United Progressive Fraternity – Planetary Overload Part 2–Hope

Tomasz Dudkowski

Przenieśmy się do Australii. Tam w latach 1996 – 2014 działała, z dużym powodzeniem, grupa Unitopia. Po jej rozpadzie, a właściwie zawieszeniu działalności (o czym więcej pod koniec tekstu), jeden z liderów, Mark Trueack powołał do życia nową formację – United Progressive Fraternity. Do pracy nad materiałem zaprosił kolegów z Unitopii (Matta Williamsa – gitara, Tima Irrganga – perkusja i Davida Hopgooda – perkusja), dwóch byłych muzyków grupy The Tangent (Guya Manninga – gitary, instrumenty klawiszowe i Daniela Masha – gitara basowa) oraz Marka Arnolda – saksofon, flet, instrumenty klawiszowe. Efektem prac była bardzo udana płyta „Fall In Love With The World” (2014), na której gościnnie wystąpili m.in. Jon Anderson i Steve Hackett. Jak się okazało była ona początkiem większej całości. Tematy na niej zawarte, dotyczące (bardzo upraszczając) stanu w jakim znajduje się nasza planeta, miały kontynuację na wydanym pięć lat później krążku „Planetary Overload Part 1 – Loss”. Tu głównym partnerem przy tworzeniu muzyki stał się multiinstrumentalista Steve Unruh, występujący na „Fall In Love…” jako gość. Oprócz niego swoje partie zarejestrowali Arnold i Mash, a także nowe postacie – Chritophe Lebled (instrumenty klawiszowe), Cornel Wilczek (orkiestracje), Matthew Atherton (syntezatory), Mark Franco (bass) i Joe Toscano (perkusja). Zdecydowanemu wydłużeniu uległa lista gości, wśród których ponownie znalazł się Steve Hackett, a także m.in. Jon Davison, Lisa Wetton, Hasse Froberg, Michel St-Pere, Colin Edwin czy Jerry Marotta. Domknięciem Trylogii będzie (premiera dopiero 15 lipca!) album „Planet Overload Part 2 – Hope”. Podstawowy skład skurczył się do dwóch muzyków – Marka Trueacka i Steve’a Unruha, za to liczba współpracowników, którzy pojawili się na płycie jest oszałamiająca – to prawie 40 (!) nazwisk, w tym ponownie Steve Hackett, Michel St-Pere, Colin Edwin, Jerry Marrota, Lisa Wetton, Hasse Froberg, ale także choćby Ryo Okumoto czy Jonas Reingold. Pojawił się także drugi z liderów Unitopii – Sean Timms.

Nie tylko liczba gości rozrasta się z płyty na płytę, także czas trwania poszczególnych wydawnictw stale się wydłuża. „Fall In Love With The World” zawierał 62 minuty muzyki, „Planetary Overload Part 1 – Loss” już 74 minuty, natomiast opisywane wydawnictwo to już prawdziwy kolos trwający 2 godziny. I już na wstępie dodam, że wypełnia go niesamowicie udana muzyka!

Zaczyna się od powalającego potęgą ścieżek perkusyjnych „Hope Is Drums Is Hope”, choć początek utworu nie zdradza tego, co ma nadejść potem. Delikatna elektronika, dźwięki fletu i subtelny śpiew Mark Trueacka (wspomaga go Rachel Flowers) stopniowo nabierają mocy, dołącza do nich chór, a później także Matt Williams grając krótkie solo i po krótkim wyciszeniu do głosu dochodzą perkusiści (jest ich tu czterech – Tommy Murray, Danielle Giovannoni, Chus Gancendo i Hans Jörg Schmitz), którzy atakują słuchacza z każdej strony (bardzo ciekawie poustawiane w przestrzeni stereofonicznej są poszczególni muzycy, przywodzi to na myśl ostatnie wcielenie King Crimson). To doprawdy piorunujące rozpoczęcie!

