z tak znanymi muzykami, jak Aldo Adema z Egdon Heath i Erik Laan z Silhouette). Pracował też jako producent m.in. z zespołem Silhoutte. Od 2006 roku wydaje swoje solowe płyty, w tym zrecenzowaną u nas „Light In Dark” (małoleksykonowa recenzja tutaj), a w połowie czerwca ukazał się najnowszy, piąty już w jego dorobku, solowy album zatytułowany „Walking In Circles”.
Znajdujemy na nim dziewięć nowych, zróżnicowanych i wciągających piosenek, które posiadają własny, intrygujący charakter. Nagrał je przy współudziale perkusisty Sandera Zoera (z grupy Delain), saksofonisty Juana Ignacio Varela oraz basisty Jaapa-Sipa Fabera. Ponadto na płycie okazjonalnie udzielają się też: Peter H. Boer (bas), Aldo Adema (gitara, bas), Sage Tichenor (flet), Valentin Sonderegger (wiolonczela), Laura Schwarzmann (skrzypce) i Abel Boquera (organy Hammonda).
Intrygujący charakter płyty bierze się z pewnej stylistycznej nieoczywistości. Ta płyta jest trochę jak pudełko czekoladek. W gruncie rzeczy większość wypełniających ją piosenek stanowi połączenie rocka progresywnego i mainstreamu. Żadna nie jest podobno do innej. Ale każda brzmi świeżo, śmiało i wyraziście. Han nie udaje, że robi coś wyjątkowego, coś, czego nigdy wcześniej nie wymyślono, ale gra i śpiewa szczerze i uczciwe. Ta muzyka płynie z jego serca i duszy, czego najlepszym przykładem może być finałowa kompozycja pt. „Music Loves”, w której treści wymieniane są tytuły płyt, które wywarły na niego wpływ i dzięki którym już tyle lat odbywa swoją podróż po branży muzycznej. To zabieg dość podobny do pomysłu zastosowanego niedawno przez Ryszarda Kramarskiego w utworze „Records From My Shelf” na płycie Framauro „My World Is Ending”. Z innych ciekawszych kompozycji warto wymienić jeszcze następujące tytuły: „Eternally” (to całkiem zgrabny utwór otwierający płytę), mocno podszyty brzmieniem smyczków „It’s You Now”, temat „One In A Million” będący w istocie dość mroczną balladą, pełne epickiego rozmachu melodyjne nagranie „The Cult” oraz utwór „Ring The Bells”, który stylistycznie mógłby znaleźć się na przykład na Białym Albumie The Beatles. Generalnie dużo tu klimatów zbliżonych do Petera Hammilla i Nicka Cave’a. I nie jest to wcale jakaś krytyka. Ot, po prostu stwierdzenie faktu,.
Album „Walking In Circles” brzmi imponująco. Czuć i słychać, że Han dzisiaj jest już wytrawnym producentem. Zdecydowanie poprawił też swoje walory wokalne. W ostatnim czasie mocno doskonalił swój głos z profesjonalnym trenerem śpiewu. Podszkolił się też jako gitarzysta. Jego solówki (jak te w „The Cult” czy w „One In A Million”) są teraz ciekawsze i znacznie odważniejsze. Jako kompozytor Han również poszedł do przodu. No właśnie, jakie są te nowe utwory? Również w porównaniu z poprzednimi albumami, poszczególne kompozycje mają teraz zdecydowanie szersze spektrum różnorodnych brzmień oraz są znacznie bogatsze aranżacyjnie. Dzięki efektownym występom gości na saksofonie, flecie, wiolonczeli, skrzypcach i Hammondzie, są one też znacznie bardziej rozbudowane pod względem instrumentarium.
Tytuł albumu został zaczerpnięty z jednego z nowych utworów. Stylistycznie utrzymany jest on w duchu nagrań Van Der Graaf Geneator, a z literackiego punktu widzenia opowiada on historię człowieka, który gubi się w gęstej dżungli współczesnego świata, nie potrafi znaleźć wyjścia i zapętlony wędruje w kółko. Jednak, jak się okazuje, chodzenie w kółko – zarówno rozumiane dosłownie, jak i w przenośni - niekoniecznie musi być czymś złym. Może na przykład pomóc dostrzec coś, czego nie zauważyło się wcześniej, albo naprawić coś, co wydawało się nie do naprawienia. Może również dopomóc w powstawaniu nowych (muzycznych) pomysłów i radzeniu sobie ze stresem. Hanowi Uil chodzenie w kółko wyszło na dobre. Być może nie jest to album, który zrewolucjonizuje świat progresywnego rocka, ale satysfakcja podczas słuchania gwarantowana.