Teramaze to zespół, który jest esencją australijskiego prog metalu. Jego początków należy szukać w 1993 roku, jeszcze pod nazwą Terromaze. Twórcą i frontmenem tej grupy jest od tego czasu i nieprzerwanie gitarzysta, wokalista i kompozytor Dean Wells. W przyszłym roku będzie okrągła 30. rocznica powstania zespołu i trzeba przyznać, że przez te wszystkie lata, pomimo zawirowań personalnych, muzyka Teramaze była zawsze utrzymana na wysokim poziomie, nieskażona komercją i oślepiającym blichtrem mody.
Debiut fonograficzny Teramaze to album „Doxology” z 1995 roku nagrany w pięcioosobowym składzie: Dean Wells (gitara), Matt Ritchie (bas), Brett Rerekura (wokal), Adam Burnell (gitara) i Tony Paulo (perkusja). Rok 1998 przyniósł kolejną pełnometrażową produkcję - „Tears To Dust” z obsadą: Wells - Ritchie - Paulo oraz Clintonem Johannessem przy mikrofonie. W 2001r. ukazała się EP-ka „Not The Criminal”. Po niej zespół zafundował fanom aż jedenaście lat ciszy fonograficznej i kolejne roszady personalne. Osobą, która niezmiennie stała na czele bandu był oczywiście gitarzysta i kompozytor Dean Wells. Trzeba było cierpliwie czekać aż do 2012 roku na kolejną studyjną płytę „Anhedonia”. Zaśpiewał na niej ponownie Bratt Rerekura, jak i na kolejnym albumie z 2014 roku - „Esoteric Symbolism”. W 2015r. ukazała się jedna z najpiękniejszych perełek – koncept „Her Halo” - nagrana w czteroosobowym składzie: Dean Wells (gitara, chórki), Dean Kennedy (perkusja), Luis Enrique Eguren (bas) i Nathan Peachey (wokal). „We Are The Soldiers” pojawiło się po czterech latach (2019) w ponownie odmienionym zestawie muzyków towarzyszących osobie Deana Wellsa. Możemy znaleźć tu nazwiska znanego nam dobrze wokalisty Bretta Rerecury, Andrew Camerona (bas), Nicka Rossa (perkusja) i Jonaha Weingartena (klawisze). Wtedy też zaczął się powoli kształtować line-up, który przetrwał do dzisiaj. Na kolejnych krążkach studyjnych mamy już tych samych czterech artystów: Dean Wells, który przejął stery lidera także pod kątem wokalu, Chris Zoupa (gitara), Andtew Cameron (bas) i Nick Ross (perkusja). W tym zestawieniu personalnym pojawiły się płyty „I Wonder” (2020), „Sorella Minore” (2021), „And The Beauty They Percieve” (2021) oraz najnowsza produkcja - „Flight Of The Wounded”, której premiera miała miejsce 6 października br.
Na sam początek Teramaze serwuje utwór tytułowy. To bardzo efektowne wejście w eteryczny klimat albumu i w jego sensualne piękno. „Flight Of The Wounded” wprowadza nas w klasyczne intro zawieszone w przestrzeni najeżonej odgłosami kruków i szmerem wiatru szemrzącego w zakamarkach stalowego poranka. Doskonała orkiestracja zestrojona z poetyką gitar i sekcji rytmicznej stopniowo przechodzi w naznaczony mocą temat przewodni. Ewolucje gitar przechodzą od twardych riffów po senne echa. Niezmiernie ciekawy jest wokal Deana Wellsa - mocny, zdecydowany, o szerokiej skali i soczystej barwie. Jak na najdłuższy utwór przystało (blisko 11 minut) jest tu smakowita solówka gitarowa wtopiona w obszar końcowych trzech minut tej kompozycji.
Utwór nr 2, „Gold”, to mój drugi faworyt. Bardzo przebojowy, ukuty z doskonałej linii wokalnej, riffów przypominających odgłos serii z AR15 i eterycznych klawiszy. Refren jest pełen ekspresji: „I could be the son of an empire. I could be the father of a fire. I could be the servant of a new god. You’ve given all to me to know. I would be the lover of a new start. And it’s all to stay alive. And it’s gold that I saw surrounding me...”. To doskonały materiał na niejedną listę przebojów - symfoniczny rozmach połączony z fantastycznym tematem refrenu – niesamowicie porywającym i bardzo melodyjnym.
W „The Thieves Go Out” robi się nieco spokojniej z bardzo sugestywną sferą rytmiczną, pięknie synkopowaną i ubarwioną gęstymi gitarowymi brzmieniami. To taki nasączony pomysłami artystyczny przekładaniec, który oscyluje wokół problemu naszych wartości, wiary i chwil pełnych zwątpienia. Droga, którą dążymy jest usłana siecią rozczarowań. Niełatwo utrzymać przez całe życie ten sam kurs, czasem w żagle wieje wiatr z północy, a czasem z południa. Jesteśmy jak wskazówki zegara, które mogą zatrzymać czas.
„Until The Light” - fortepian jest rdzeniem, wokół którego owija się zgrabnie wokal Deana Wellsa i delikatne smyczki. To urokliwa siedmiominutowa ballada odziana w aureolę ciepłego zmierzchu.
„Ticket To The Next Apocalipse” to pytania bez odpowiedzi, chwila refleksji nad przyszłością, jaka czeka człowieka. W tym utworze myśl jest powierzchnią płótna z naniesionym akrylowym gesso, jest podłożem do tworzenia wizji, cokołem, na którym wzniesiona zostaje forma muzyczna. To najmocniejsza kompozycja na tym albumie. Pojawia się tu nawet wstawka mroczniejszego wokalu.
Teramaze zaskakuje mnogością pomysłów od początku do samego końca płyty. Nie daje nam złapać oddechu nawet na najkrótszy moment. Żywiołowy utwór „For The Thrill” czy nagranie „Dangerous Me” to kolejne niebanalne melodie, ozdobne solówki gitarowe i melodyjne harmonie wsiąkające w okraszone rytmem tło.
Kompozycja „Battle” i następująca po niej „In The Ruins Of Angels”, która jest jednym z ciekawszych kawałków tego krążka, zamykają kolejny rozdział historii zespołu. Muszę przyznać, że to materiał świetnie wyprodukowany, kwiecisty w formie, ukazujący znakomity warsztat muzyków, szczególnie Wellsa. Nie ma tu jakiegoś stylistycznego „trzęsienia ziemi”. Jest dobrze znany Teramaze, jaki towarzyszył nam przez ostatnie dwa lata. Właśnie taki jak lubię najbardziej...