Laughing Stock - Songs For The Future

Artur Chachlowski

Są regularni niczym szwajcarski zegarek – co roku przypominają się nowym albumem. Jeszcze nie umilkły echa ciepło przyjętej dwualbumowej serii „Zero”, a już mamy możliwość cieszenia się nowym krążkiem norweskiej grupy Laughing Stock.

No właśnie, czy naprawdę jest się z czego cieszyć?...

Założenie było takie: piąty album norweskich artrockowców miał być pewnego rodzaju odmianą w stosunku do wszystkiego, z czym do tej pory kojarzyliśmy ten zespół. Celem, który przyświecał panom Janowi Mikaelowi Sørensenowi, Håvardowi Enge i Janowi Erikowi Kirkevoldowi Nilsenowi podczas pracy nad płytą „Songs For The Future” było celebrowanie muzyki i podkreślenie jej wagi w życiu każdego człowieka. Niczym nieskrępowana radość z odkrywania nowych dźwięków miała przepełniać każdą piosenkę na tym albumie. Jego mottem stało się stwierdzenie, że muzyka, którą odkrywa się w młodości, zawsze kształtuje odbiorcę i jego postrzeganie świata – niezależnie czy jest się muzykiem, czy też „zwykłym” słuchaczem. Idąc dalej tym tropem, muzyka może w pewien sposób kształtować przyszłość - stąd tytuł tego albumu.

Górnolotne stwierdzenia i ambitne plany – co z tego wyszło? Obawiam się, że niestety niewiele. „Songs For The Future” wydaje się najnudniejszą płytą w dorobku Laughing Stock i, pomimo, że słuchałem jej wielokrotnie, chcąc znaleźć w niej „inspirację dla przyszłości” i wizję do „postrzegania świata”, to wynudziłem się przeokropnie.

Piosenki wypełniające program nowej płyty Laughing Stock rozpościerają się od radosnych dźwięków, poprzez brzmienia funk, aż po wyciszone, melancholijne i nostalgiczne utwory. Tych ostatnich jest najwięcej. Niestety… Niestety, gdyż po kilkunastu minutach musiałem mocno się pilnować, aby nie zasnąć.

Płycie nie pomógł też udział zaproszonych gości – trzech renomowanych basistów, z których każdy zaśpiewał w jednym utworze: Colin Moulding (XTC) w „For The Boys”, Colin Bass (Camel) w „The Other Side” i Billy Sherwood (Yes) w „The Ocean”. Zważywszy, że każdy z muzyków tworzących grupę Laughing Stock prowadzi główne linie wokalne w pozostałych piosenkach, to zrobił się nam z tego niezły misz masz, w którym naprawdę łatwo się pogubić.

Album został wyprodukowany i zmiksowany przez Jana M. Sørensena z pomocą reszty zespołu, a masteringiem zajął się Jacob Holm-Lupo. Magiczny dotyk fachowców w tym przypadku także nie pomógł. Według grupy Laughing Stock muzyka nigdy nie powinna tracić kontaktu ze słuchaczem i powinna przynosić mu prawdziwą radość. Obawiam się, że w przypadku albumu „Sogs For The Future” ta misja się nie udała. Jako całość album broni się słabo, co jednakowoż nie oznacza, że pojedyncze utwory nie potrafią przykuć uwagi. Wynotowałem sobie kilka tytułów: „Night Of A Thousand Stars”, „Decemeber”, śpiewany przez Sherwooda „The Ocean” i – gdyby nie rozmazane zakończenie – „It Is Time”. Ale w sumie to i tak wszystko za mało, by płycie „Songs For The Future” wystawić ocenę wyższą niż co najwyżej średnia…

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!