W sumie na płycie znalazły się aż 22 ścieżki trwające od kilkudziesięciu sekund do ponad 20 minut. Tym razem nie będę rozpisywał o każdej z nich, zamiast tego skupię się na najciekawszych fragmentach tego przebogatego brzmieniowo wydawnictwa. Już na drugiej ścieżce znajduje się, zaprezentowany światu jako zwiastun całości, song „Love Never Leaves Us”, który może kojarzyć się z nagraniami Petera Gabriela. Jest zapadająca w pamięć zagrywka na syntezatorze, przebijająca się przez większość piosenki z tła gitara, jest mocno zaakcentowana partia basowa zagrana na sticku tworzącym wraz bębnami i instrumentami perkusyjnymi porywającą sekcję rytmiczną, słyszymy instrumenty dęte, a wszystko to spaja swoim, niezwykle melodyjnym głosem Trueack. Podobny, „Gabrielowski”, charakter ma także znajdujący się pod koniec albumu utwór „Return To Earth”, któremu nie sposób odebrać przebojowego potencjału, szczególnie w refrenie, w którym do lidera dołącza wokalistka. Wśród spokojniejszych fragmentów należy wyróżnić „The Answer” ze zjawiskową partią skrzypiec, a także krótsze „Chants of Hope”, cudownie snujące się „The Changes We Make”, podniośle piękny „Learning”, ozdobiony śpiewem ptaków „The Bees In Us” z wybornymi śladami fletu oraz „Who We Really Are”, w którym na pierwszy plan wysuwa się fortepian, a Unruh kolejny raz czaruje swoimi skrzypcami. Jest to równocześnie fantastyczne wprowadzenie do dziesięciominutowej pieśni „We Only Get One Chance”, w której głos Trueacka wybrzmiewa wspaniale wsparty żeńskim wokalem, otulony orkiestracjami, skrzypcami, fortepianem i bezprogowym basem. A wisienką na okazałym torcie jest pojawienie się Steve’a Hacketta, który olśniewa swoją grą na gitarze. To zdecydowanie jeden z najwspanialszych momentów płyty! Na uwagę zasługuje też ośmiominutowe nagranie „Stabilization” z porywającymi solami na gitarach i skrzypcach, z bogatą sekcją rytmiczną (ponownie kilka ścieżek bębnów), orkiestracjami i podniosłym śpiewem.

Nie zabrakło też miejsca dla bardziej dynamicznych nagrań, jak „Island”, z odjechaną partią pianina, prawie hardcore’ową gitarą i pędzącą perkusją oraz z wieloma ścieżkami wokalnymi (kłania się The Neal Morse Band). Mocniejszymi fragmentami na płycie są też kompozycje „Homosapian” z wykorzystaniem instrumentów dętych oraz świetnym solem na gitarze oraz „Faultline” z bluesową zagrywką na gitarze i porywającą grą na flecie, co oczywiście automatycznie kojarzy się z twórczością Jethro Tull, ale na wyróżnienie zasługuje tu także sekcja dęta.

Na finał składają się dwa utwory – pierwszym z nich jest siedmiominutowy „Hymn Of Hope”, który zgodnie z tytułem, jest podniosły, z partią chóru, symfonicznym rozmachem i wirtuozerskim popisem gry na skrzypcach. Jako ostatnie wybrzmiewa nagranie „Reprise”, ponownie przywołujące na myśl twórczość Petera Gabriela, z funkującym basem, ciekawymi klawiszami i sporą dawka instrumentów dętych oraz schowaną z tyłu gitarą.

Wspominałem, że poszczególne ścieżki trwają od kilkudziesięciu sekund do ponad dwudziestu minut. I niejako na deser zostawiłem sobie właśnie to najdłuższe nagranie, noszące tytuł „Being of Equal”. Pojawienie się suity (bo za taką należy zdecydowanie to nagranie uznać) to już tradycja znana z poprzednich płyt formacji. Na „Fall In Love With The World” znalazł się 22-minutowy „Travelling Man (The Story of ESHU)” a na “Planetary Overload part 1 – Loss” o trzy minuty krótszy “Seeds For Life”. “Being Of Equal” rozpoczyna się niemal orientalnie za sprawą podkładu klawiszowego oraz dźwięków sitara. Śpiew początkowo subtelny powoli nabiera mocy, a uwagę ponownie przykuwają ścieżki basu, zarówno tradycyjnego, jak i bezprogowego. Środkowa część jest spokojna z intrygującym wykorzystaniem różnych przeszkadzajek i mnogością ścieżek wokalnych. Po nich przychodzi fragment mocniejszy z wirtuozerską solówką na syntezatorze i beatlesowskimi wielogłosami (choć bardziej w wydaniu, w jakim serwowane są one przez zespół Neala Morse’a), a sama końcówka jest niemal akustyczna, z delikatnym wokalem i wręcz eterycznym podkładem, w którym prym wiodą plamy klawiszy. Trzeba przyznać, że Mark Trueack wraz z koleżankami i kolegami wie jak budować długie formy w sposób potrafiący skupić uwagę słuchacza, bez narażania go na znudzenie.

Formacja United Progressive Fraternity oprócz proponowania niebanalnej muzyki skrzącej się milionem dźwięków, ma także, a właściwie przede wszystkim, pewne przesłanie, które chce przekazać światu. Pozwolę sobie je przedstawić korzystając z materiału zamieszczonego na stronie zespołu:

Serce, uzdrawianie i człowieczeństwo zawsze znajdowały się w centrum uwagi United Progressive Fraternity, a ich cel, jakim jest szerzenie łączności i zrozumienia na całym świecie, przenikał wszystko, co robili. Nigdy wcześniej ich charakterystyczna synteza wibrującej, wyrafinowanej instrumentacji i urzekająco ważnego sposobu pisania piosenek nie była tak satysfakcjonująca i rezonująca, jak na „Planetary Overload, Part 2 – Hope”, obszernym zakończeniu trylogii, która rozpoczęła się od „Fall in Love with the World” z 2014 roku i była kontynuowana na „Planetary Overload, Part 1 – Loss” z 2019 roku.

Podobnie jak jego poprzednicy, jak wyjaśnia zespół, „Hope” koncentruje się na problemach, które już zaczynamy napotykać na niespokojnej planecie oczekując, że w przyszłości będziemy musieli stawić im czoła; w konsekwencji zachęca słuchaczy do podjęcia „natychmiastowych pozytywnych działań w celu złagodzenia tych skutków i zapewnienia przetrwania ludzkości. W końcu Hope to świadomy wybór. Jesteśmy świadomi przeciwności losu, przed którymi stoimy (zwłaszcza jeśli chodzi o sprawiedliwe traktowanie Ziemi i jej mieszkańców), ale przedkładamy optymizm nad rozpacz”.

Przytoczę jeszcze jedną ciekawostkę – termin „Planetary Overload” został użyty w 30 lat temu jako tytuł książki, zmarłego w 2014 roku, profesora Tony’ego McMichaela, a zespół United Progressive Fraternity ma oficjalne pozwolenie na jego wykorzystanie.

Całość dopełnia niezwykle barwna okładka przygotowana po raz kolejny przez Eda Unitsky’ego. „Planetary Overload Part 2 – Hope” to album, który mimo potężnej dawki zawartej na nim muzyki ani przez chwilę nie nuży. To istna kopalnia niesamowitych kompozycji skrzącej się mnóstwem dźwięków, które wypływają z głębi i z każdym przesłuchaniem pozwalają, by je po kolei odkrywać. Ogromna ilość zaproszonych muzyków, w tym niewątpliwych gwiazd światowego rocka, nie przytłacza swoją obecnością, a całość brzmi niezwykle spójnie. To niewątpliwie jedna z najciekawszych pozycji, jakie pojawiły się w tym roku. Płyta, w wersji fizycznej, ukaże się 15 lipca na trzech płytach kompaktowych, w tym jednej wypełnionej nowymi interpretacjami utworów przez trio Romantech (Mark Trueack, Christophe Lebled, Steve Unruh - podobny zabieg zastosowano na albumie „Loss”) oraz na trzech winylach i można ją zamawiać na profilu grupy na Bandcampie (unitedprogressivefraternity.bandcamp.com).

Na razie nie znalazłem żadnych informacji co do prezentacji scenicznej wydawnictwa, ale miłośnicy głosu Marka Trueacka będą mogli go usłyszeć podczas koncertów reaktywowanej w 2021 roku grupy Unitopia, w której oprócz niego występuje aktualnie drugi lider, Sean Timms, a także Steve Unruh, John Greenwood oraz amerykańska sekcja rytmiczna, w skład której wchodzą muzycy współpracujący w przeszłości z grupą Weather Report – basista Alphonso Johnson i dawno niesłyszany Chester Thompson, którego większość słuchaczy kojarzy z występów z zespołem Genesis i podczas solowych tras Phila Collinsa. Zapowiadana jest też nowa płyta, która będzie nosić tytuł „Seven Chambers”. Pierwszy z występów będzie miał miejsce 3 września podczas festiwalu „2 Days Prog + 1” we włoskim Veruno.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!